***
Mimo tego, że byłam dziewczyną Midorimy od
prawie pół roku nie zmieniły się dwie rzeczy – nie rozmawiał ze mną w szkole i
wciąż nie poznał mojej rodziny. To pierwsze było wynikiem jego decyzji, drugie
– mojej. Naprawdę, lepiej dla niego, żeby nie poznawał mojego taty. O ile tylko
temat w domu schodził na to, że kiedyś jest możliwość, że znajdę sobie męża,
ojciec oznajmiał, że żaden mężczyzna nie jest mnie godzien.
Dlatego miałam zamiar przygotować rodzinę
i co najważniejsze Midorimę na moment, gdy przyjdzie im się poznać, ale jak
zwykle cały mój plan poszedł w łeb i musiałam improwizować. A wszystko to przez
mamę Midorimy, która dzień wcześniej zadzwoniła na mój telefon domowy, bo jej
syn za żadne skarby nie chciał dać jej mojego numeru komórkowego. Siedziałam
sobie akurat spokojnie w salonie i grałam z tatą w warcaby. W międzyczasie co
jakiś czas zerkałam w telewizor, bo leciała jedna z moich ulubionych dram.
Wtedy zadzwonił telefon, który odebrała mama. Dyskutowała tak beztrosko, że
byłam pewna, że któraś z jej koleżanek… A potem odłożyła słuchawkę na widełki,
podparła się pod boki i spojrzała na mnie wzrokiem mordercy.
-Młoda damo, możesz mi powiedzieć,
dlaczego dowiaduję się dopiero teraz?
-Eee… A o czym, mamo?
-O tym, że masz chłopaka!
Na twarz taty od razy wpłynął kolor
purpury, a ja przełknęłam ślinę. Czy ktoś nie ma odsprzedać dwóch biletów do
Meksyku?
-No cóż… Ale jakiego chłopaka?
-Dzwoniła Midorima-san, bo zapomniałaś
piórnika z ich domu i przy okazji uznała, że może nas zaprosić na ciasto.
Zaśmiałam się nerwowo.
-No cóż… Etto… Tak jakoś wyszło.
-Tak wyszło? – przemówił ojciec z miną
kata przed egzekucją. – Tak wyszło, że nie wspomniałaś o tym, że jakiś szczyl
się koło ciebie kręci?
-Nie nazwałabym go szczylem… Po prostu…
Czekałam na odpowiedni moment, żeby wam to wyjawić.
Twarz taty z purpury przeszła w mocny
odcień sinego.
-I kiedy miał być ten dobry moment?
Najlepiej nigdy – pomyślałam.
-Nie wiem, niedługo.
-No to masz swój dobry moment. Jutro ma
się wstawić u nas na kolacji?
-Ale… Tato!
-Żadnego „ale”, jutro o ósmej, na kolacji.
Wyrażam się jasno?
-Tak, tato – mruknęłam.
Tak też nie miałam wyjścia i na długiej
przerwie wstawiłam się w klasie Midorimy. Nie przyjął tego ze zbyt wielkim
entuzjazmem… Nie żeby kiedykolwiek się entuzjazmował.
-Etto… Midorima-senpai mogę cię prosić na
słówko?
Poprawił okulary, a potem wstał od ławki i
wyszedł na korytarz. Odeszliśmy kawałek od jego klasy i schowaliśmy przed
wścibskim Takao, który za cel postawił sobie stalkowanie mojego związku (a to
ja tu jestem jedyną z licencją stalkera!).
-O co chodzi? – spytał.
-Etto… Twoja mama wczoraj dzwoniła i,
etto, moi rodzice chcieliby cię poznać. Dziś najlepiej.
-Nie mam dziś czasu. Trening…
-Midorima-senpai, oni żądają twojego
pojawienia się dziś na kolacji. O ósmej. Prawdopodobnie nie wyjdziesz z tego
żywy, ale spokojnie, ostatnio zapisałam się na kurs pierwszej pomocy.
-To mnie w żaden sposób nie pociesza.
Chyba sam się będę reanimował w razie wypadku.
-To nie będzie wypadek a zaplanowane
morderstwo! Czy ty w ogóle się nie przejmujesz?!
-Nie.
-A rozumiesz chociaż powagę sytuacji?
Przekrzywił lekko głowę, a jego okulary
zsunęły mu się z nosa.
-Jeżeli chcesz to mogę poprosić Akashiego
o wsparcie.
-Akashiego… Z Rakuzan?
-Tak. Wolałbym się z nim nie kontaktować,
ale jeżeli by cię to uspokoiło to mógłby go ściągnąć. W najgorszym wypadku
wyglądałbym jak Van Gogh… Albo Murasakibara. Jeżeli upieczesz mu ciasteczka,
sprzeda ci duszę.
-Etto… Trzymaj ich w pogotowiu, dobrze?
Westchnął.
-Dobrze. A więc o której ta kolacja?
-O ósmej, dziś, w moim domu.
-Dobrze. Zjawię się na czas.
-Na pewno?
-Tak, oczywiście. Mogę już iść, czy masz
do mnie jeszcze jakąś sprawę?
-Nie, to wszystko.
-W takim razie już pójdę. – Odwrócił się
bez słowa i wrócił do klasy.
Przez całe popołudnie i wieczór siedziałam
jak na szpilkach i jedynie nasłuchiwałam dźwięku ostrzenia noży przez mojego
tatę. Niestety – to po nim odziedziczyłam słabość do hazardu i jeszcze wyjdzie
na to, że namówi go do zakładu o nasz związek, Midorima przegra, a ja skończę
jako panna z kotami.
W końcu wybiła ósma i po domu rozniósł się
dźwięk dzwonka do drzwi. Przełknęłam ślinę, gdy zobaczyłam, że tata cały w
skowronkach otoczonych aurą shinigami ruszył, aby otworzyć. Myślę, że w innych
okolicznościach byłabym zachwycona widokiem mojego chłopaka w garniturze, ale
tym razem mogłam tylko myśleć o zbliżającym się Armagedonie.
-Dobry wieczór, nazywam się Midorima
Shintaro – przedstawił się.
-Tak, wiem, kim jesteś – odparł mój tato z
morderczym spokojem.
-Miałem się dziś zjawić – dodał.
-Tak, wejdź śmiało. – Midorima pewnym
krokiem wszedł do środka, ściągnął buty, a potem za moim ojcem ruszył w głąb
domu.
-Cześć – przywitałam go.
-Cześć – odparł i poprawił okulary. –
Nanodayo.
-Stresujesz się?
-Nie, w najmniejszym stopniu.
-Dlaczego?
-Czy jeżeli twoi rodzice mnie nie polubią,
przestaniesz darzyć mnie tak silnymi uczuciami?
-Nie, oczywiście, że nie!
-W takim razie, dlaczego mam się bać? To
na twoich uczuciach mi zależy, nie innych, nanodayo.
-Midorima-senpai…
Weszliśmy do kuchni, gdzie czekała już
mama ubrana w piękną fiołkową sukienkę.
-O jeju, ale z ciebie przystojniaczek! –
powiedziała.
-Nie schlebiaj mu – burknął tata.
-Oj, kochanie, nie przesadzaj. Proszę,
usiądźcie i częstujcie się jedzeniem.
Tak zrobiliśmy, chociaż jedli głównie tata
i Midorima – i to nie dlatego, że my z mamą nie miałyśmy ochoty. Po prostu tato
urządził nieoficjalny konkurs na jedzenie i walił na talerz ogromne porce sobie
i mojemu chłopakowi.
Naprawdę, czy nikt nie ma biletów do
Meksyku na zbyciu? Rosji? Wyspy Owcze? Cokolwiek?
Jednakże musiałam oddać Midorimie, że
grzecznie przyjmował kolejne milczące wyzwania, nawet jeśli za każdym razem
przegrywał z kretesem. No i w międzyczasie odpowiadał na pytania mojej mamy.
-A więc, Midorima, czym się zajmujesz?
-Jestem uczniem liceum.
-Ile masz lat?
-Osiemnaście.
-Jaki masz znak zodiaku?
-Rak.
-Urodziny?
-Siódmy lipca.
-Masz jakieś hobby?
-Sport.
-Idziesz na studia?
-Tak.
-Na jaki kierunek?
-Medycyna.
-Na jakim uniwersytecie?
-Tonan.
-Jesteś dobrym uczniem?
-Najlepszym w klasie.
-Jak nie w szkole – wtrąciłam.
-Więc czemu nie pójdziesz na inny
uniwersytet? – spytał tata.
-Moi rodzice woleliby, żebym poszedł na
Uniwersytet Tokijski, ale doceniają mój punkt widzenia.
-A jaki jest twój punkt widzenia?
-Państwa córka wybiera się na Uniwersytet
Tonan i poprosiła mnie, żebym i ja tam kandydował.
Rzeczywiście tak było, ale nie miałam
pojęcia, że chciał wybrać Uniwersytet Tokijski. Osobiście nie miałam
najmniejszych szans się tam dostać, chociaż to byłby ogromny zaszczyt. W końcu
to tak dobra szkoła, moi przyszli pracodawcy byliby zakochani w moim CV. A ja
durna namówiłam miłość mojego życia do rezygnacji z tego!
Muszę wybić mu z głowy Tonan! Nie mogę
pozwolić mojemu mężczyźnie rezygnować z takiej szansy!
-Jeżeli jesteś tak bardzo łatwy do zmanipulowania
i nie chcesz iść na najlepszy uniwersytet, to znaczy, że nie zdołasz zapewnić
mojej córeczce godnego życia. Nie jesteś dla niej dość dobry – oznajmił mój
ojciec. Od razu poczułam, że krew odpływa mi z twarzy, a biorąc pod uwagę
spowolnioną akcję mojego ukochanego serduszka, powinnam tam paść trupem.
-Tato! – zawołałam. Naprawdę, kochałam
mojego ojca. Uwielbiałam spędzać z nim czas i doceniałam, że do teraz pomagał
mi z matematyką, która była moją piętą Achillesa, ale u diabła, wtedy chciałam
mu walnąć.
-Tylko wyrażam moją opinię –
usprawiedliwił się.
-W takim razie pozwoli pan, że teraz
wyrażę moją opinię – warknął Midorima. – Mogę udowodnić w każdej chwili, że
jestem godzien pańskiej córki, ale to tylko i wyłącznie jej decyzja, czy nie
odeśle mnie z kwitkiem. Może mnie pan uznać za nieudacznika i słabą osobę, ale
kompletnie nie interesuje mnie pańskie zdanie. – Wstał od stołu i wyszedł.
Nawet się dureń nie pożegnał. Chyba nawet nie ubrał butów, bo w kilka sekund
rozniosło się trzaśnięcie drzwiami.
Spojrzałam na ojca, piorunując go
wzrokiem.
-Ja… Jestem wściekła – oznajmiłam.
-To tylko dla twojego dobra.
-Dla mojego dobra rozwalasz mój związek?
-Sama pomyśl…
-Nad czym? Sam ukończyłeś Tonan i żyje nam
się świetnie, więc czemu jesteś taki ostry dla niego? – Otarłam łzy z twarzy,
które niespodziewanie zaczęły płynąć po moich policzkach. – Kocham go i teraz
do niego pójdę i… i… Będę z nim, czy tego chcesz, czy nie! A jak tylko
skończymy szkołę to mam zamiar zostać jego żoną!
-Co proszę? – zawołali rodzice
jednocześnie. No tak, szybki ślub mógł wyprowadzić ze stanu spokoju każdego
rodzica… No, może poza rodzicami Midorimy. Jego ojciec jest tak przerażony
ewentualny homoseksualizmem syna, że chce jak najszybciej znaleźć mu żonę, a
jego matka po prostu kocha śluby.
-To co słyszeliście. Wygrałam zakład,
Midorima jest mój i weźmie ze mną ślub. Tyle. A teraz żegnam, nie wiem kiedy
wrócę.
Wybiegłam z domu z taką samą prędkością co
Shintaro, korzystając z tego, że moi rodzice byli w niemałym szoku. W locie
porwałam buty i ubrałam je, dopiero będąc ulicę dalej. Potem poszłam na uliczne
boisko, którego Midorima używał, żeby trenować po lekcjach. Domyśliłam się, że
tam pójdzie, bo nawet nie mając, czym grać, lubił tam przebywać. Tym razem też
tak było. Zajmował się swoimi osławionymi rzutami z trzy punkty, ale zamiast
piłki używał puszki po napoju.
-Midorima-senpai? – odezwałam się.
Odwrócił się w moją stronę i wbił we mnie beznamiętne spojrzenie.
-Po co tu przyszłaś?
-Uznałam, że nie chcesz być teraz sam.
Wzruszył ramionami.
-Bez różnicy.
-Midorima…
-Mówiłem ci, że się nie przejmuję – warknął.
-A ja mówię, że nie stalkuję cię od kiedy
pamiętam, ale oboje wiemy, że to nieprawda. – Uśmiechnęłam się i podeszłam do
niego. Objął mnie mocno, więc zaciągnęłam się zapachem jego perfum.
-Kocham cię, Midorima-senpai – oznajmiłam.
Podniosłam na niego wzrok. – I niezależnie od tego, co mówią inni, jesteś
jedynym, który mógłby być mnie godzien.
Midorima spojrzał na mnie, uśmiechnął się
delikatnie, ale nic nie powiedział. Zresztą nie musiał nic mówić. Doskonale
wiedziałam po czym rozpoznać, że tsundere cię kocha, a Midorima Shintaro był
niezaprzeczalnie zakochany w mojej osobie.