wtorek, 26 września 2017

Zapach Wanili

Rozdział 11

Aomine cały dzień starał się dobić do drzwi księgowego, ale nikt mu nie otwierał. W końcu idąc za radą Kise, wywarzył drzwi – na pierwszy rzut oka wyglądało na to, że właściciel był po prostu nieobecny.
-No cóż… Może wyszedł na miasto?
-Ta… Chyba sam wynajmę detektywa do tej sprawy – mruknął Daiki. Wszedł w głąb mieszkania, rozglądając się po jasnym, nowoczesnym wnętrzu.
-Daj spokój. Jesteś najlepszy – zapewnił Kise. Detektyw uśmiechnął się mile połechtany tym komplementem.
Kluczyli po mieszkaniu, aż w końcu dotarli do łazienki. Tam w wannie spał poszukiwany przez nich Aihara.
-Wygląda jak trup – mruknął Kise. – Ale oddycha… Fu, śmierdzi tu alkoholem.
-Tak, też to czuję – zapewnił Aomine. – Chyba zaraz zwymiotuję.
Blondyn przytaknął i podszedł bliżej byłego księgowego. Sięgnął po słuchawkę od prysznica i odkręcił wodę, którą ochlapał mężczyznę. Ten natychmiast się ocknął.
-Dzień dobry, czy nic panu nie jest? – spytał Kise.
-Ja… Ja… Kim wy, u diabła, jesteście?
-Detektywi. Badamy sprawę śmierci Akashiego Seijurou.
Aihara pobladł i wydał z siebie głuchy jęk.
-Ale jak to… Akashi-san nie żyje?
Aomine i Kise spojrzeli po sobie. Mężczyzna wydawał się autentycznie zaskoczony, ale mógł być po prostu dobrym aktorem. Na pewno spodziewał się, że ktoś przyjdzie go przesłuchać i najzwyklej w świecie zrozpaczoną minę mógł ćwiczyć przed lustrem.
-W firmie słyszeliśmy, że wygrażał pan Akashiemu – powiedział Aomine. – Więc mam nadzieję, rozumie pan, że musieliśmy złożyć panu wizytę.
Aihara spojrzał na niego ogromnymi oczami.
-Nie wygrażałem Akashiemu – zapewnił. – On… On bardzo mi pomógł, ale tak, miałem spore zatargi z jego następcą. Jemu groziłem, bo chciał wezwać policję… Niby słusznie, ale to drań bez serca.
-Jak Akashi panu pomógł?
-Moja żona jest hazardzistką… Narobiła nam ogromnych długów u ludzi, z którymi nikt nie chciałby się zadawać… Musiałem ukraść te pieniądze, bo inaczej by nas pozabijali… Nie wiem jak Akashi to zrobił, ale oni anulowali nam ten dług… Chyba ich zna, czy coś…
Daiki pokiwał głową. Rudzielec rzeczywiście miał układy nawet w Yakuzie – uznawał to za zabezpieczenie, bo najlepiej żyć dobrze i z tymi dobrymi i z tymi złymi..
-A gdzie teraz jest pańska żona i dzieci?
-Zabrała je… Dlatego jestem w takim stanie… Ta… Ta kobieta odebrała mi dzieci i wyjechała, bo to ponoć ja mam na nie zły wpływ! Bo mój szef ma znajomości w gangu!
Detektyw pokiwał głową. Uznał, że nie chce dłużej męczyć już biednego Aihary. Zadał jeszcze tylko jedno pytanie: czy ma alibi na czas morderstwa.
-Piłem… Piłem w tym no… Barze „Pączek”. Właściciel Murasakibara na pewno mnie kojarzy. Pozwolił mi spać u siebie na zapleczu.
-Sprawdzimy to – zapewnił Daiki. – A teraz, no… Może wyjdzie pan z wanny? W łóżku będzie się panu spało wygodniej.
-I prosimy nie wyjeżdżać z miasta – dodał Kise i chwycił dłoń detektywa. – Do zobaczenia, Aihara-san.
-A, tak, do zobaczenia.
Szybko opuścili mieszkanie mężczyzny i zapakowali się do auta Daikiego.
-I co myślisz? – spytał Kise.
-Wydaje się w porządku, ale najpierw chcę sprawdzić jego alibi.
-Jasne… W sumie to szkoda mi go. Jego żona zachowała się perfidnie.
-Owszem.
-Ty nie waż się mnie tak zostawić, Aomine Daiki.
-A ty nawet nie myśl o długach u gangów.
-Spoko, boję się gangów.
Daiki uśmiechnął się lekko. Od czasu śmierci Akashiego czasem łapał się na tym, że zastanawia się nad tym, co by było, gdyby stracił Kise. Niby upierał się, że nie łączą ich głębsze relacje, ale teraz robił to głównie w żartach, aby trochę podjudzić blondyna. W rzeczywistości nie potrafił sobie wyobrazić świata bez jego ciągłego przytulania, marudzenia i wyznań miłosnych.
-O czym myśli, Aominecchi?
-O tobie – odparł.
-O mnie?
Pokiwał głową.
-To… miłe… Chyba… A co myślisz?
-O randce.
-Chcesz mnie zabrać na randkę? – Ucieszył się. – Dawno na żadnej nie byliśmy… Co chcesz robić?
-Nie wiem, może po prostu pójdziemy do kina?
-Uwielbiam kino – zapewnił.
Daiki uśmiechnął się jedynie i pozwolił Kise prowadzić monolog na temat tego, jaki film powinni wybrać. Naprawdę niewiele potrzebował do szczęścia.

*

Weszli do knajpki Murasakibary, gdzie chwilowo świeciło pustkami. Ich przyjaciel przypominający Tytana (Pozdrowienia dla Fanów Ataku Tytanów – Dop. Aut.) akurat ścierał kurz z blatu.
-Ohayo! – przywitał się wciąż uszczęśliwiony Kise.
-Ohayo, Ohayo – odparł Murasakibara. – Co was sprowadza? Napijecie się czegoś?
-Ehm, nie dzięki – powiedział Aomine. – W zasadzie to chcieli cię… przesłuchać?
-Przesłuchać? Mnie?
-Tak… Znaczy, Aihara, księgowy Akashiego to nasz główny podejrzany, ale podobno ma alibi, bo…
-Bo urżnął się jak świnia i spał na zapleczu – dokończył za niego Atsushi. – Tak, był tutaj cały dzień. Nieźle się chłopakowi oberwało od żony. Ja bym wam radził zagadać do Keia.
-Kei? – pisnął Kise. Za każdym razem jak wspominał tego typa spod ciemnej gwiazdy to robiło mu się słabo.
-Tak, to u niego się zadłużyli. Akashi wstawiając się za nimi musiał mu podebrać sporo kasy.
-Ale Kei… Myślisz, że on zrobiłby Akashiemu krzywdę? Przecież jego gang ubóstwiał tego gościa.
-Niby tak, ale tu się rozchodzi o grube pieniądze.
Kise wtulił się w ramię Daikiego.
-Aominecchi ja nie chcę do nich iść. Oni są wredni.
-Wiem, wiem – westchnął Daiki. – Nie martw się o to, Kise.
-To co, może jednak się czegoś napijecie? – zaproponował Murasakibara. – Kieliszek sake na odwagę?
-Tak! – zawołał od razu Kise i usiadł na stołku koło baru. – Nie ma bata, żebym poszedł tam na trzeźwo.

Aomine uśmiechnął się i usiadł obok Kise. Nie ma bata, żeby pozwolił mu iść ze sobą. Jeszcze zrobiliby mu krzywdę.

















Wybaczcie, że tak długo nas nie było i że tyle czasu nie było widać żadnego yaoi, ale na bogów, studia są straszne. Znaczy studia - USOS. Kto to tworzył? To tak skomplikowana witryna! I wygląda na to, że nie tylko ja, a wszyscy pierwszoroczni tego nie rozumieją - to chyba jakiś, drogi Uniwersytecie, prawda? Może czas na nowych informatyków?
Nocami nie spałam, chcąc to ogarnąć.
Ale teraz już jestem i pracuję nad yaoi jak i nie-yaoi. Dam z siebie wszystko, żeby was nie zawieźć - i żebyście dowiedzieli się, kto zamordował Akashiego. A może macie swoje typy? Dzielcie się nimi w komentarzu!

sobota, 2 września 2017

Midorima i ja Again!

Spałam w łóżku Midorimy.
Jeszcze nigdy nie byłam tak blisko niego.
I po raz pierwszy wiedziałam, jaką nosi piżamę.
Byłam pewna, że będzie nosił prostą piżamę, pewnie niebieską i w kratę z bawełny.
A on spał w bokserkach.
Tylko boskerkach.
Zasnęłam w kompletnie nagich ramionach Midorimy Shintarou! I na równie nagim torsie miałam pobudkę. W takich momentach budził się we mnie mały zboczeniec i miałam ochotę zmacać mojego faceta, ale cóż…
-Nie, nie, nie… Nie będziesz nastawać na cnotę Shintaro – upomniałam się.
Midorima uśmiechnął się sennie.
-Mojej cnocie to nie przeszkadza – powiedział. – Ale ja przed nocą poślubną, chciałbym być twoim mężem.
-A, no tak… Shintaro, będziesz moim mężem!
-Owszem. Pozwolisz, że się ubiorę? – zapytał i rzucił spojrzenie na moje ramiona oplatające go w pasie. Natychmiast je cofnęłam.
-Przepraszam.
-Nie szkodzi – odparł i wstał z łóżka. Potem podszedł do parapetu, na którym siedziała żabka będąca niegdyś jego szczęśliwym przedmiotem. W ułamku sekundy oderwał jej głowę, a później wyciągnął z niej pierścionek z niewielkim diamencikiem.
-Mi-Midorima…
-Miałem dać ci go wcześniej – powiedział. – Przyjmiesz go?
Pospiesznie skinęłam głową.
-Tak, oczywiście, że tak.
Na jego twarz wstąpił łagodny uśmiech, a potem podszedł do mnie i włożył obrączkę na mój serdeczny palec.
-Wiesz, dlaczego akurat na ten palec zakłada się obrączki?- spytałam go. Pokręcił głową.
-Ponieważ on łączy się z sercem.
-A tak, rzeczywiście – westchnął. – Ostatnio nawet profesor opowiadał nam anegdotkę na ten temat. Wiesz, robił nam powtórkę z układu krwionośnego.
-Rozumiem.
-A właśnie, nie zapytałem cię wcześniej. Jak poszły ci egzaminy?
-Dobrze, dostałam się do Tonan.
-A co z Tokijskim Uniwersytetem?
-No cóż… Podeszłam do egzaminu, ale pytania były straszne. Nic z tego wszystkiego nie zrozumiałam.
Kiwnąłem głową.
-Tak, podobno w tym roku były okropne – mruknął. – A są już wyniki?
Kiwnęłam głową.
-Nie dostałam się, przykro mi.
-Nie szkodzi, mogę wciąż przenieść się do Tonan.
Pokręciłam szybko głową.
-Nie, no co ty głuptasie. Uniwersytet Tokijski to najlepsza szkoła w Japonii, ba – jedna z lepszych na świecie! Nie wolno ci z niej rezygnować!
-Na pewno? Zależało ci na wspólnych studiach.
-Shintarou, mogę spróbować za rok, prawda? Poza tym w Tonan jest bardzo dobry wydział dla pielęgniarek i mają praktyki w tym samym szpitalu, co twoja szkoła.
-Skoro tak wolisz – odparł. Spojrzał na zegar na ścianie. Wskazywał siódmą rano. – Za pół godziny otwierają urząd stanu cywilnego. Powinniśmy się zbierać, żeby uniknąć kolejek.
-Um, dobrze. Tylko… Nie mam nic stosownego do ubrania.
-Twój wczorajszy strój był dobry.
-Tak twierdzisz?
Kiwnął głową.
-Tak. Zresztą sam nie mam zamiaru nie wiadomo jak się szykować. Idziemy tylko podpisać dokumenty. Nie wymagają do tego stroju galowego.
-A, uhm… Dobrze.
Wyskoczyłam z łóżka i szybko zgarnęłam moje ubrania z krzesła przy biurku. Wciągnęłam na siebie moją ukochaną plisowaną spódniczkę w kolorze beżu, a potem spojrzałam na Midorimę, który przyglądał mi się z zaciekawieniem.
-Nie podglądaj – nakazałam. W odpowiedzi znów uśmiechnął się łagodnie, a potem odwrócił do mnie plecami. Szybko zrzuciłam z siebie jego podkoszulek, który pożyczył mi do spania, a potem włożyłam na siebie biały sweterek.
-Okej, już – powiedziałam. On w tym czasie przywdział na siebie dżinsy i błękitny sweter. Uwielbiałam, gdy go zakładał – materiał był tak mięciutki, że zmieniałam się w przylepę i cały czas się do niego tuliłam.
-Chcesz zjeść śniadanie przed wyjściem? – spytał.
-Nie. Nie jestem głodna, a ty?
Zaprzeczył ruchem głowy.
-W takim razie chodźmy – zaproponowałam.
-Dobrze. Takao obiecał się zjawić.
-Takao?
-Tak, potrzebujemy podpisu świadka – powiedział.
-No tak – mruknęłam. Japonia miała to do siebie, że do zawarcia małżeństwa wystarczyły trzy podpisy i pieczątka, a reszta to tylko popisy przed znajomymi. Przynajmniej Shintarou tak uważał.
-Gotowa? –spytał.
-Tak, tak. Możemy iść.
Shintarou wziął mnie za rękę i zeszliśmy na dół. Jego rodzice siedzieli akurat w kuchni i jedli śniadanie. Gdy pani Midorima nas ujrzała wybałuszyła oczy. Pan Midorima skwitował to tylko:
-O, zostałaś na noc?
W odpowiedzi kiwnęłam głową, licząc na to, że nie przypominam teraz pomidora.
-Wychodzimy – oznajmił mój przyszły mąż.
-Gdzie? – spytała jego mama.
-Ot, po prostu. Mamo, wezmę twoje auto.
-Do widzenia – zawołałam, gdy Midorima pociągnął mnie w stronę wyjścia.

Wraz ze złożeniem ostatniego podpisu na dokumencie oficjalnie stałam się Midorimą. Gdy tylko to się stało, poczułam się tak, jakby spełniło się moje największe marzenie, o którym nie wiedziałam. Shintarou też szczerzył się od ucha do ucha (co wyglądało ciut upiornie swoją drogą), a Takao rozpłakał się zaraz po wyjściu z urzędu.
-Zawsze płaczę na ślubach – usprawiedliwiał się.
-To nic, Tak-kun, kobiety kochają wrażliwych mężczyzn – powiedziałam.
Midorima uniósł lekko brwi, ale nie odpowiedział. Za to jego przyjaciel otarł łzy i chyba się uspokoił… Tylko trochę pochlipiwał.
-Jak ja ludziom wytłumaczę, że tak ryczę – mruknął.
-Możesz jechać z nami – zaproponowałam.
-No cóż… Nie chcę wam psuć nocy poślubnej… A bardziej poranka.
No cóż… O tym nie pomyślałam.
A zdecydowanie powinnam. W końcu małżeństwo oznaczało przełamanie naszego tabu, mieliśmy wyzbyć się nie tyle niezręczności, co oporów.
-Na razie, Midorima-kun, Midorima-san – powiedział Takao i wyszczerzył się w kolejnym pełnym radości uśmiechu. Zaraz potem uciekł w stronę przystanku autobusowego.
-Mogliśmy go chociaż odwieźć – mruknęłam.
-To duży chłopiec, da sobie radę – odparł Shintaro. – Wracamy do domu, czy chcesz gdzieś jechać?
-Nie możemy wracać – odparłam.
Drogę raczej spędziliśmy w milczeniu. Słowa Takao wisiały nad nami – a przynajmniej nade mną. Cały czas o tym myślałam – czy jak wrócimy do domu, to będziemy się kochać? Albo może chociaż mnie pocałuje? Byliśmy daleko w tyle za innymi parami. Raz gdy spotkaliśmy podczas spaceru Aomine razem z jego dziewczyną (na pewno miała powiększony biust!), to nie mieli żadnego oporu, żeby się obściskiwać. A ja uznawałam chodzenie za rękę za sukces. Może coś było ze mną nie tak? A może to z Midorimą? Może byłam takim pechowcem, że miłość mojego życia była askesualna?
Auto zatrzymało się na podjeździe przed domem Midorimy. Wysiedliśmy i ruszyliśmy do drzwi. Gdy mój ukochany je odkluczył, nie wytrzymałam i zadałam nurtujące mnie pytanie:
-Naprawdę to zrobimy, Shintarou?
Chłopak zatrzymał się w pół kroku, a jego policzki zaczerwieniły się.
-Uh, no cóż… Nie musimy… Możemy… Znaczy…
-Shin-chan, jeżeli chcesz jeszcze poczekać, to rozumiem.
-Czyś ty oszalała? – Wypuścił powietrze z płuc. – Nie chcę czekać ani sekundy dłużej – oznajmił, po czym (zaskakując chyba nas oboje) pocałował mnie. Zamknęłam oczy i zarzuciłam mu ramiona. Przyznam, że było dziwnie, bo żadne z nas nie do końca wiedziało, co robić. Znając Midorimę pewnie wcześniej przeczytał miliard poradników, ale moje jedyne doświadczenia seksualne to pocałunek z moim misiem, gdy bawiłam się w ślub.
Shintaro włożył dłonie pod moje pośladki i podsadził mnie tak, żebym mogła opleść go nogami w tali. Nie przerywając pocałunku wszedł do domu i kopniakiem zatrzasnął za nami drzwi. Zaraz potem ruszył na górę, do swojego pokoju.
Przed jego pokojem oderwaliśmy się od siebie na moment i Midorima postawił mnie na ziemię. Zrzuciliśmy z siebie pierwszą warstwę ubrań i zaraz potem znów wylądowałam w ramionach męża. Wziął mnie na ręce i zaniósł do swojego łóżka. Położył mnie na nim delikatnie i sam usadowił się obok.
-A ty na pewno chcesz to zrobić? – spytał. Jego policzki były zaróżowione, a w oczach pojawił się nieznany mi dotąd blask.
Skinęłam głową.
-Nie mam zamiaru czekać ani sekundy dłużej – wyszeptałam. Serce biło mi w piersi jak szalone, a ciało płonęło z niecierpliwości. Nie spodziewałam się, że tak to właśnie jest.
Midorima pochylił się nade mną i musnął moje wargami, a potem zsunął się ustami na moją szyję. Zaczął wędrować pocałunkami w dół – do obojczyka, potem do piersi przy których się zatrzymał się, żeby pozbyć się mojego stanika, aż zakończył wędrówkę przy linii moich majtek.
Tym razem serce chciało wyrwać mi się w piersi. Czułam, że w każdej chwili okaże się, że w piersi przez ostatnich osiemnaście lat życia nie miałam organu do pompowania krwi, a Xenoforma, który dojrzał i chciał wydostać się na powierzchnię.
Shintarou z niemal namaszczeniem zsunął ze mnie ostatnią część bielizny i – z już mniejszą dbałością – zrzucił na podłogę. Rozchylił delikatnie moje nogi, które teraz były jak z waty i skrył się pomiędzy nimi. Z mojej pozycji miałam tylko widok na jego zielone włosy.
Dwoma palcami rozchylił płatki mojej kobiecości i przejechał po niej gorącym językiem, co sprawiło, że z moich zaciśniętych warg wyrwał się jęk. Widząc moją reakcję Shintaro ruszył w tym kierunku, doprowadzając mnie do skraju ekstazy przy pomocy języka i palców. Doprawdy – jeżeli był prawiczkiem, to musiał przejść jakiś kurs zadowalania kobiet.
Nagle poczułam, że odsunął się. Jęknęłam wtedy niezadowolona, ale Shintaro nie zwrócił na to uwagi. Wyciągnął się nade mną i wyciągnął z szuflady przy jego łóżku prezerwatywę. Ściągnął z siebie bokserki, a potem rozerwał folijkę. Nałożył gumkę na sztywnego członka (który zdecydowanie imponował rozmiarem) i pochylił się nade mną, żeby pocałować mnie krótko w czubek nosa.
-Powiesz mi, jeżeli coś będzie nie tak, prawda? – spytał. Skinęłam głową.
-D-dobrze – wyjąkałam. Byłam dumna, że udało mi się wykrztusić chociaż tyle.
Midorima pochylił się mocniej, i pocałował mnie delikatnie. Objęłam go i wtedy akurat wszedł we mnie. Poczułam nagły, ostry ból i syknęłam cicho, co podziała na Shintaro jak kubeł zimnej wody.
-Wszystko w porządku?
-Tak, tak – zapewniłam. Uśmiechnęłam się łagodnie. – Już nie boli.
Uspokojony skinął głową i wrócił do przerwanej czynności. Poruszał powoli biodrami – za każdym razem wchodził głęboko, wyrywając z moich ust liczne jęki i westchnienia. Midorima też oddychał ciężej niż zazwyczaj i jęczał z twarzą wtuloną w moją szyję.
Gdy poczułam, że dochodzę, ujęłam twarz Shintaro w dłonie i pocałowałam go w usta. Wydał z siebie stłumiony jęk i sam skończył zaraz po mnie.

Kilka godzin później u rodziców Shintaro

Pani Midorima uniosła brwi, widząc klucze zostawione w drzwiach po zewnętrznej stronie. Zaniepokojona spojrzała na męża.
-To Shintarou… Myślisz, że coś mu się stało? – spytała.
Mężczyzna wzruszył ramionami i wszedł do środka. Zakradał się na palcach niczym ninja. Kobieta ruszyła za nim. Z niemałym przerażeniem spojrzała na torebkę, która należała do jej przyszłej córki. Wszystkie rzeczy – telefon, portfel i dokumenty z niej wypadły. Szczególnie zwróciła uwagę na jedną rzecz – dokument rejestracji małżeństwa.
-Kochanie – westchnęła – chyba wiem, co się dzieje.
-He? Co takiego?
Podała mężowi dokument.

-Świętują pierwszy dzień małżeństwa.

***

Ohayo!
Znów przybywam do Was z Midosiem, ale obiecuję, że już kolejny post (z mojej strony, nwm jak z Shadow) będzie z kategorii Yaoi, a konkretnie - kolejny rozdział Wanilii. Jednak dla tych, którym spodobały się spotkania z chłopcami z KnB - to też jeszcze nie koniec. W najbliższym czasie możecie się spodziewać róóóóżnych romansów na blogu.