piątek, 18 sierpnia 2017

Przybywa z Przeprosinami i Midosiem

Witajcie!

Wybaczcie, że znów nie było nas tak długo, ale załapałyśmy się do sezonowej pracy i nie miałyśmy dostępu do internetu - nad czym bardzo ubolewamy. Teraz już jesteśmy w domu, więc posty będą dodawane regularnie. Jako, że ostatnio mam wenę bardziej do Midorimy i Czytelniczek/ków, to poniżej wstawiam kolejną część.

***

Gdy kończyłam liceum – czyli dokładnie dwa lata po tym, gdy ja i Midorima zaczęliśmy się spotykać – już było jasne, że weźmiemy ślub zaraz po zakończeniu roku szkolnego. Koleżanki z klasy nie raz mi z tego powodu zazdrościły. Wśród nich była między innymi Jinko, która też sobie ostrzyła zęby na moją marcheweczkę – głównie dlatego, że jasnym było, że zostanie lekarzem, a to oznaczało życie na wysokim poziomie. Midorima zwykle kazał mi ją ignorować, ale ja nie byłam w stanie zachować takiego spokoju, więc zwykle kończyło się kłótnią. Tak samo było w dzień, gdy żegnaliśmy nasze klasy. Mój – oficjalnie już – narzeczony miał po mnie przyjść, gdy impreza się skończy, ale mniej więcej w środku zabawy dostałam od niego sms-a.

         MARCHEWKA: NIE MOGĘ PRZYJŚĆ, MAMA UPARŁA SIĘ NA PRZYMIARKĘ GARNITURU
         JA: OK, NIC SIĘ NIE STAŁO

Szturchnęłam w ramię mojego wychowawcę, który zaoferował, że odwiezie tych uczniów, którzy nie marzyli o nocnym spacerze.
-Sensei, czy mógłby mnie pan też podrzucić do domu?
-A nie miał po ciebie przyjść twój ukochany Shintaro? – zapytała Jinko.
-Ma teraz przymiarkę garnituru – odpowiedziałam.
-Albo planuje ucieczkę.
Zmrużyłam oczy.
-Spodziewałabym się tego, gdyby ktoś zmusił go do ślubu z tobą, ale dzięki bogom oświadczył się mnie.
No dobra, to ja się oświadczyłam. Łaziłam za nim przez miesiąc, aż w końcu się zgodził – a i tak zdecydował się dopiero wtedy, gdy Takao zagroził, że ukradnie mu jego szczęśliwy przedmiot na tamten dzień. Trochę szkoda, że przyszło mi go zdobyć szantażem, ale on w życiu by się nie zdecydował.
-Dzięki bogom? To tylko litość Mido-chan! – prychnęła Jinko.
-Nie-nazywaj-mojego-faceta-Mido-chan – wycharczałam przez zęby.
-Dziewczęta, spokojnie – przerwał nam sensei. – I tak, odwiozę cię do domu.
-Dziękuje – odparłam. Akurat w tym momencie mój telefon ponownie się odezwał, ale to nie sms, a połączenie przychodzące. Na ekranie mojego telefonu pojawiło się zdjęcie Midorimy przed Uniwersytetem Tokijskim (na który się dostał i gdzie uczył się już drugi rok).
-Przepraszam – rzuciłam, odchodząc od stołu. Odebrałam, gdy wyszłam na korytarz. – Tak, słucham?
-Masz z kim wrócić do domu? Bo mogę poprosić tatę, żeby po ciebie przyjechał.
-Nie trzeba, Satoshi-sensei mnie odwiezie.
-Będzie z wami ktoś jeszcze?
-Tak, jeszcze kilka osób.
-O której będziesz w domu?
-Nie wiem, koło dwudziestej pierwszej.
-Zadzwoń, gdy impreza się skończy i gdy dotrzesz do domu. Autem nie powinno wam to zająć więcej niż pół godziny.
-Midorima, czy ty się o mnie martwisz?
-Wcale nie – prychnął. – Po prostu mnóstwo pieniędzy włożyliśmy w organizację ślubu, więc marnotrawstwem byłoby, gdyby ktoś cię zamordował.
Martwił się. I to bardzo.
-Dobrze, marcheweczko. Zadzwonię.
-Nie jestem marchewką, nanodayo.
-Jesteś. Zadzwonię potem.
-Mhm.
Rozłączyłam się i wróciłam do reszty grupy. Ktoś włączył karaoke i teraz sensei śpiewał razem z paroma osobami z klasy opening jakiegoś anime. Zachichotałam, słysząc próbę nauczyciela, żeby nie brzmieć jak zarzynane prosię.

Zgodnie z moimi przewidywaniami impreza skończyła się koło dziewiątej wieczorem. Sensei odwiózł nas wszystkich i tak się złożyło, że ja zostałam ostatnia.
-Ach, zapomniałem zapytać. Odwieźć cię do twoich rodziców, czy narzeczonego.
No cóż, powinnam powiedzieć, że do rodziców, ale skoro moja ukochana marcheweczka tak się o mnie martwiła, to uznałam, że mogłabym go odwiedzić.
-Do Midorimy, proszę – powiedziałam i uśmiechnęłam się przy tym. Sensei tylko skinął głową i zawiózł mnie w odpowiednie miejsce.
Wysiadłam z samochodu nauczyciela, podziękowałam i szybko udałam się do domu Midorimy. Po zapukaniu do drzwi otworzyła mi jego mama ubrana w szykowną sukienkę.
-Och, to ty, złociutka! Wejdź, proszę.
-Dobry wieczór – powiedziałam, wsuwając się do środka. – Jak przymiarki garnituru?
-Hm? Nie było żadnej przymiarki.
-Nie? Midorima mówił, że nie może mnie odebrać, bo ma przymiarkę garnituru.
-Nie. Shin-chan cały wieczór spędził z Takao w pokoju. Teraz też tam są i coś knują.
-Knują?
-Tak. Naradzają się jak przed bitwą.
-Etto… No cóż, podskoczę do nich i zobaczę, co robią, dobrze?
-Oczywiście, skarbie.
Nim jednak poszłam do pokoju Shintaro postanowiłam do niego zadzwonić i zapytać, jak idzie mu przymiarka.
-Tak? – odezwał się po drugiej stronie linii.
-No hej, jestem już w domu.
-A, dobrze.
-A jak przymiarki?
-Nieźle. Mam ciut za długie nogawki.
-Mhm… Spotkamy się jutro?
-Tak, przyjdę po ciebie, dobrze?
-Jasne. Gdybyś nie chciał się konfrontować z moim tatą to kończy pracę koło piętnastej, więc możesz wpaść szybciej.
-Dobrze. Muszę już kończyć.
-Dobrze, kocham cię.
-Mhm, pa. – Rozłączył się, a ja zachichotałam. Zawsze panikował, gdy wyznawał mu miłość.
Pokręciłam głową, a potem poszłam do pokoju Shintaro, który znajdował się na piętrze. Drzwi były uchylone, dzięki czemu usłyszałam głos Takao.
-Nie no, bez jaj… Nie robiliście jeszcze t e g o?
No cóż… Prawda.
-Zamknij się. Nie każdy musi o tym słyszeć.
-Ani się nie pieściliście – kontynuował Takao, jakby nie słyszał wypowiedzi mojego przyszłego męża.
-Nie.
Smutna prawda.
-Ani nie całowaliście?!
Okrutna prawda.
-I do tego nie miałeś jaj, żeby się jej oświadczyć! – wrzasnął Takao.
A tego sobie nie przypominam.
-Czy ty ją naprawdę kochasz? – zapytał Takao.
-C-co?
No właśnie! Co?!
-Dobrze słyszałeś. Ta dziewczyna się o ciebie stara, kocha cię, to ona poprosiła o rękę ciebie, a ty nawet nie powiedziałeś jej, że ją kochasz… Jeżeli tak ma to wyglądać to odwołaj to i pozwól jej znaleźć sobie kogoś, kto ją pokocha.
Moje serce ścisnęło się. Nawet się nie waż, Midorima Shintaro…
-Oczywiście, że ją kocham, nanodayo. I miałem się jej oświadczyć i nawet kupiłem pierścionek, ale…
-Ale?
-Ale ukryłem go w szczęśliwym przedmiocie, który chciałeś mi ukraść, nanodayo! – zawołał Midorima.
O, wow…
-O… Głupio wyszło.
-Co ty nie powiesz, nanodayo?
-No… Musimy to naprawić! – oznajmił dumnie Takao. – Musimy zorganizować coś z pompą, żeby poczuła, że ją kochasz.
-Aha… Łatwo ci mówić.
-Oświadczysz się jej raz jeszcze… Znaczy pierwszy raz. Zaprosisz na kolację, potem poprosisz o rękę i pójdziesz do jej ojca po błogosławieństwo. Będzie zachwycona. I MUSISZ POWIEDZIEĆ JEJ, ŻE JĄ K O C H A S Z , jasne?
-Mhm… Jak słońce.
-No i pocałowałbyś ją w końcu. Ta dziewczyna chyba ma boską cierpliwość, chociaż kto wie, czy jakiś bożek nie szykuje się, żeby cię walnąć, bo zasłużyłeś.
Midorima nie odpowiedział, a ja uznałam, że to dobra pora, żeby się wtrącić. W końcu Takao by mi go zadręczył tymi wszystkimi wyrzutami.
-Hej, chłopcy – rzuciłam, wchodząc do pokoju. Zupełnie jakbym ich nie podsłuchiwała. Obaj zamarli, patrząc na mnie.
-Co tu robisz? – spytał Midorima, który otrząsnął się ciut szybciej.
-Cóż… Wpadłam w odwiedziny, żeby nakryć cię na kłamstwie. Naprawdę, kochanie… Jeżeli byłeś umówiony z Takao, mogłeś mi powiedzieć. Przecież bym się nie gniewała – powiedziałam.
-Ja… Uhm…
-Ja już może pójdę – oznajmił Takao. – Nie będę wam przeszkadzać.
-Ależ nie przeszkadzasz. Poza tym to ja jestem nieproszonym gościem, więc ja powinnam pójść.
-Nie, zostań – poprosił Midorima i złapał mnie za rękę. – Takao już wychodził.
-Tak, dokładnie – potwierdził chłopak. Chwycił swoją torbę z podłogi i wyleciał z pokoju jak strzała.
-Hm… Strasznie mu się spieszyło – mruknęłam.
-Pewnie liczy na to, że moi rodzice podwiozą go do domu przed wyjściem do teatru.
-Twoi rodzice wychodzą?
Skinął głową.
-Chciałabyś dziś u mnie zostać?
-Ach… uhm…
-Mam na myśli tylko sen – sprostował od razu. – Chcę, żebyś ze mną była.
Uśmiechnęłam się ciepło.
-Przecież tu jestem.
-Nie, chodzi mi o to… Nie chcę, żebyś była tu tylko dziś w nocy, ale zawsze. Chcę dzielić z tobą każdą chwilę mojego życia, dlatego… Zostań moją żoną, dobrze?
Uniosłam brwi. Kompletnie go nie rozumiałam.
-Przecież weźmiemy ślub. Za tydzień.
-Nie. To będzie tylko licha ceremonia, na pokaz. Zostań moją żoną już teraz… Nie, teraz urząd jest zamknięty. Jutro. Zostań moją żoną jutro.
-Shintaro…
-Zrobisz to dla mnie?
Kiwnęłam głową.
-Tak, oczywiście, że tak, ale… Dlaczego teraz?
-Takao mi to uświadomił. Gadał, że powinienem ci się oświadczyć, przy kolacji, przy świecach… I zasługujesz na to, zasługujesz na najwspanialsze oświadczyny i na najpiękniejszy ślub, ale najbardziej z tego wszystkiego należę ci się ja i przed całym tym ceremoniałem chcę już być jedynym mężczyzną w twoim życiu.
-Jedynym do czasu, gdy urodzę pierwszego synka – sprostowałam. – No i jest jeszcze mój tata… Shintaro?
-Tak?
-Na pewno jesteś gotowy na to małżeństwo?
Uśmiechnął się i skinął głową.
-Oczywiście. Od dnia, gdy cię poznałem. Odliczałem sekundy, które zbliżały nas do tego dnia.
Tsundere-romantyk.
-Dlaczego?
-Ponieważ cię kocham i będę kochał aż do śmierci.

Uśmiechnęłam się. W końcu, po dwóch latach, Midorima Shintaro wyznał mi miłość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz