wtorek, 31 października 2017

Happy Halloween!

Witajcie!
Z okazji Halloween/Dziadów (coby dziadek Mickiewicz był dumny) dodajemy na bloga one-shota. Poznajcie więc proszę:

Akashi - wampir
Kuroko - wampir
Midorima - Śmierć
Takao - duch
Aomine - wilkołak
Kise - wiedźma/czarnoksiężnik
Murasakibara - Jeździec Bez Głowy
Himuro - demon
Kagami - wilkołak


Zapraszamy!



Podłoga w starym opuszczonym domu na wzgórzu zaskrzypiała. Zaspany Akashi uniósł jedną powiekę, potem drugą i wygramolił się ze swojej trumny na strychu. W drewnianej skrzyni obok wciąż spał Kuroko. Przez moment chciał poczekać aż wstanie, ale wtedy zauważył, że słońce dopiero chyliło się ku zachodowi, więc nie powinno się go budzić. Jeżeli cokolwiek „ożywało” w tym domu przed nocą, to oznaczało, że albo mieli intruza, albo Aomine znów próbował dobierać się do Kise.
Ktokolwiek to był, miał pecha, że go obudził.
Aż go kły świerzbiły.
Przemienił się w nietoperza i zleciał na dół, gdzie inni współlokatorzy chowali się w korytarzu i zaglądali do salonu.
-Co tu się wyprawia? – spytał i skierował wzrok na Kise, który był najchętniejszy do plotek. Nie wiedział, co wiedźmy mają w sobie, ale ewidentnie kochały plotki.
-Ktoś przyszedł do domu – wyjaśnił. – Intruzi.
-Dlaczego ich nie przegonicie?
-Ja mogę ich tylko zabić – oznajmił Midorima, wskazując głową na swoją kosę. – A wtedy utkniemy z nimi jak ja z Takao.
Duch wydął usta.
-Shin-chan, a w nocy nie narzekałeś!
Blade zazwyczaj policzki Śmierci przybrały kolory purpury.
-Przymknij się, Bakao.
-A reszta?
-Jakoś o tym nie pomyślałem – mruknął Aomine. Wampir wywrócił oczami. Wilkołaki chyba miały z definicji jakieś dwadzieścia punktów IQ, dlatego postanowił nawet nie patrzeć w stronę Kagamiego, który dzielił parszywy los Daikiego.
-Mnie nie przeszkadzają – mruknął Kise. – Lubię ludzi.
-Ja dopiero się dowlokłem – usprawiedliwił się Himuro i skubnął zębami skórki z pozbawionych paznokci zakrwawionych palców. Demon miał chyba najbardziej mroczną postać z nich wszystkich. Był blady z ciemnymi cieniami pod oczami. Jego palce były pozbawione paznokci, miał mnóstwo ran na ciele, a czasem zdarzało mu się niekontrolowane krwawienie. Zdecydowanie ciekawie dobrał się z Murasakibarą, który nie miał głowy, a raczej miał i trzymał ją w prawej ręce, a na karku zawieszoną miał dynię.
-Musimy się ich pozbyć – oznajmił Akashi i wskazał na intruzów w salonie. Póki co milczeli, rozglądając się po mrocznej posiadłości, a o ich obecności świadczyło tylko skrzypienie desek. – Co jak się rozszaleją i obudzą Kuroko?
Grupka spojrzała po sobie. Zazwyczaj wszyscy lubili niebieskowłosego wampira, ponieważ był uprzejmy i ułożony, ale jeżeli ktoś śmiał obudzić go przed zachodem słońca, to jedynym sposobem, aby uniknąć tortur było schowanie się w szczelinach między deskami. Nikt nie chciał się narazić niewyspanemu Kuroko.
-Okej, no to ja zacznę – zaoferował się Takao. W mgnieniu oka jego ciało otoczyły brzęczące łańcuchy. Wszedł do salonu, gdzie nastolatkowie zrobili się siedzibę.
-Buuu – zawył duch. – Wyyynooościeee się z moich zieeem – zaskowyczał i zatrząsnął łańcuchami.
-O, ale mega przebranie, stary – rzucił nastolatek. – Czadowe łańcuchy.
-Jeeesteem duuuchem nawiedzająącyyym to domostwooo.
-Okej, jak lubisz.
Takao wydął wargę, a potem obrażony spojrzał na Midorimę.
-Shin-can! Dlaczego oni się mnie nie boją? Zrobiłeś ze mnie okropnego ducha – zajęczał i wrócił do grona swych upiornych znajomych. Uczepił się czarnego płaszcza Śmierci.
-Nie przejmuj się. Według mnie jesteś przerażający. Ja dostaję zawału zawsze, gdy cię widzę – zapewnił Midorima matowym głosem.
-Aww, dziękuję, Shin-chan.
Kise odchrząknął.
-No cóż… No to… Chyba moja kolej – powiedział. Poprawił swój kapelusz, wziął miotłę w rękę i ruszył w sam środek nastolatków, którzy teraz usiedli w kółku, zerkając na swoje telefony.
-Przepraszam, czy możecie sobie pójść? – zapytał grzecznie blondyn. – Nie chciałbym użyć na was mojej niesamowitej mocy.
-A umiesz zmienić wodę w wino, czarodziejko? – spytał intruz.
-Oczywiście. Kto tego nie potrafi?
-No to ogarnij alkohol, zanim reszta imprezy się zleci.
-Ale… Ja jestem potężnym czarnoksiężnikiem.
-Jasne, księżniczko.
Aomine zawarczał cicho.
-Ej, nie mów tak do mojego faceta – zawołał, wbiegając do salonu. – To silny i niezależny mężczyzna!
-Właśnie – przytaknął Kise. – Sami sobie załatwcie alkohol.
Dwójka zakochanych wróciła do zebranych w kupie upiorów.
-Nie mogłeś ich załatwić magią? – spytał Akashi. – Zmienić w ropuchy albo proch?
-Jestem też silnym i niezależnym pacyfistą.
Akashi pokręcił głową.
-Murasakibara?
-O nie! Jak ostatnio kazałeś mi kogoś przepędzić to zabrali mi głowę, a póki jej nie odzyskałem to Muro-chin nie chciał się ze mną całować, bo nie lubi dyni!
-Himuro?
-Mogę zamordować i dusze zesłać do piekieł.
-Niech to będzie plan B. Teraz ja spróbuję.
-A mojeh pomocy nie chcesz? – spytał Kagami.
-A dasz radę bez wycia do księżyca?
-Etto… Nie, raczej nie.
-No to bądź planem C.
Akashi wleciał do salonu w postaci nietoperza i na oczach nastolatków przemienił się w ludzką postać… Znaczy prawie na ich oczach, bo ci znów wgapili się w telefony.
-Przepraszam, czy mogę zająć sekundkę? – spytał uprzejmie, zwracając na siebie uwagę. – Możecie opuścić posiadłość nim wyssę z was krew? – dodał i syknął na nich, ukazując kły.
-Ale super! – pisnęła jakaś dziewczyna. – To przyklejane zęby?
-Implanty? – spytał ktoś inny.
-Spiłowałeś zęby?
„Dosyś!” – pomyślał. – „Niech Tatsuya ich zje!”
Naprawdę oddałby mu ich na potrawkę, gdyby nie wydarzyło się to, czego się tak bardzo obawiali.
U szczytu schodów pojawiła się mroczna postać niewyspanego Kuroko.

Scary End

wtorek, 26 września 2017

Zapach Wanili

Rozdział 11

Aomine cały dzień starał się dobić do drzwi księgowego, ale nikt mu nie otwierał. W końcu idąc za radą Kise, wywarzył drzwi – na pierwszy rzut oka wyglądało na to, że właściciel był po prostu nieobecny.
-No cóż… Może wyszedł na miasto?
-Ta… Chyba sam wynajmę detektywa do tej sprawy – mruknął Daiki. Wszedł w głąb mieszkania, rozglądając się po jasnym, nowoczesnym wnętrzu.
-Daj spokój. Jesteś najlepszy – zapewnił Kise. Detektyw uśmiechnął się mile połechtany tym komplementem.
Kluczyli po mieszkaniu, aż w końcu dotarli do łazienki. Tam w wannie spał poszukiwany przez nich Aihara.
-Wygląda jak trup – mruknął Kise. – Ale oddycha… Fu, śmierdzi tu alkoholem.
-Tak, też to czuję – zapewnił Aomine. – Chyba zaraz zwymiotuję.
Blondyn przytaknął i podszedł bliżej byłego księgowego. Sięgnął po słuchawkę od prysznica i odkręcił wodę, którą ochlapał mężczyznę. Ten natychmiast się ocknął.
-Dzień dobry, czy nic panu nie jest? – spytał Kise.
-Ja… Ja… Kim wy, u diabła, jesteście?
-Detektywi. Badamy sprawę śmierci Akashiego Seijurou.
Aihara pobladł i wydał z siebie głuchy jęk.
-Ale jak to… Akashi-san nie żyje?
Aomine i Kise spojrzeli po sobie. Mężczyzna wydawał się autentycznie zaskoczony, ale mógł być po prostu dobrym aktorem. Na pewno spodziewał się, że ktoś przyjdzie go przesłuchać i najzwyklej w świecie zrozpaczoną minę mógł ćwiczyć przed lustrem.
-W firmie słyszeliśmy, że wygrażał pan Akashiemu – powiedział Aomine. – Więc mam nadzieję, rozumie pan, że musieliśmy złożyć panu wizytę.
Aihara spojrzał na niego ogromnymi oczami.
-Nie wygrażałem Akashiemu – zapewnił. – On… On bardzo mi pomógł, ale tak, miałem spore zatargi z jego następcą. Jemu groziłem, bo chciał wezwać policję… Niby słusznie, ale to drań bez serca.
-Jak Akashi panu pomógł?
-Moja żona jest hazardzistką… Narobiła nam ogromnych długów u ludzi, z którymi nikt nie chciałby się zadawać… Musiałem ukraść te pieniądze, bo inaczej by nas pozabijali… Nie wiem jak Akashi to zrobił, ale oni anulowali nam ten dług… Chyba ich zna, czy coś…
Daiki pokiwał głową. Rudzielec rzeczywiście miał układy nawet w Yakuzie – uznawał to za zabezpieczenie, bo najlepiej żyć dobrze i z tymi dobrymi i z tymi złymi..
-A gdzie teraz jest pańska żona i dzieci?
-Zabrała je… Dlatego jestem w takim stanie… Ta… Ta kobieta odebrała mi dzieci i wyjechała, bo to ponoć ja mam na nie zły wpływ! Bo mój szef ma znajomości w gangu!
Detektyw pokiwał głową. Uznał, że nie chce dłużej męczyć już biednego Aihary. Zadał jeszcze tylko jedno pytanie: czy ma alibi na czas morderstwa.
-Piłem… Piłem w tym no… Barze „Pączek”. Właściciel Murasakibara na pewno mnie kojarzy. Pozwolił mi spać u siebie na zapleczu.
-Sprawdzimy to – zapewnił Daiki. – A teraz, no… Może wyjdzie pan z wanny? W łóżku będzie się panu spało wygodniej.
-I prosimy nie wyjeżdżać z miasta – dodał Kise i chwycił dłoń detektywa. – Do zobaczenia, Aihara-san.
-A, tak, do zobaczenia.
Szybko opuścili mieszkanie mężczyzny i zapakowali się do auta Daikiego.
-I co myślisz? – spytał Kise.
-Wydaje się w porządku, ale najpierw chcę sprawdzić jego alibi.
-Jasne… W sumie to szkoda mi go. Jego żona zachowała się perfidnie.
-Owszem.
-Ty nie waż się mnie tak zostawić, Aomine Daiki.
-A ty nawet nie myśl o długach u gangów.
-Spoko, boję się gangów.
Daiki uśmiechnął się lekko. Od czasu śmierci Akashiego czasem łapał się na tym, że zastanawia się nad tym, co by było, gdyby stracił Kise. Niby upierał się, że nie łączą ich głębsze relacje, ale teraz robił to głównie w żartach, aby trochę podjudzić blondyna. W rzeczywistości nie potrafił sobie wyobrazić świata bez jego ciągłego przytulania, marudzenia i wyznań miłosnych.
-O czym myśli, Aominecchi?
-O tobie – odparł.
-O mnie?
Pokiwał głową.
-To… miłe… Chyba… A co myślisz?
-O randce.
-Chcesz mnie zabrać na randkę? – Ucieszył się. – Dawno na żadnej nie byliśmy… Co chcesz robić?
-Nie wiem, może po prostu pójdziemy do kina?
-Uwielbiam kino – zapewnił.
Daiki uśmiechnął się jedynie i pozwolił Kise prowadzić monolog na temat tego, jaki film powinni wybrać. Naprawdę niewiele potrzebował do szczęścia.

*

Weszli do knajpki Murasakibary, gdzie chwilowo świeciło pustkami. Ich przyjaciel przypominający Tytana (Pozdrowienia dla Fanów Ataku Tytanów – Dop. Aut.) akurat ścierał kurz z blatu.
-Ohayo! – przywitał się wciąż uszczęśliwiony Kise.
-Ohayo, Ohayo – odparł Murasakibara. – Co was sprowadza? Napijecie się czegoś?
-Ehm, nie dzięki – powiedział Aomine. – W zasadzie to chcieli cię… przesłuchać?
-Przesłuchać? Mnie?
-Tak… Znaczy, Aihara, księgowy Akashiego to nasz główny podejrzany, ale podobno ma alibi, bo…
-Bo urżnął się jak świnia i spał na zapleczu – dokończył za niego Atsushi. – Tak, był tutaj cały dzień. Nieźle się chłopakowi oberwało od żony. Ja bym wam radził zagadać do Keia.
-Kei? – pisnął Kise. Za każdym razem jak wspominał tego typa spod ciemnej gwiazdy to robiło mu się słabo.
-Tak, to u niego się zadłużyli. Akashi wstawiając się za nimi musiał mu podebrać sporo kasy.
-Ale Kei… Myślisz, że on zrobiłby Akashiemu krzywdę? Przecież jego gang ubóstwiał tego gościa.
-Niby tak, ale tu się rozchodzi o grube pieniądze.
Kise wtulił się w ramię Daikiego.
-Aominecchi ja nie chcę do nich iść. Oni są wredni.
-Wiem, wiem – westchnął Daiki. – Nie martw się o to, Kise.
-To co, może jednak się czegoś napijecie? – zaproponował Murasakibara. – Kieliszek sake na odwagę?
-Tak! – zawołał od razu Kise i usiadł na stołku koło baru. – Nie ma bata, żebym poszedł tam na trzeźwo.

Aomine uśmiechnął się i usiadł obok Kise. Nie ma bata, żeby pozwolił mu iść ze sobą. Jeszcze zrobiliby mu krzywdę.

















Wybaczcie, że tak długo nas nie było i że tyle czasu nie było widać żadnego yaoi, ale na bogów, studia są straszne. Znaczy studia - USOS. Kto to tworzył? To tak skomplikowana witryna! I wygląda na to, że nie tylko ja, a wszyscy pierwszoroczni tego nie rozumieją - to chyba jakiś, drogi Uniwersytecie, prawda? Może czas na nowych informatyków?
Nocami nie spałam, chcąc to ogarnąć.
Ale teraz już jestem i pracuję nad yaoi jak i nie-yaoi. Dam z siebie wszystko, żeby was nie zawieźć - i żebyście dowiedzieli się, kto zamordował Akashiego. A może macie swoje typy? Dzielcie się nimi w komentarzu!

sobota, 2 września 2017

Midorima i ja Again!

Spałam w łóżku Midorimy.
Jeszcze nigdy nie byłam tak blisko niego.
I po raz pierwszy wiedziałam, jaką nosi piżamę.
Byłam pewna, że będzie nosił prostą piżamę, pewnie niebieską i w kratę z bawełny.
A on spał w bokserkach.
Tylko boskerkach.
Zasnęłam w kompletnie nagich ramionach Midorimy Shintarou! I na równie nagim torsie miałam pobudkę. W takich momentach budził się we mnie mały zboczeniec i miałam ochotę zmacać mojego faceta, ale cóż…
-Nie, nie, nie… Nie będziesz nastawać na cnotę Shintaro – upomniałam się.
Midorima uśmiechnął się sennie.
-Mojej cnocie to nie przeszkadza – powiedział. – Ale ja przed nocą poślubną, chciałbym być twoim mężem.
-A, no tak… Shintaro, będziesz moim mężem!
-Owszem. Pozwolisz, że się ubiorę? – zapytał i rzucił spojrzenie na moje ramiona oplatające go w pasie. Natychmiast je cofnęłam.
-Przepraszam.
-Nie szkodzi – odparł i wstał z łóżka. Potem podszedł do parapetu, na którym siedziała żabka będąca niegdyś jego szczęśliwym przedmiotem. W ułamku sekundy oderwał jej głowę, a później wyciągnął z niej pierścionek z niewielkim diamencikiem.
-Mi-Midorima…
-Miałem dać ci go wcześniej – powiedział. – Przyjmiesz go?
Pospiesznie skinęłam głową.
-Tak, oczywiście, że tak.
Na jego twarz wstąpił łagodny uśmiech, a potem podszedł do mnie i włożył obrączkę na mój serdeczny palec.
-Wiesz, dlaczego akurat na ten palec zakłada się obrączki?- spytałam go. Pokręcił głową.
-Ponieważ on łączy się z sercem.
-A tak, rzeczywiście – westchnął. – Ostatnio nawet profesor opowiadał nam anegdotkę na ten temat. Wiesz, robił nam powtórkę z układu krwionośnego.
-Rozumiem.
-A właśnie, nie zapytałem cię wcześniej. Jak poszły ci egzaminy?
-Dobrze, dostałam się do Tonan.
-A co z Tokijskim Uniwersytetem?
-No cóż… Podeszłam do egzaminu, ale pytania były straszne. Nic z tego wszystkiego nie zrozumiałam.
Kiwnąłem głową.
-Tak, podobno w tym roku były okropne – mruknął. – A są już wyniki?
Kiwnęłam głową.
-Nie dostałam się, przykro mi.
-Nie szkodzi, mogę wciąż przenieść się do Tonan.
Pokręciłam szybko głową.
-Nie, no co ty głuptasie. Uniwersytet Tokijski to najlepsza szkoła w Japonii, ba – jedna z lepszych na świecie! Nie wolno ci z niej rezygnować!
-Na pewno? Zależało ci na wspólnych studiach.
-Shintarou, mogę spróbować za rok, prawda? Poza tym w Tonan jest bardzo dobry wydział dla pielęgniarek i mają praktyki w tym samym szpitalu, co twoja szkoła.
-Skoro tak wolisz – odparł. Spojrzał na zegar na ścianie. Wskazywał siódmą rano. – Za pół godziny otwierają urząd stanu cywilnego. Powinniśmy się zbierać, żeby uniknąć kolejek.
-Um, dobrze. Tylko… Nie mam nic stosownego do ubrania.
-Twój wczorajszy strój był dobry.
-Tak twierdzisz?
Kiwnął głową.
-Tak. Zresztą sam nie mam zamiaru nie wiadomo jak się szykować. Idziemy tylko podpisać dokumenty. Nie wymagają do tego stroju galowego.
-A, uhm… Dobrze.
Wyskoczyłam z łóżka i szybko zgarnęłam moje ubrania z krzesła przy biurku. Wciągnęłam na siebie moją ukochaną plisowaną spódniczkę w kolorze beżu, a potem spojrzałam na Midorimę, który przyglądał mi się z zaciekawieniem.
-Nie podglądaj – nakazałam. W odpowiedzi znów uśmiechnął się łagodnie, a potem odwrócił do mnie plecami. Szybko zrzuciłam z siebie jego podkoszulek, który pożyczył mi do spania, a potem włożyłam na siebie biały sweterek.
-Okej, już – powiedziałam. On w tym czasie przywdział na siebie dżinsy i błękitny sweter. Uwielbiałam, gdy go zakładał – materiał był tak mięciutki, że zmieniałam się w przylepę i cały czas się do niego tuliłam.
-Chcesz zjeść śniadanie przed wyjściem? – spytał.
-Nie. Nie jestem głodna, a ty?
Zaprzeczył ruchem głowy.
-W takim razie chodźmy – zaproponowałam.
-Dobrze. Takao obiecał się zjawić.
-Takao?
-Tak, potrzebujemy podpisu świadka – powiedział.
-No tak – mruknęłam. Japonia miała to do siebie, że do zawarcia małżeństwa wystarczyły trzy podpisy i pieczątka, a reszta to tylko popisy przed znajomymi. Przynajmniej Shintarou tak uważał.
-Gotowa? –spytał.
-Tak, tak. Możemy iść.
Shintarou wziął mnie za rękę i zeszliśmy na dół. Jego rodzice siedzieli akurat w kuchni i jedli śniadanie. Gdy pani Midorima nas ujrzała wybałuszyła oczy. Pan Midorima skwitował to tylko:
-O, zostałaś na noc?
W odpowiedzi kiwnęłam głową, licząc na to, że nie przypominam teraz pomidora.
-Wychodzimy – oznajmił mój przyszły mąż.
-Gdzie? – spytała jego mama.
-Ot, po prostu. Mamo, wezmę twoje auto.
-Do widzenia – zawołałam, gdy Midorima pociągnął mnie w stronę wyjścia.

Wraz ze złożeniem ostatniego podpisu na dokumencie oficjalnie stałam się Midorimą. Gdy tylko to się stało, poczułam się tak, jakby spełniło się moje największe marzenie, o którym nie wiedziałam. Shintarou też szczerzył się od ucha do ucha (co wyglądało ciut upiornie swoją drogą), a Takao rozpłakał się zaraz po wyjściu z urzędu.
-Zawsze płaczę na ślubach – usprawiedliwiał się.
-To nic, Tak-kun, kobiety kochają wrażliwych mężczyzn – powiedziałam.
Midorima uniósł lekko brwi, ale nie odpowiedział. Za to jego przyjaciel otarł łzy i chyba się uspokoił… Tylko trochę pochlipiwał.
-Jak ja ludziom wytłumaczę, że tak ryczę – mruknął.
-Możesz jechać z nami – zaproponowałam.
-No cóż… Nie chcę wam psuć nocy poślubnej… A bardziej poranka.
No cóż… O tym nie pomyślałam.
A zdecydowanie powinnam. W końcu małżeństwo oznaczało przełamanie naszego tabu, mieliśmy wyzbyć się nie tyle niezręczności, co oporów.
-Na razie, Midorima-kun, Midorima-san – powiedział Takao i wyszczerzył się w kolejnym pełnym radości uśmiechu. Zaraz potem uciekł w stronę przystanku autobusowego.
-Mogliśmy go chociaż odwieźć – mruknęłam.
-To duży chłopiec, da sobie radę – odparł Shintaro. – Wracamy do domu, czy chcesz gdzieś jechać?
-Nie możemy wracać – odparłam.
Drogę raczej spędziliśmy w milczeniu. Słowa Takao wisiały nad nami – a przynajmniej nade mną. Cały czas o tym myślałam – czy jak wrócimy do domu, to będziemy się kochać? Albo może chociaż mnie pocałuje? Byliśmy daleko w tyle za innymi parami. Raz gdy spotkaliśmy podczas spaceru Aomine razem z jego dziewczyną (na pewno miała powiększony biust!), to nie mieli żadnego oporu, żeby się obściskiwać. A ja uznawałam chodzenie za rękę za sukces. Może coś było ze mną nie tak? A może to z Midorimą? Może byłam takim pechowcem, że miłość mojego życia była askesualna?
Auto zatrzymało się na podjeździe przed domem Midorimy. Wysiedliśmy i ruszyliśmy do drzwi. Gdy mój ukochany je odkluczył, nie wytrzymałam i zadałam nurtujące mnie pytanie:
-Naprawdę to zrobimy, Shintarou?
Chłopak zatrzymał się w pół kroku, a jego policzki zaczerwieniły się.
-Uh, no cóż… Nie musimy… Możemy… Znaczy…
-Shin-chan, jeżeli chcesz jeszcze poczekać, to rozumiem.
-Czyś ty oszalała? – Wypuścił powietrze z płuc. – Nie chcę czekać ani sekundy dłużej – oznajmił, po czym (zaskakując chyba nas oboje) pocałował mnie. Zamknęłam oczy i zarzuciłam mu ramiona. Przyznam, że było dziwnie, bo żadne z nas nie do końca wiedziało, co robić. Znając Midorimę pewnie wcześniej przeczytał miliard poradników, ale moje jedyne doświadczenia seksualne to pocałunek z moim misiem, gdy bawiłam się w ślub.
Shintaro włożył dłonie pod moje pośladki i podsadził mnie tak, żebym mogła opleść go nogami w tali. Nie przerywając pocałunku wszedł do domu i kopniakiem zatrzasnął za nami drzwi. Zaraz potem ruszył na górę, do swojego pokoju.
Przed jego pokojem oderwaliśmy się od siebie na moment i Midorima postawił mnie na ziemię. Zrzuciliśmy z siebie pierwszą warstwę ubrań i zaraz potem znów wylądowałam w ramionach męża. Wziął mnie na ręce i zaniósł do swojego łóżka. Położył mnie na nim delikatnie i sam usadowił się obok.
-A ty na pewno chcesz to zrobić? – spytał. Jego policzki były zaróżowione, a w oczach pojawił się nieznany mi dotąd blask.
Skinęłam głową.
-Nie mam zamiaru czekać ani sekundy dłużej – wyszeptałam. Serce biło mi w piersi jak szalone, a ciało płonęło z niecierpliwości. Nie spodziewałam się, że tak to właśnie jest.
Midorima pochylił się nade mną i musnął moje wargami, a potem zsunął się ustami na moją szyję. Zaczął wędrować pocałunkami w dół – do obojczyka, potem do piersi przy których się zatrzymał się, żeby pozbyć się mojego stanika, aż zakończył wędrówkę przy linii moich majtek.
Tym razem serce chciało wyrwać mi się w piersi. Czułam, że w każdej chwili okaże się, że w piersi przez ostatnich osiemnaście lat życia nie miałam organu do pompowania krwi, a Xenoforma, który dojrzał i chciał wydostać się na powierzchnię.
Shintarou z niemal namaszczeniem zsunął ze mnie ostatnią część bielizny i – z już mniejszą dbałością – zrzucił na podłogę. Rozchylił delikatnie moje nogi, które teraz były jak z waty i skrył się pomiędzy nimi. Z mojej pozycji miałam tylko widok na jego zielone włosy.
Dwoma palcami rozchylił płatki mojej kobiecości i przejechał po niej gorącym językiem, co sprawiło, że z moich zaciśniętych warg wyrwał się jęk. Widząc moją reakcję Shintaro ruszył w tym kierunku, doprowadzając mnie do skraju ekstazy przy pomocy języka i palców. Doprawdy – jeżeli był prawiczkiem, to musiał przejść jakiś kurs zadowalania kobiet.
Nagle poczułam, że odsunął się. Jęknęłam wtedy niezadowolona, ale Shintaro nie zwrócił na to uwagi. Wyciągnął się nade mną i wyciągnął z szuflady przy jego łóżku prezerwatywę. Ściągnął z siebie bokserki, a potem rozerwał folijkę. Nałożył gumkę na sztywnego członka (który zdecydowanie imponował rozmiarem) i pochylił się nade mną, żeby pocałować mnie krótko w czubek nosa.
-Powiesz mi, jeżeli coś będzie nie tak, prawda? – spytał. Skinęłam głową.
-D-dobrze – wyjąkałam. Byłam dumna, że udało mi się wykrztusić chociaż tyle.
Midorima pochylił się mocniej, i pocałował mnie delikatnie. Objęłam go i wtedy akurat wszedł we mnie. Poczułam nagły, ostry ból i syknęłam cicho, co podziała na Shintaro jak kubeł zimnej wody.
-Wszystko w porządku?
-Tak, tak – zapewniłam. Uśmiechnęłam się łagodnie. – Już nie boli.
Uspokojony skinął głową i wrócił do przerwanej czynności. Poruszał powoli biodrami – za każdym razem wchodził głęboko, wyrywając z moich ust liczne jęki i westchnienia. Midorima też oddychał ciężej niż zazwyczaj i jęczał z twarzą wtuloną w moją szyję.
Gdy poczułam, że dochodzę, ujęłam twarz Shintaro w dłonie i pocałowałam go w usta. Wydał z siebie stłumiony jęk i sam skończył zaraz po mnie.

Kilka godzin później u rodziców Shintaro

Pani Midorima uniosła brwi, widząc klucze zostawione w drzwiach po zewnętrznej stronie. Zaniepokojona spojrzała na męża.
-To Shintarou… Myślisz, że coś mu się stało? – spytała.
Mężczyzna wzruszył ramionami i wszedł do środka. Zakradał się na palcach niczym ninja. Kobieta ruszyła za nim. Z niemałym przerażeniem spojrzała na torebkę, która należała do jej przyszłej córki. Wszystkie rzeczy – telefon, portfel i dokumenty z niej wypadły. Szczególnie zwróciła uwagę na jedną rzecz – dokument rejestracji małżeństwa.
-Kochanie – westchnęła – chyba wiem, co się dzieje.
-He? Co takiego?
Podała mężowi dokument.

-Świętują pierwszy dzień małżeństwa.

***

Ohayo!
Znów przybywam do Was z Midosiem, ale obiecuję, że już kolejny post (z mojej strony, nwm jak z Shadow) będzie z kategorii Yaoi, a konkretnie - kolejny rozdział Wanilii. Jednak dla tych, którym spodobały się spotkania z chłopcami z KnB - to też jeszcze nie koniec. W najbliższym czasie możecie się spodziewać róóóóżnych romansów na blogu.

piątek, 18 sierpnia 2017

Przybywa z Przeprosinami i Midosiem

Witajcie!

Wybaczcie, że znów nie było nas tak długo, ale załapałyśmy się do sezonowej pracy i nie miałyśmy dostępu do internetu - nad czym bardzo ubolewamy. Teraz już jesteśmy w domu, więc posty będą dodawane regularnie. Jako, że ostatnio mam wenę bardziej do Midorimy i Czytelniczek/ków, to poniżej wstawiam kolejną część.

***

Gdy kończyłam liceum – czyli dokładnie dwa lata po tym, gdy ja i Midorima zaczęliśmy się spotykać – już było jasne, że weźmiemy ślub zaraz po zakończeniu roku szkolnego. Koleżanki z klasy nie raz mi z tego powodu zazdrościły. Wśród nich była między innymi Jinko, która też sobie ostrzyła zęby na moją marcheweczkę – głównie dlatego, że jasnym było, że zostanie lekarzem, a to oznaczało życie na wysokim poziomie. Midorima zwykle kazał mi ją ignorować, ale ja nie byłam w stanie zachować takiego spokoju, więc zwykle kończyło się kłótnią. Tak samo było w dzień, gdy żegnaliśmy nasze klasy. Mój – oficjalnie już – narzeczony miał po mnie przyjść, gdy impreza się skończy, ale mniej więcej w środku zabawy dostałam od niego sms-a.

         MARCHEWKA: NIE MOGĘ PRZYJŚĆ, MAMA UPARŁA SIĘ NA PRZYMIARKĘ GARNITURU
         JA: OK, NIC SIĘ NIE STAŁO

Szturchnęłam w ramię mojego wychowawcę, który zaoferował, że odwiezie tych uczniów, którzy nie marzyli o nocnym spacerze.
-Sensei, czy mógłby mnie pan też podrzucić do domu?
-A nie miał po ciebie przyjść twój ukochany Shintaro? – zapytała Jinko.
-Ma teraz przymiarkę garnituru – odpowiedziałam.
-Albo planuje ucieczkę.
Zmrużyłam oczy.
-Spodziewałabym się tego, gdyby ktoś zmusił go do ślubu z tobą, ale dzięki bogom oświadczył się mnie.
No dobra, to ja się oświadczyłam. Łaziłam za nim przez miesiąc, aż w końcu się zgodził – a i tak zdecydował się dopiero wtedy, gdy Takao zagroził, że ukradnie mu jego szczęśliwy przedmiot na tamten dzień. Trochę szkoda, że przyszło mi go zdobyć szantażem, ale on w życiu by się nie zdecydował.
-Dzięki bogom? To tylko litość Mido-chan! – prychnęła Jinko.
-Nie-nazywaj-mojego-faceta-Mido-chan – wycharczałam przez zęby.
-Dziewczęta, spokojnie – przerwał nam sensei. – I tak, odwiozę cię do domu.
-Dziękuje – odparłam. Akurat w tym momencie mój telefon ponownie się odezwał, ale to nie sms, a połączenie przychodzące. Na ekranie mojego telefonu pojawiło się zdjęcie Midorimy przed Uniwersytetem Tokijskim (na który się dostał i gdzie uczył się już drugi rok).
-Przepraszam – rzuciłam, odchodząc od stołu. Odebrałam, gdy wyszłam na korytarz. – Tak, słucham?
-Masz z kim wrócić do domu? Bo mogę poprosić tatę, żeby po ciebie przyjechał.
-Nie trzeba, Satoshi-sensei mnie odwiezie.
-Będzie z wami ktoś jeszcze?
-Tak, jeszcze kilka osób.
-O której będziesz w domu?
-Nie wiem, koło dwudziestej pierwszej.
-Zadzwoń, gdy impreza się skończy i gdy dotrzesz do domu. Autem nie powinno wam to zająć więcej niż pół godziny.
-Midorima, czy ty się o mnie martwisz?
-Wcale nie – prychnął. – Po prostu mnóstwo pieniędzy włożyliśmy w organizację ślubu, więc marnotrawstwem byłoby, gdyby ktoś cię zamordował.
Martwił się. I to bardzo.
-Dobrze, marcheweczko. Zadzwonię.
-Nie jestem marchewką, nanodayo.
-Jesteś. Zadzwonię potem.
-Mhm.
Rozłączyłam się i wróciłam do reszty grupy. Ktoś włączył karaoke i teraz sensei śpiewał razem z paroma osobami z klasy opening jakiegoś anime. Zachichotałam, słysząc próbę nauczyciela, żeby nie brzmieć jak zarzynane prosię.

Zgodnie z moimi przewidywaniami impreza skończyła się koło dziewiątej wieczorem. Sensei odwiózł nas wszystkich i tak się złożyło, że ja zostałam ostatnia.
-Ach, zapomniałem zapytać. Odwieźć cię do twoich rodziców, czy narzeczonego.
No cóż, powinnam powiedzieć, że do rodziców, ale skoro moja ukochana marcheweczka tak się o mnie martwiła, to uznałam, że mogłabym go odwiedzić.
-Do Midorimy, proszę – powiedziałam i uśmiechnęłam się przy tym. Sensei tylko skinął głową i zawiózł mnie w odpowiednie miejsce.
Wysiadłam z samochodu nauczyciela, podziękowałam i szybko udałam się do domu Midorimy. Po zapukaniu do drzwi otworzyła mi jego mama ubrana w szykowną sukienkę.
-Och, to ty, złociutka! Wejdź, proszę.
-Dobry wieczór – powiedziałam, wsuwając się do środka. – Jak przymiarki garnituru?
-Hm? Nie było żadnej przymiarki.
-Nie? Midorima mówił, że nie może mnie odebrać, bo ma przymiarkę garnituru.
-Nie. Shin-chan cały wieczór spędził z Takao w pokoju. Teraz też tam są i coś knują.
-Knują?
-Tak. Naradzają się jak przed bitwą.
-Etto… No cóż, podskoczę do nich i zobaczę, co robią, dobrze?
-Oczywiście, skarbie.
Nim jednak poszłam do pokoju Shintaro postanowiłam do niego zadzwonić i zapytać, jak idzie mu przymiarka.
-Tak? – odezwał się po drugiej stronie linii.
-No hej, jestem już w domu.
-A, dobrze.
-A jak przymiarki?
-Nieźle. Mam ciut za długie nogawki.
-Mhm… Spotkamy się jutro?
-Tak, przyjdę po ciebie, dobrze?
-Jasne. Gdybyś nie chciał się konfrontować z moim tatą to kończy pracę koło piętnastej, więc możesz wpaść szybciej.
-Dobrze. Muszę już kończyć.
-Dobrze, kocham cię.
-Mhm, pa. – Rozłączył się, a ja zachichotałam. Zawsze panikował, gdy wyznawał mu miłość.
Pokręciłam głową, a potem poszłam do pokoju Shintaro, który znajdował się na piętrze. Drzwi były uchylone, dzięki czemu usłyszałam głos Takao.
-Nie no, bez jaj… Nie robiliście jeszcze t e g o?
No cóż… Prawda.
-Zamknij się. Nie każdy musi o tym słyszeć.
-Ani się nie pieściliście – kontynuował Takao, jakby nie słyszał wypowiedzi mojego przyszłego męża.
-Nie.
Smutna prawda.
-Ani nie całowaliście?!
Okrutna prawda.
-I do tego nie miałeś jaj, żeby się jej oświadczyć! – wrzasnął Takao.
A tego sobie nie przypominam.
-Czy ty ją naprawdę kochasz? – zapytał Takao.
-C-co?
No właśnie! Co?!
-Dobrze słyszałeś. Ta dziewczyna się o ciebie stara, kocha cię, to ona poprosiła o rękę ciebie, a ty nawet nie powiedziałeś jej, że ją kochasz… Jeżeli tak ma to wyglądać to odwołaj to i pozwól jej znaleźć sobie kogoś, kto ją pokocha.
Moje serce ścisnęło się. Nawet się nie waż, Midorima Shintaro…
-Oczywiście, że ją kocham, nanodayo. I miałem się jej oświadczyć i nawet kupiłem pierścionek, ale…
-Ale?
-Ale ukryłem go w szczęśliwym przedmiocie, który chciałeś mi ukraść, nanodayo! – zawołał Midorima.
O, wow…
-O… Głupio wyszło.
-Co ty nie powiesz, nanodayo?
-No… Musimy to naprawić! – oznajmił dumnie Takao. – Musimy zorganizować coś z pompą, żeby poczuła, że ją kochasz.
-Aha… Łatwo ci mówić.
-Oświadczysz się jej raz jeszcze… Znaczy pierwszy raz. Zaprosisz na kolację, potem poprosisz o rękę i pójdziesz do jej ojca po błogosławieństwo. Będzie zachwycona. I MUSISZ POWIEDZIEĆ JEJ, ŻE JĄ K O C H A S Z , jasne?
-Mhm… Jak słońce.
-No i pocałowałbyś ją w końcu. Ta dziewczyna chyba ma boską cierpliwość, chociaż kto wie, czy jakiś bożek nie szykuje się, żeby cię walnąć, bo zasłużyłeś.
Midorima nie odpowiedział, a ja uznałam, że to dobra pora, żeby się wtrącić. W końcu Takao by mi go zadręczył tymi wszystkimi wyrzutami.
-Hej, chłopcy – rzuciłam, wchodząc do pokoju. Zupełnie jakbym ich nie podsłuchiwała. Obaj zamarli, patrząc na mnie.
-Co tu robisz? – spytał Midorima, który otrząsnął się ciut szybciej.
-Cóż… Wpadłam w odwiedziny, żeby nakryć cię na kłamstwie. Naprawdę, kochanie… Jeżeli byłeś umówiony z Takao, mogłeś mi powiedzieć. Przecież bym się nie gniewała – powiedziałam.
-Ja… Uhm…
-Ja już może pójdę – oznajmił Takao. – Nie będę wam przeszkadzać.
-Ależ nie przeszkadzasz. Poza tym to ja jestem nieproszonym gościem, więc ja powinnam pójść.
-Nie, zostań – poprosił Midorima i złapał mnie za rękę. – Takao już wychodził.
-Tak, dokładnie – potwierdził chłopak. Chwycił swoją torbę z podłogi i wyleciał z pokoju jak strzała.
-Hm… Strasznie mu się spieszyło – mruknęłam.
-Pewnie liczy na to, że moi rodzice podwiozą go do domu przed wyjściem do teatru.
-Twoi rodzice wychodzą?
Skinął głową.
-Chciałabyś dziś u mnie zostać?
-Ach… uhm…
-Mam na myśli tylko sen – sprostował od razu. – Chcę, żebyś ze mną była.
Uśmiechnęłam się ciepło.
-Przecież tu jestem.
-Nie, chodzi mi o to… Nie chcę, żebyś była tu tylko dziś w nocy, ale zawsze. Chcę dzielić z tobą każdą chwilę mojego życia, dlatego… Zostań moją żoną, dobrze?
Uniosłam brwi. Kompletnie go nie rozumiałam.
-Przecież weźmiemy ślub. Za tydzień.
-Nie. To będzie tylko licha ceremonia, na pokaz. Zostań moją żoną już teraz… Nie, teraz urząd jest zamknięty. Jutro. Zostań moją żoną jutro.
-Shintaro…
-Zrobisz to dla mnie?
Kiwnęłam głową.
-Tak, oczywiście, że tak, ale… Dlaczego teraz?
-Takao mi to uświadomił. Gadał, że powinienem ci się oświadczyć, przy kolacji, przy świecach… I zasługujesz na to, zasługujesz na najwspanialsze oświadczyny i na najpiękniejszy ślub, ale najbardziej z tego wszystkiego należę ci się ja i przed całym tym ceremoniałem chcę już być jedynym mężczyzną w twoim życiu.
-Jedynym do czasu, gdy urodzę pierwszego synka – sprostowałam. – No i jest jeszcze mój tata… Shintaro?
-Tak?
-Na pewno jesteś gotowy na to małżeństwo?
Uśmiechnął się i skinął głową.
-Oczywiście. Od dnia, gdy cię poznałem. Odliczałem sekundy, które zbliżały nas do tego dnia.
Tsundere-romantyk.
-Dlaczego?
-Ponieważ cię kocham i będę kochał aż do śmierci.

Uśmiechnęłam się. W końcu, po dwóch latach, Midorima Shintaro wyznał mi miłość.