Wiem, że to blog serwujący yaoi, ale zapewne zauważyliście, że jest tutaj też taka zakładeczka jak "KnB x Postać", no to już za momencik będziecie mogli sobie przeczytać pierwszy z nich. Enjoy!
Czytelnik x Midorima
Midormina Shintaro.
Lat 18.
195 centymetrów wzrostu.
79 kilogramów wagi.
Znak zodiaki – rak.
Grupa krwi – B.
Wiedziałam o nim wszystko – śmiało można
mnie okrzyknąć stalkerem. Znałam jego nawyki, wiedziałam, że uwielbia fasolową
zupę i nie cierpi kotów (trochę szkoda, bo ja je kocham). Wiedziałam też, że to
beznadziejny przypadek tsundere, tak bardzo beznadziejny, że rodzice
postanowili znaleźć mu żonę (mimo tego, że ma dopiero osiemnaście lat! W ogólne
nie dają mi szans!).
Mimo tak beznadziejnego przypadku
postanowiłam działać i zagrać o uczucia mojej obsesyjnej miłości, a wszystko
przez te niespodziewane zaręczyny.
No cóż, nie miałam wyjścia, jeżeli pewnego
dnia chciałam zostać panią Midorima. Czego to nie robi się z miłości?
-Midorima-senpai! – zawołałam za nim.
Wracał akurat z treningu koszykówki.
-Tak, nanodayo? – Odwrócił się i spojrzał
na mnie.
-Ja… uhm… Ja jestem w tobie zakochana –
oznajmiłam.
-Aha…
-Dlatego mam propozycję. Jeżeli wygram z
tobą w szkolnym konkursie biologicznym jutro, to pójdziesz ze mną na randkę.
-Nanodayo – mruknął, poprawiając okulary.
– Masz marne szanse.
-Nie lekceważ mnie, Midorima Shinato!
Jeżeli wygram, jesteś mój!
-Skoro i tak nie masz szans, to mi nie
szkodzi. Dobrze, jeśli wygrasz, mogę nawet się z tobą ożenić.
-Trzymam cię za słowo.
Wzruszył tylko ramionami, a potem odszedł
bez słowa, zostawiając mnie samą z moją bezkresną głupotą.
Jak ja mogłam go wyzwać do takiego
zakładu? Chyba już prędzej pokonałabym go w kosza, niż w konkursie z biologii. Przecież
był najlepszym uczniem… Z drugiej strony przygotowywałam się do tego konkursu
pół roku! Nie poddam się i pokonam Midorimę Shintaro!
Kolejnego dnia przyglądałam się wynikom z
niedowierzaniem. Byłam zdecydowanie nad Midorimą, a to oznaczało…
Midorima Shintaro będzie moim mężem!
A, no i to że musiałam być geniuszem. Test
był tak niepoprawnie trudny, że większość czasu spędziłam łapiąc się za głowę.
Musiałam go znaleźć i to natychmiast.
Tylko co on teraz robił… Teraz pewnie miał lekcję biologii (o ironio!), o ile
nie pomyliłam jego planu lekcji.
Cała w skowronkach pobiegłam do klasy Midorimy
i wpadłam do niej z prawdziwym rozmachem. Mój zielonowłosy ideał podniósł wzrok
i spojrzał na mnie.
-Nanodayo, to ty?
-Wygrałam! – zawołałam.
-I?
-Pokonałam cię, Midorima Shintaro, a to
znaczy, że wygrałam zakład.
-Racja. – Wstał od swojej ławki. – Takao,
powiedz Akira-sensei, że musiałem pilnie wyjść – dodał w stronę kolegi. Potem
podszedł do mnie, chwycił za dłoń i wyciągnął mnie z klasy.
-He, Midorima-senpai, gdzie idziemy?
-Do szpitala?
-Jesteś chory?
-Nie. Tam pracują moi rodzice.
-Po co do nich idziemy?
-Powinnaś ich poznać, skoro mamy wziąć
ślub.
-He?! Ale… To znaczy, że mnie kochasz?
-W najmniejszym stopniu, ale jestem
człowiekiem honorowym.
Zatrzymałam się, a Midorima nawet nie
zwrócił na to uwagi, więc lekko nim szarpnęło.
-Co ty robisz, nanodayo?
-Chcę, żebyś coś do mnie czuł – oznajmiłam.
– Nie chcę do niczego zmuszać, a po prostu mieć szansę, a twoje durne
narzeczeństwo mi to uniemożliwia.
Poprawił okulary i mruknął „nanodayo”.
-Ile masz lat?
-Szesnaście.
-No to masz jeszcze dwa lata, żeby
przekonać mnie do małżeństwa, ale jeżeli nie pójdziemy do moich rodziców, to
Mori-san będzie moją żoną i nie będziesz mieć swojej szansy.
Wypuściłam powietrze z płuc i tym razem to
ja pociągnęłam Midorimę za rękę.
Szczerze powiedziawszy w szpitalu omal nie
zemdlałam, gdy szliśmy do jego rodziców – którzy specjalnie zgodzili się
przyjąć nas w swoim gabinecie. Wydawali się naprawdę miłymi ludźmi, szczególnie
jego matka, która ewidentnie była typem deredere.
-Shin-chan, coś się stało? – spytała.
-Tak – oznajmił z powagą. – Nie zostanę
mężem Mori-san.
-Co? Dlaczego? – mruknął jego ojciec i
poprawił okulary. To chyba jakiś rodzinny gest.
-Ponieważ to z nią się ożenię – powiedział
i wskazał na mnie dłonią. – Nie mam zamiaru być z Mori-san, skoro mam
dziewczynę.
-Ha, mówiłam ci, że on nie jest gejem! –
zawołała pani Midorima, a potem mnie przytuliła.
-G-gejem, nanodayo? – parsknął Shinatro. –
No naprawdę… Czy zwariowaliście na starość?
-Midorima-senpai, nie powinieneś tak
odzywać się do rodziców – upomniałam go cicho, wyrywając się z objęć jego matki.
– Przecież chcieli dobrze.
Chłopak ściągnął brwi i wbił we mnie swój
wzrok.
-Uznają mnie za geja, więc szukają mi
żony?
-Mori-san jest lesbijką, ale potrzebuje
męża, więc pomyśleliśmy, że…
-Starczy – przerwał swojej matce. –
Wystarczy, nim doszczętnie utracę wiarę w ludzkość. – Pokręcił głową, a potem
chwycił moją dłoń i wyciągnął mnie z gabinetu.
Miałam dwa lata, żeby go w sobie rozkochać
i miałam zamiar tego dokonać. O wiele bardziej martwiło mnie to, że w końcu to
ja będę musiała go przedstawić mojej rodzinie. Przecież tata go zamorduje!
-Etto… Midorima-senpai?
-Hm?
-Co powiesz na randkę jutro?
Skinął głową.
-Ale dopiero po treningu. Nie mogę ich
opuszczać.
-Tak, wiem. Oczywiście. Dziękuję,
Midorima-senpai.
W odpowiedzi wzruszył tylko ramionami.