poniedziałek, 5 czerwca 2017

Z Okazji Dnia Dziecka

Ponieważ Dzień Dziecka za nami, uznałam, że yaoistki też zasłużyły na prezent i może raz jeszcze chciałyby się wcielić w rolę dziewczyny Midorimy. Jeżeli tak, to zapraszam!

***

Mimo tego, że byłam dziewczyną Midorimy od prawie pół roku nie zmieniły się dwie rzeczy – nie rozmawiał ze mną w szkole i wciąż nie poznał mojej rodziny. To pierwsze było wynikiem jego decyzji, drugie – mojej. Naprawdę, lepiej dla niego, żeby nie poznawał mojego taty. O ile tylko temat w domu schodził na to, że kiedyś jest możliwość, że znajdę sobie męża, ojciec oznajmiał, że żaden mężczyzna nie jest mnie godzien.
Dlatego miałam zamiar przygotować rodzinę i co najważniejsze Midorimę na moment, gdy przyjdzie im się poznać, ale jak zwykle cały mój plan poszedł w łeb i musiałam improwizować. A wszystko to przez mamę Midorimy, która dzień wcześniej zadzwoniła na mój telefon domowy, bo jej syn za żadne skarby nie chciał dać jej mojego numeru komórkowego. Siedziałam sobie akurat spokojnie w salonie i grałam z tatą w warcaby. W międzyczasie co jakiś czas zerkałam w telewizor, bo leciała jedna z moich ulubionych dram. Wtedy zadzwonił telefon, który odebrała mama. Dyskutowała tak beztrosko, że byłam pewna, że któraś z jej koleżanek… A potem odłożyła słuchawkę na widełki, podparła się pod boki i spojrzała na mnie wzrokiem mordercy.
-Młoda damo, możesz mi powiedzieć, dlaczego dowiaduję się dopiero teraz?
-Eee… A o czym, mamo?
-O tym, że masz chłopaka!
Na twarz taty od razy wpłynął kolor purpury, a ja przełknęłam ślinę. Czy ktoś nie ma odsprzedać dwóch biletów do Meksyku?
-No cóż… Ale jakiego chłopaka?
-Dzwoniła Midorima-san, bo zapomniałaś piórnika z ich domu i przy okazji uznała, że może nas zaprosić na ciasto.
Zaśmiałam się nerwowo.
-No cóż… Etto… Tak jakoś wyszło.
-Tak wyszło? – przemówił ojciec z miną kata przed egzekucją. – Tak wyszło, że nie wspomniałaś o tym, że jakiś szczyl się koło ciebie kręci?
-Nie nazwałabym go szczylem… Po prostu… Czekałam na odpowiedni moment, żeby wam to wyjawić.
Twarz taty z purpury przeszła w mocny odcień sinego.
-I kiedy miał być ten dobry moment?
Najlepiej nigdy – pomyślałam.
-Nie wiem, niedługo.
-No to masz swój dobry moment. Jutro ma się wstawić u nas na kolacji?
-Ale… Tato!
-Żadnego „ale”, jutro o ósmej, na kolacji. Wyrażam się jasno?
-Tak, tato – mruknęłam.
Tak też nie miałam wyjścia i na długiej przerwie wstawiłam się w klasie Midorimy. Nie przyjął tego ze zbyt wielkim entuzjazmem… Nie żeby kiedykolwiek się entuzjazmował.
-Etto… Midorima-senpai mogę cię prosić na słówko?
Poprawił okulary, a potem wstał od ławki i wyszedł na korytarz. Odeszliśmy kawałek od jego klasy i schowaliśmy przed wścibskim Takao, który za cel postawił sobie stalkowanie mojego związku (a to ja tu jestem jedyną z licencją stalkera!).
-O co chodzi? – spytał.
-Etto… Twoja mama wczoraj dzwoniła i, etto, moi rodzice chcieliby cię poznać. Dziś najlepiej.
-Nie mam dziś czasu. Trening…
-Midorima-senpai, oni żądają twojego pojawienia się dziś na kolacji. O ósmej. Prawdopodobnie nie wyjdziesz z tego żywy, ale spokojnie, ostatnio zapisałam się na kurs pierwszej pomocy.
-To mnie w żaden sposób nie pociesza. Chyba sam się będę reanimował w razie wypadku.
-To nie będzie wypadek a zaplanowane morderstwo! Czy ty w ogóle się nie przejmujesz?!
-Nie.
-A rozumiesz chociaż powagę sytuacji?
Przekrzywił lekko głowę, a jego okulary zsunęły mu się z nosa.
-Jeżeli chcesz to mogę poprosić Akashiego o wsparcie.
-Akashiego… Z Rakuzan?
-Tak. Wolałbym się z nim nie kontaktować, ale jeżeli by cię to uspokoiło to mógłby go ściągnąć. W najgorszym wypadku wyglądałbym jak Van Gogh… Albo Murasakibara. Jeżeli upieczesz mu ciasteczka, sprzeda ci duszę.
-Etto… Trzymaj ich w pogotowiu, dobrze?
Westchnął.
-Dobrze. A więc o której ta kolacja?
-O ósmej, dziś, w moim domu.
-Dobrze. Zjawię się na czas.
-Na pewno?
-Tak, oczywiście. Mogę już iść, czy masz do mnie jeszcze jakąś sprawę?
-Nie, to wszystko.
-W takim razie już pójdę. – Odwrócił się bez słowa i wrócił do klasy.

Przez całe popołudnie i wieczór siedziałam jak na szpilkach i jedynie nasłuchiwałam dźwięku ostrzenia noży przez mojego tatę. Niestety – to po nim odziedziczyłam słabość do hazardu i jeszcze wyjdzie na to, że namówi go do zakładu o nasz związek, Midorima przegra, a ja skończę jako panna z kotami.
W końcu wybiła ósma i po domu rozniósł się dźwięk dzwonka do drzwi. Przełknęłam ślinę, gdy zobaczyłam, że tata cały w skowronkach otoczonych aurą shinigami ruszył, aby otworzyć. Myślę, że w innych okolicznościach byłabym zachwycona widokiem mojego chłopaka w garniturze, ale tym razem mogłam tylko myśleć o zbliżającym się Armagedonie.
-Dobry wieczór, nazywam się Midorima Shintaro – przedstawił się.
-Tak, wiem, kim jesteś – odparł mój tato z morderczym spokojem.
-Miałem się dziś zjawić – dodał.
-Tak, wejdź śmiało. – Midorima pewnym krokiem wszedł do środka, ściągnął buty, a potem za moim ojcem ruszył w głąb domu.
-Cześć – przywitałam go.
-Cześć – odparł i poprawił okulary. – Nanodayo.
-Stresujesz się?
-Nie, w najmniejszym stopniu.
-Dlaczego?
-Czy jeżeli twoi rodzice mnie nie polubią, przestaniesz darzyć mnie tak silnymi uczuciami?
-Nie, oczywiście, że nie!
-W takim razie, dlaczego mam się bać? To na twoich uczuciach mi zależy, nie innych, nanodayo.
-Midorima-senpai…
Weszliśmy do kuchni, gdzie czekała już mama ubrana w piękną fiołkową sukienkę.
-O jeju, ale z ciebie przystojniaczek! – powiedziała.
-Nie schlebiaj mu – burknął tata.
-Oj, kochanie, nie przesadzaj. Proszę, usiądźcie i częstujcie się jedzeniem.
Tak zrobiliśmy, chociaż jedli głównie tata i Midorima – i to nie dlatego, że my z mamą nie miałyśmy ochoty. Po prostu tato urządził nieoficjalny konkurs na jedzenie i walił na talerz ogromne porce sobie i mojemu chłopakowi.
Naprawdę, czy nikt nie ma biletów do Meksyku na zbyciu? Rosji? Wyspy Owcze? Cokolwiek?
Jednakże musiałam oddać Midorimie, że grzecznie przyjmował kolejne milczące wyzwania, nawet jeśli za każdym razem przegrywał z kretesem. No i w międzyczasie odpowiadał na pytania mojej mamy.
-A więc, Midorima, czym się zajmujesz?
-Jestem uczniem liceum.
-Ile masz lat?
-Osiemnaście.
-Jaki masz znak zodiaku?
-Rak.
-Urodziny?
-Siódmy lipca.
-Masz jakieś hobby?
-Sport.
-Idziesz na studia?
-Tak.
-Na jaki kierunek?
-Medycyna.
-Na jakim uniwersytecie?
-Tonan.
-Jesteś dobrym uczniem?
-Najlepszym w klasie.
-Jak nie w szkole – wtrąciłam.
-Więc czemu nie pójdziesz na inny uniwersytet? – spytał tata.
-Moi rodzice woleliby, żebym poszedł na Uniwersytet Tokijski, ale doceniają mój punkt widzenia.
-A jaki jest twój punkt widzenia?
-Państwa córka wybiera się na Uniwersytet Tonan i poprosiła mnie, żebym i ja tam kandydował.
Rzeczywiście tak było, ale nie miałam pojęcia, że chciał wybrać Uniwersytet Tokijski. Osobiście nie miałam najmniejszych szans się tam dostać, chociaż to byłby ogromny zaszczyt. W końcu to tak dobra szkoła, moi przyszli pracodawcy byliby zakochani w moim CV. A ja durna namówiłam miłość mojego życia do rezygnacji z tego!
Muszę wybić mu z głowy Tonan! Nie mogę pozwolić mojemu mężczyźnie rezygnować z takiej szansy!
-Jeżeli jesteś tak bardzo łatwy do zmanipulowania i nie chcesz iść na najlepszy uniwersytet, to znaczy, że nie zdołasz zapewnić mojej córeczce godnego życia. Nie jesteś dla niej dość dobry – oznajmił mój ojciec. Od razu poczułam, że krew odpływa mi z twarzy, a biorąc pod uwagę spowolnioną akcję mojego ukochanego serduszka, powinnam tam paść trupem.
-Tato! – zawołałam. Naprawdę, kochałam mojego ojca. Uwielbiałam spędzać z nim czas i doceniałam, że do teraz pomagał mi z matematyką, która była moją piętą Achillesa, ale u diabła, wtedy chciałam mu walnąć.
-Tylko wyrażam moją opinię – usprawiedliwił się.
-W takim razie pozwoli pan, że teraz wyrażę moją opinię – warknął Midorima. – Mogę udowodnić w każdej chwili, że jestem godzien pańskiej córki, ale to tylko i wyłącznie jej decyzja, czy nie odeśle mnie z kwitkiem. Może mnie pan uznać za nieudacznika i słabą osobę, ale kompletnie nie interesuje mnie pańskie zdanie. – Wstał od stołu i wyszedł. Nawet się dureń nie pożegnał. Chyba nawet nie ubrał butów, bo w kilka sekund rozniosło się trzaśnięcie drzwiami.
Spojrzałam na ojca, piorunując go wzrokiem.
-Ja… Jestem wściekła – oznajmiłam.
-To tylko dla twojego dobra.
-Dla mojego dobra rozwalasz mój związek?
-Sama pomyśl…
-Nad czym? Sam ukończyłeś Tonan i żyje nam się świetnie, więc czemu jesteś taki ostry dla niego? – Otarłam łzy z twarzy, które niespodziewanie zaczęły płynąć po moich policzkach. – Kocham go i teraz do niego pójdę i… i… Będę z nim, czy tego chcesz, czy nie! A jak tylko skończymy szkołę to mam zamiar zostać jego żoną!
-Co proszę? – zawołali rodzice jednocześnie. No tak, szybki ślub mógł wyprowadzić ze stanu spokoju każdego rodzica… No, może poza rodzicami Midorimy. Jego ojciec jest tak przerażony ewentualny homoseksualizmem syna, że chce jak najszybciej znaleźć mu żonę, a jego matka po prostu kocha śluby.
-To co słyszeliście. Wygrałam zakład, Midorima jest mój i weźmie ze mną ślub. Tyle. A teraz żegnam, nie wiem kiedy wrócę.
Wybiegłam z domu z taką samą prędkością co Shintaro, korzystając z tego, że moi rodzice byli w niemałym szoku. W locie porwałam buty i ubrałam je, dopiero będąc ulicę dalej. Potem poszłam na uliczne boisko, którego Midorima używał, żeby trenować po lekcjach. Domyśliłam się, że tam pójdzie, bo nawet nie mając, czym grać, lubił tam przebywać. Tym razem też tak było. Zajmował się swoimi osławionymi rzutami z trzy punkty, ale zamiast piłki używał puszki po napoju.
-Midorima-senpai? – odezwałam się. Odwrócił się w moją stronę i wbił we mnie beznamiętne spojrzenie.
-Po co tu przyszłaś?
-Uznałam, że nie chcesz być teraz sam.
Wzruszył ramionami.
-Bez różnicy.
-Midorima…
-Mówiłem ci, że się nie przejmuję – warknął.
-A ja mówię, że nie stalkuję cię od kiedy pamiętam, ale oboje wiemy, że to nieprawda. – Uśmiechnęłam się i podeszłam do niego. Objął mnie mocno, więc zaciągnęłam się zapachem jego perfum.
-Kocham cię, Midorima-senpai – oznajmiłam. Podniosłam na niego wzrok. – I niezależnie od tego, co mówią inni, jesteś jedynym, który mógłby być mnie godzien.

Midorima spojrzał na mnie, uśmiechnął się delikatnie, ale nic nie powiedział. Zresztą nie musiał nic mówić. Doskonale wiedziałam po czym rozpoznać, że tsundere cię kocha, a Midorima Shintaro był niezaprzeczalnie zakochany w mojej osobie.

piątek, 2 czerwca 2017

Zapach Wanilii - Rozdział 10




-Ej, człowieku z żelaza[1], co powiesz na wyjście dziś na miasto? – spytał Kagami, po czym wepchnął sobie łyżkę płatków śniadaniowych do ust.
-Nie mam ochoty – mruknął Kuroko.
-A może jednak byś poszedł – mruknął Akashi. – Przyda ci się odrobina świeżego powietrza.
-Jesteś tutaj już tydzień i w ogóle się stąd nie ruszasz. Serio, stary, przyda ci się odrobina rozrywki.
-Nigdy nie sądziłem, że to powiem Kuroko, ale ten głupkowaty rudzielec ma rację. Powinieneś z nim iść.
Tetsu rzucił zezłoszczone spojrzenie w stronę ducha, ale Akashi jak zawsze w takich sytuacjach zignorował go.
-Nie rób min, tylko się zgódź… Nie zgadzaj się, gdy zaproponuje ci seks, narkotyki i małżeństwo. Spacer nie powinien być groźny. No, ewentualnie podczas spaceru mógłby cię ktoś zgwałcić, ale będzie cię bronić ten dryblas, a gdyby sam miał na coś ochotę, to nie musiałby cię wyciągać z domu.
Czasem Kuroko chciał kazać mu się zamknąć, ale bał się, że jeżeli to zrobi, to Akashi go posłucha i zniknie, a drugi raz chyba nie wytrzymałby takiej straty. Bądź co bądź trzymał się jeszcze tylko dlatego, że miał go przy sobie w takiej formie.
-No, nie daj się prosić.
Tetsuya westchnął i kiwnął głową.
-Dobrze – zgodził się. – Ale niedługo. Nie jestem wielbicielem zabaw na świeżym.
-Mam ochotę zarzucić ci kłamstwo, ale rzeczywiście – domator z ciebie.
-Jasne. W zasadzie to dzieciaki z tutejszego liceum mają dziś mecz kosza i pomyślałem, że moglibyśmy go obejrzeć.
-No tego mu chyba nie odmówisz? Kochasz koszykówkę!
-Tak… Lubię kosza, Kagami-kun.
-Super. A potrafisz w to grać?
-Grywałem czasem ze znajomymi. W liceum nawet należałem do drużyny, ale potem jakoś tak wyszło, że dorosłe życie zabrało mi więcej czasu.
-No nareszcie! – odetchnął Akashi. – W końcu wychodzisz z trybu zombie, kochanie. Jestem z ciebie dumny.
-Ja i mój kumpel też lubimy sobie czasem pograć. Jestem mistrzem wsadów – pochwalił się Kagami.
-Mój przyjaciel, Midorima, dobrze rzuca za trzy punkty. Zawsze zastanawia nas jak to robi, bo jest ślepy jak kret. [2]
-Pewnie wrodzony talent.
-Możliwe – przyznał Kuroko.
-Albo tylko udaje, że ma wadę wzroku, żeby nas zmylić. Wszyscy uważają, że to taki słaby, ślepy gracz, a potem trafia piłką do kosza na drugim kontynencie.
Kuroko nie mógł się powstrzymać i parsknął śmiechem.
-Co? Mam coś na twarzy? – spytał Kagami.
-Nie, po prostu… Po prostu Akashi twierdził, że to było takie fortele Midorimy. Udaje ślepego, żeby zmylić przeciwnika, a potem rzuca piłką na inny kontynent.
Taiga również się roześmiał.
-Czy Akashi był fanem teorii spiskowych?
-Nie wiem, ale brał pod uwagę różne możliwości.
-A w kosmitów wierzył?
-Twierdził, że wszechświat jest zbyt duży, żeby nigdzie nie narodziło się życie, ale nie wierzył osobom porwanym przez kosmitów.
-Gdybym ja był na cudzej planecie to guzik obchodziłoby mnie, kto tam żyje. Poznanie cudzej kultury wydaje się ciekawsze niż wsadzanie komuś sond między pośladki… Och, brzmię jak Aomine. Wiedziałem, żeby nie spędzać z nim tyle czasu.
Kuroko pokręcił głową.
-Też wierzę w kosmitów – stwierdził Kagami. – Ale mam nadzieję, że nie kradną krów. Z czego ja będę jadł hamburgery, gdy zabraknie mięsodajnych krówek?
-No cóż, najważniejsze to priorytety w życiu – westchnął Akashi.
Kuroko znów zachichotał. Nie mógł nie zgodzić się ze swoim mężem.




[1] To gra słów, ponieważ po japońsku tetsu oznacza żelazo

[2] Nie wiem jaką wadę wzroku ma Midorima, więc na potrzeby opowiadania go oślepiłam