Rozdział
11
Aomine
cały dzień starał się dobić do drzwi księgowego, ale nikt mu nie otwierał. W
końcu idąc za radą Kise, wywarzył drzwi – na pierwszy rzut oka wyglądało na to,
że właściciel był po prostu nieobecny.
-No
cóż… Może wyszedł na miasto?
-Ta…
Chyba sam wynajmę detektywa do tej sprawy – mruknął Daiki. Wszedł w głąb
mieszkania, rozglądając się po jasnym, nowoczesnym wnętrzu.
-Daj
spokój. Jesteś najlepszy – zapewnił Kise. Detektyw uśmiechnął się mile
połechtany tym komplementem.
Kluczyli
po mieszkaniu, aż w końcu dotarli do łazienki. Tam w wannie spał poszukiwany
przez nich Aihara.
-Wygląda
jak trup – mruknął Kise. – Ale oddycha… Fu, śmierdzi tu alkoholem.
-Tak,
też to czuję – zapewnił Aomine. – Chyba zaraz zwymiotuję.
Blondyn
przytaknął i podszedł bliżej byłego księgowego. Sięgnął po słuchawkę od
prysznica i odkręcił wodę, którą ochlapał mężczyznę. Ten natychmiast się
ocknął.
-Dzień
dobry, czy nic panu nie jest? – spytał Kise.
-Ja…
Ja… Kim wy, u diabła, jesteście?
-Detektywi.
Badamy sprawę śmierci Akashiego Seijurou.
Aihara
pobladł i wydał z siebie głuchy jęk.
-Ale
jak to… Akashi-san nie żyje?
Aomine
i Kise spojrzeli po sobie. Mężczyzna wydawał się autentycznie zaskoczony, ale
mógł być po prostu dobrym aktorem. Na pewno spodziewał się, że ktoś przyjdzie
go przesłuchać i najzwyklej w świecie zrozpaczoną minę mógł ćwiczyć przed
lustrem.
-W
firmie słyszeliśmy, że wygrażał pan Akashiemu – powiedział Aomine. – Więc mam
nadzieję, rozumie pan, że musieliśmy złożyć panu wizytę.
Aihara
spojrzał na niego ogromnymi oczami.
-Nie
wygrażałem Akashiemu – zapewnił. – On… On bardzo mi pomógł, ale tak, miałem
spore zatargi z jego następcą. Jemu groziłem, bo chciał wezwać policję… Niby
słusznie, ale to drań bez serca.
-Jak
Akashi panu pomógł?
-Moja
żona jest hazardzistką… Narobiła nam ogromnych długów u ludzi, z którymi nikt
nie chciałby się zadawać… Musiałem ukraść te pieniądze, bo inaczej by nas
pozabijali… Nie wiem jak Akashi to zrobił, ale oni anulowali nam ten dług… Chyba
ich zna, czy coś…
Daiki
pokiwał głową. Rudzielec rzeczywiście miał układy nawet w Yakuzie – uznawał to
za zabezpieczenie, bo najlepiej żyć dobrze i z tymi dobrymi i z tymi złymi..
-A
gdzie teraz jest pańska żona i dzieci?
-Zabrała
je… Dlatego jestem w takim stanie… Ta… Ta kobieta odebrała mi dzieci i
wyjechała, bo to ponoć ja mam na nie zły wpływ! Bo mój szef ma znajomości w
gangu!
Detektyw
pokiwał głową. Uznał, że nie chce dłużej męczyć już biednego Aihary. Zadał
jeszcze tylko jedno pytanie: czy ma alibi na czas morderstwa.
-Piłem…
Piłem w tym no… Barze „Pączek”. Właściciel Murasakibara na pewno mnie kojarzy.
Pozwolił mi spać u siebie na zapleczu.
-Sprawdzimy
to – zapewnił Daiki. – A teraz, no… Może wyjdzie pan z wanny? W łóżku będzie
się panu spało wygodniej.
-I
prosimy nie wyjeżdżać z miasta – dodał Kise i chwycił dłoń detektywa. – Do zobaczenia,
Aihara-san.
-A,
tak, do zobaczenia.
Szybko
opuścili mieszkanie mężczyzny i zapakowali się do auta Daikiego.
-I
co myślisz? – spytał Kise.
-Wydaje
się w porządku, ale najpierw chcę sprawdzić jego alibi.
-Jasne…
W sumie to szkoda mi go. Jego żona zachowała się perfidnie.
-Owszem.
-Ty
nie waż się mnie tak zostawić, Aomine Daiki.
-A
ty nawet nie myśl o długach u gangów.
-Spoko,
boję się gangów.
Daiki
uśmiechnął się lekko. Od czasu śmierci Akashiego czasem łapał się na tym, że
zastanawia się nad tym, co by było, gdyby stracił Kise. Niby upierał się, że
nie łączą ich głębsze relacje, ale teraz robił to głównie w żartach, aby trochę
podjudzić blondyna. W rzeczywistości nie potrafił sobie wyobrazić świata bez
jego ciągłego przytulania, marudzenia i wyznań miłosnych.
-O
czym myśli, Aominecchi?
-O
tobie – odparł.
-O
mnie?
Pokiwał
głową.
-To…
miłe… Chyba… A co myślisz?
-O
randce.
-Chcesz
mnie zabrać na randkę? – Ucieszył się. – Dawno na żadnej nie byliśmy… Co chcesz
robić?
-Nie
wiem, może po prostu pójdziemy do kina?
-Uwielbiam
kino – zapewnił.
Daiki
uśmiechnął się jedynie i pozwolił Kise prowadzić monolog na temat tego, jaki
film powinni wybrać. Naprawdę niewiele potrzebował do szczęścia.
*
Weszli
do knajpki Murasakibary, gdzie chwilowo świeciło pustkami. Ich przyjaciel
przypominający Tytana (Pozdrowienia dla
Fanów Ataku Tytanów – Dop. Aut.) akurat ścierał kurz z blatu.
-Ohayo!
– przywitał się wciąż uszczęśliwiony Kise.
-Ohayo,
Ohayo – odparł Murasakibara. – Co was sprowadza? Napijecie się czegoś?
-Ehm,
nie dzięki – powiedział Aomine. – W zasadzie to chcieli cię… przesłuchać?
-Przesłuchać?
Mnie?
-Tak…
Znaczy, Aihara, księgowy Akashiego to nasz główny podejrzany, ale podobno ma
alibi, bo…
-Bo
urżnął się jak świnia i spał na zapleczu – dokończył za niego Atsushi. – Tak,
był tutaj cały dzień. Nieźle się chłopakowi oberwało od żony. Ja bym wam radził
zagadać do Keia.
-Kei?
– pisnął Kise. Za każdym razem jak wspominał tego typa spod ciemnej gwiazdy to
robiło mu się słabo.
-Tak,
to u niego się zadłużyli. Akashi wstawiając się za nimi musiał mu podebrać
sporo kasy.
-Ale
Kei… Myślisz, że on zrobiłby Akashiemu krzywdę? Przecież jego gang ubóstwiał tego
gościa.
-Niby
tak, ale tu się rozchodzi o grube pieniądze.
Kise
wtulił się w ramię Daikiego.
-Aominecchi
ja nie chcę do nich iść. Oni są wredni.
-Wiem,
wiem – westchnął Daiki. – Nie martw się o to, Kise.
-To
co, może jednak się czegoś napijecie? – zaproponował Murasakibara. – Kieliszek sake
na odwagę?
-Tak!
– zawołał od razu Kise i usiadł na stołku koło baru. – Nie ma bata, żebym
poszedł tam na trzeźwo.
Aomine
uśmiechnął się i usiadł obok Kise. Nie ma bata, żeby pozwolił mu iść ze sobą.
Jeszcze zrobiliby mu krzywdę.
Wybaczcie, że tak długo nas nie było i że tyle czasu nie było widać żadnego yaoi, ale na bogów, studia są straszne. Znaczy studia - USOS. Kto to tworzył? To tak skomplikowana witryna! I wygląda na to, że nie tylko ja, a wszyscy pierwszoroczni tego nie rozumieją - to chyba jakiś, drogi Uniwersytecie, prawda? Może czas na nowych informatyków?
Nocami nie spałam, chcąc to ogarnąć.
Ale teraz już jestem i pracuję nad yaoi jak i nie-yaoi. Dam z siebie wszystko, żeby was nie zawieźć - i żebyście dowiedzieli się, kto zamordował Akashiego. A może macie swoje typy? Dzielcie się nimi w komentarzu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz