Fandom: Kuroko no basket
Gatunek: yaoi
Paring: Kagami x Kise
Ostrzeżenia: 18+ nie liczcie, że nauczycie się czegokolwiek po angielsku XD
1
*Kise
- Kise do cholery, co to ma znaczyć?! - A-ale Senpai, to nie moja wina... -Jak nie twoja głąbie, to czyja?!!!- Ryknął Kasamatsu i zdzielił mnie przez głowę. - N-no bo Takeda- sensei się na mnie uwziął, a po za tym, przecież normalnie przechodzę do następnej klasy więc w czym problem?- Próbowałem się usprawiedliwić i załagodzić sytuacje, ale otrzymałem efekt odwrotny do zamierzonego. -Kisee...- Senpai zniżył głos do przesączonego wściekłością szeptu, a żyłka na jego czole niebezpiecznie zapulsowała. Autentycznie poczułem strach i nieprzyjemny dreszcz przebiegający po plecach." Niby, że kapitan Kaijo był ode mnie niższy i słabszy, ale jak chciał to potrafił wgnieść człowieka w (jądro Ziemi) podłogę." -T-tak Kasamatsu-s-senpai...?- Zapytałem cichutku i skuliłem się, przygotowując na to, co miało za chwilę nastąpić. -Kise ty kretynie!!!- ... i wybuchł- Nie wiesz, że przez ten rypany angielski i tą pieprzoną dwóje nie możesz grać w następnych meczach?!!! Niby jak mamy grać bez ciebie przeciwko Seirin?!!- Wmurowało mnie. -Ale jak to nie mogę grać?!!! -Normalnie idioto!!! Takeda-sensei nie wypuści cię na boisko dopóki tego nie poprawisz! -Ehh?!! Ale to jest angielski i to jest Takeda-sensei, jak ja niby mam poprawić skoro ledwo zdałem?!- Kasamatsu, po raz kolejny tego dnia zdzielił mnie przez łeb. -Nie obchodzi mnie jak, ale masz to poprawić. Z tego co się orientuje, masz tydzień na nauczenie się i napisanie testu końcowego jeszcze raz. -Tylko tydzień?! -Było się od początku uczyć kretynie!- Po tych słowach zdzielił mnie po raz kolejny i zaczął iść w stronę drużyny.- Oi Kise, do czasu aż poprawisz angielski jesteś zwolniony z treningu, ale obiecuje ci, że jeżeli ci się nie uda to zdechniesz, zanim zdążysz skończyć rozgrzewkę!-Krzyknął jeszcze do mnie i rozpoczął trening.
Zmyłem się z sali najszybciej jak umiałem, gorączkowo myśląc (tak ja też potrafię) kto mógłby mi pomóc: Akashicchi odpada, bo te jego nożyczki i wgl; Murasakibaracchi...nie było tematu, z Aominecchim podobnie, on jest jeszcze większym głąbem niż ja; mam Midorimacchi! Wygrzebałem telefon z szafki i wyszukałem interesujący mnie kontakt. Po kilku sygnałach usłyszałem poirytowany głos: -Halo? -Cześć Midorimacchi! -Cześć! O co chodzi? -Mam do ciebie prośbę, czy mógłbyś pomóc mi z angielskim?- Zapytałem pewien, że nie odmówi uroczemu mnie (skromność przedewszystkim). -Shin-chan kto dzwoni?- Usłyszałem w tle znajomy, wesoły głos Takao. "Co Midirimacchi robi z Takao skoro rzekomo tak bardzo go nie lubi?!" -Kise, zaczekaj chwile.- "WTF?! CO TU SIĘ KURCZE PIECZONE DZIEJE?!" Z początku panowała głucha cisza, ale po chwili , O MAMUNIU!!!: -Shin- chan! Aaah..! Jak dobrze! Pośpiee! eesz się!- Tu nastąpiło mruczenie i... TAK, do końca życia będę sobie wmawiał, że to nie był Midorimacchi przymilający się do "Mrr Kazunariii"-ego. Mamo ratuj!!! Po chwili w słuchawce odezwał się cicho męski głos: -Sorry Kise, nie mam przez najbliższy miesiąc czasu. Muszę kończyć. Cześć! -Cześć!- Odparłem słabo. "Hehe miesiąc... jaki kurna miesiąc?! W życiu bym nie pomyślał, że Midorimacchi jest taki niewyżyty. Dobra Ryota, wdech i wydech." Kiedy już się uspokoiłem, zacząłem kminić nad tym kto mi jeszcze został. "Hym... Hymhyrymhym... No przecież, Kurokocchi!" Ponownie przejrzałem telefon i już po chwili dzwoniłem do cienia Seirin: -Tak, słucham? - Cześć Kurokocchi! Mam prośbę. Znajdziesz chwil-k-ę?- Nagle usłyszałem syknięcie, a zaraz potem Tetsuya wypuścił powoli powietrze. Zaniepokoiło mnie to.- Wszystko w porządku? -Kise-kun, nie chcę być niemiły, ale nie za bardzo mogę teraz rozmawiać. -Oi Tetsu, powiedz tej blond pindzi, że ma spadać! -Kurokocchi, jest u ciebie Aominecchi?-"To jest dziwne! Przecież oni się już nie przyjaźnią! Chociaż może jednak... tak..." -Tak Kise-kun, Aomine-kun jest u mnie. - Tetsu dawaj telefon! Nie patrz tak na mnie, bo i tak już ledwo się powstrzymuje.- wtf?! Szelest, jęk, mruczenie... WTF?!- Oi Kise, czego chcesz od Tetsu, tylko się pośpiesz i dziękuj, że się jeszcze nie rozłączyłem.- "Nie chcę wiedzieć, co TAM się dzieje! "Trzeba się streścić. - Bo mam problem z angielskim i chciałem, żeby Kurokocchi mi pomógł, bo jak nie poprawię, to nie będę mógł grać w meczach. -Tetsu mówi, że jesteś debilem, bo on też nie ogarnia tego języka. -Wcale tak nie powiedziałeeeeem! Ahhh! Mocniej Aomine!!! Yhh szybciej!!! - Jak sobie życzysz.- Wymruczał Daiki, a ja znowu chiałem umrzeć i rozłączyć najszybciej jak tylko się da.- Dobra Kise,skoro jesteś tępym idiotom, to przypomne ci, cholera jak dobrze! ,że Bakagami mieszkał w Ameryce. Reszte faktów sobie skojarz. Nara! -Papatki!- Przez chwilę jeszcze stałem z telefonem przy uchu i patrzyłem się tępo w szafkę." Aomonecchi z Kurokocchim, oni... oni ze sobą... Umngh MÓZGU, STOP!" Odłożyłem telefon do szafki, przetarłem dłonią twarz i uznałem, że najlepiej zrobię jak pójdę wziąć prysznic, a Dopiero potem zadzwonię do Kagamicchiego. "Bądź co bądź Aominecchi miał rację, że skoro chodzi o angielski to od razu powinienem skojarzyć asa Seirin." Wziąłem głęboki oddech, zabrałem potrzebne rzeczy i poszedłem pod prysznic. Strumienie ciepłej wody spływały mozolnie po moim nagim ciele, pozwalając na odprężenie się." To co usłyszałem... eh... nie chcę o tym myśleć. Znaczy się, to nie tak, że brzydzą mnie związki męsko- męskie, ale no, po prostu... przyłapać taką parę na, no nie wiem, pocałunku, a usłyszeć jak akurat robi TO i jeszcze mieć świadomość, że chodzi o dwójkę własnych przyjaciół... Poczułem się jak intruz, jakbym dosłownie, wpadł tam między nich z paczką chipsów i zapytał, czy obejrzymy mecz... Eh, no nie ważne, co się stało, to się nie odstanie." Z tą jedną myślą w głowie, zacząłem palcami przeczesywać włosy, żeby spienić szampon. Po chwili opłukałem się, wyszedłem z kabiny i wytarłem. Ubrany i odświeżony ruszyłem w stronę domu. Gdy już dotarłem na miejsce, przebrałem się w wygodne szare dresy i dużo za dużą, czerwoną koszulkę. Zrobiłem sobie herbatę, udałem się do sypialni i wybrałem numer do Kagamicchiego. Gorszej rozmowy niż tamte dwie już chyba dzisiaj nie przeprowadzę...
~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•
*Kagami
Siedziałem właśnie przed telewizorem, z kubkiem gorącej czekolady, oglądając film, gdy zadzwonił telefon. Zmarszczyłem ze zdziwieniem brwi, bo w końcu komu chciałoby się do mnie dzwonić... Wziąłem aparat do ręki i spojrzałem na wyświetlacz. Prawie spadłem z kanapy, kiedy zobaczyłem na ekranie napis "Kise". "WT kurde F?!" -Halo?- Zapytałem niepewny, czy przypadkiem nie mam jakichś omamów. -Cześć Kagamicchi! Nie przeszkadzam?- Zazwyczaj radosny, przepełniony chęcią do życia i miłością do wszystkiego głos zdawał się być wyprany z wszelkich emocji. Jakby osoba po drugiej stronie była zmęczona życiem. To mnie zmartwiło, bo po mimo, że znam Kise dość krótko, już zdążyłem się przekonać jak bardzo jest żywiołowy. -Nie, nie przeszkadzasz.- Westchnął jakby z ulgą.- Kise, czy coś się stało? -Eh? Nie, skąd w ogóle ci to do głowy przyszło?- Jego głos brzmiał już nieco żywiej. Uspokoiło mnie to. -Bo jak się za pierwszym razem odezwałeś, to brzmiałeś jakby cię ktoś całkiem ze wszystkich sił życiowych wypompował. -A to... Po prostu, to nie był mój najlepszy dzień. - Pewnie nie miałeś ze sobą swojego szczęśliwego przedmiotu z Oha- asy.- Powiedziałem bardzo poważnym tonem i już prawie wybuchając śmiechem dodałem- nanodayo.- Kise zaczął się śmiać jak opętany. Przez dłuższą chwilę nie było słychać niczego innego po za jego serdecznym śmiechem, który został przerwany jakże epickim łupnięciem.- Wszystko dobrze? -Ałć! Tak, wszystko w porządku. Po prostu spadłem z łóżka. -Aha. -Nom.- Nastała pomiędzy nami trochę niezręczna cisza, którą postanowił przerwać Ryota.- A, em, Kagamicchi, bo tak w ogóle to zadzwoniłem, ponieważ chciałbym cię o coś prosić. -Nie mów do mnie tak poważnym tonem. Zaczynam się bać.- Kise zaśmiał się krótko, ale wesoło. - Bo to dość poważna sprawa. -Hoo? Mam się bać? - Erm... myślę że nie. Po prostu... mam słabą ocenę z angielskiego, a dodatkowo Takeda-sensei się na mnie uwziął i nie wypuści mnie na boisko, jeżeli nie poprawie się chociaż o jeden stopień i no... - Chcesz, żebym ci pomógł.- Bardziej stwierdziłem niż zapytałem. -Dokładnie. -To nie można było tak od razu? - Erm... Przepraszam? - Daj spokój, przecież nic się nie stało. - Czyli to dla ciebie nie problem? -Żaden. No chyba też masz zamiar przychodzić ze swoim chłopakiem, żeby go prawie połknąć na moich oczach...- Wyrwało mi się i zanim dotarło do mnie, co przed chwilą powiedziałem skrzywiłem się na samo wspomnienie tego zdarzenia. -Kagamicchi? Czy coś się stało i o co chodzi z tym "też"?- Zrobiłem epickiego facepalma na swoją głupotę przez, co równie epicko wylądowałem na podłodze.- Kagamicchi?! Wszystko dobrze?! Co się dzieje?! -Ałć! Luzuj. Po prostu siła grawitacji jest dzisiaj wyjątkowo duża. Też spadłem, tylko, że z kanapy.- Na te słowa Kise parsknął śmiechem.- A wcześniej chodziło mi o to, że dzisiaj Ahomine przyszedł po Kuroko i za wszelką cenę chciał mi dać do zrozumienia, żebym trzymał łapy przy sobie, bo: "Tetsu jest tylko mój! Jedynym, który może go tykać, jestem ja sam!". -Cały Aominecchi...- Chłopak zaśmiał się krótko.- Ale myślę, że jakbyś chciał, to i tak odebrałbyś mu Kurokocchiego...- Co raz bardziej ściszał głos, żeby zakończyć swoją wypowiedź szeptem. -Powaliło cię? Ja i Kuroko?! On jest dla mnie jak brat, a kazirodztwo zdecydowanie mnie nie kręci!-Powiedziałem trochę ostrzej niż zamierzałem. -Eh... ym... przepraszam Kagamicchi, nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało. -Nie no, luz. Nic się nie stało.- Podniosłem się w końcu z podłogi i usadowiłem wygodnie na kanapie, owijając w ciepły kocyk. -Ym Kagamicchi, mogę wiedzieć co robisz? -Hym? Owijałem się w koc, a co? -Nie nic, po prostu wydawałeś przy tym śmieszne dźwięki.- Zaśmiał się,znowu...a ja spaliłem buraka. -O-oi, nie śmiej się! To nie takie łatwe, kiedy masz tylko jedną wolną rękę! -Hahaha wiem Kagamicchi, ale mimo wszystko... Hahahaha!- W tym momencie miałem mieszane uczucia. Z jednej strony byłem wkurzony na to jak Kise się zachowuje, ale z drugiej cieszyłem się, że znów jest dzieckiem tęczy, słońca i jednorożców. -Dobra, weź się już kurde ogarnij.
Siedziałem właśnie przed telewizorem, z kubkiem gorącej czekolady, oglądając film, gdy zadzwonił telefon. Zmarszczyłem ze zdziwieniem brwi, bo w końcu komu chciałoby się do mnie dzwonić... Wziąłem aparat do ręki i spojrzałem na wyświetlacz. Prawie spadłem z kanapy, kiedy zobaczyłem na ekranie napis "Kise". "WT kurde F?!" -Halo?- Zapytałem niepewny, czy przypadkiem nie mam jakichś omamów. -Cześć Kagamicchi! Nie przeszkadzam?- Zazwyczaj radosny, przepełniony chęcią do życia i miłością do wszystkiego głos zdawał się być wyprany z wszelkich emocji. Jakby osoba po drugiej stronie była zmęczona życiem. To mnie zmartwiło, bo po mimo, że znam Kise dość krótko, już zdążyłem się przekonać jak bardzo jest żywiołowy. -Nie, nie przeszkadzasz.- Westchnął jakby z ulgą.- Kise, czy coś się stało? -Eh? Nie, skąd w ogóle ci to do głowy przyszło?- Jego głos brzmiał już nieco żywiej. Uspokoiło mnie to. -Bo jak się za pierwszym razem odezwałeś, to brzmiałeś jakby cię ktoś całkiem ze wszystkich sił życiowych wypompował. -A to... Po prostu, to nie był mój najlepszy dzień. - Pewnie nie miałeś ze sobą swojego szczęśliwego przedmiotu z Oha- asy.- Powiedziałem bardzo poważnym tonem i już prawie wybuchając śmiechem dodałem- nanodayo.- Kise zaczął się śmiać jak opętany. Przez dłuższą chwilę nie było słychać niczego innego po za jego serdecznym śmiechem, który został przerwany jakże epickim łupnięciem.- Wszystko dobrze? -Ałć! Tak, wszystko w porządku. Po prostu spadłem z łóżka. -Aha. -Nom.- Nastała pomiędzy nami trochę niezręczna cisza, którą postanowił przerwać Ryota.- A, em, Kagamicchi, bo tak w ogóle to zadzwoniłem, ponieważ chciałbym cię o coś prosić. -Nie mów do mnie tak poważnym tonem. Zaczynam się bać.- Kise zaśmiał się krótko, ale wesoło. - Bo to dość poważna sprawa. -Hoo? Mam się bać? - Erm... myślę że nie. Po prostu... mam słabą ocenę z angielskiego, a dodatkowo Takeda-sensei się na mnie uwziął i nie wypuści mnie na boisko, jeżeli nie poprawie się chociaż o jeden stopień i no... - Chcesz, żebym ci pomógł.- Bardziej stwierdziłem niż zapytałem. -Dokładnie. -To nie można było tak od razu? - Erm... Przepraszam? - Daj spokój, przecież nic się nie stało. - Czyli to dla ciebie nie problem? -Żaden. No chyba też masz zamiar przychodzić ze swoim chłopakiem, żeby go prawie połknąć na moich oczach...- Wyrwało mi się i zanim dotarło do mnie, co przed chwilą powiedziałem skrzywiłem się na samo wspomnienie tego zdarzenia. -Kagamicchi? Czy coś się stało i o co chodzi z tym "też"?- Zrobiłem epickiego facepalma na swoją głupotę przez, co równie epicko wylądowałem na podłodze.- Kagamicchi?! Wszystko dobrze?! Co się dzieje?! -Ałć! Luzuj. Po prostu siła grawitacji jest dzisiaj wyjątkowo duża. Też spadłem, tylko, że z kanapy.- Na te słowa Kise parsknął śmiechem.- A wcześniej chodziło mi o to, że dzisiaj Ahomine przyszedł po Kuroko i za wszelką cenę chciał mi dać do zrozumienia, żebym trzymał łapy przy sobie, bo: "Tetsu jest tylko mój! Jedynym, który może go tykać, jestem ja sam!". -Cały Aominecchi...- Chłopak zaśmiał się krótko.- Ale myślę, że jakbyś chciał, to i tak odebrałbyś mu Kurokocchiego...- Co raz bardziej ściszał głos, żeby zakończyć swoją wypowiedź szeptem. -Powaliło cię? Ja i Kuroko?! On jest dla mnie jak brat, a kazirodztwo zdecydowanie mnie nie kręci!-Powiedziałem trochę ostrzej niż zamierzałem. -Eh... ym... przepraszam Kagamicchi, nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało. -Nie no, luz. Nic się nie stało.- Podniosłem się w końcu z podłogi i usadowiłem wygodnie na kanapie, owijając w ciepły kocyk. -Ym Kagamicchi, mogę wiedzieć co robisz? -Hym? Owijałem się w koc, a co? -Nie nic, po prostu wydawałeś przy tym śmieszne dźwięki.- Zaśmiał się,znowu...a ja spaliłem buraka. -O-oi, nie śmiej się! To nie takie łatwe, kiedy masz tylko jedną wolną rękę! -Hahaha wiem Kagamicchi, ale mimo wszystko... Hahahaha!- W tym momencie miałem mieszane uczucia. Z jednej strony byłem wkurzony na to jak Kise się zachowuje, ale z drugiej cieszyłem się, że znów jest dzieckiem tęczy, słońca i jednorożców. -Dobra, weź się już kurde ogarnij.
-Już, już- Kise wziął głęboki wdech i powoli wypuścił powietrze z płuc.- Dziękuję Kagamicchi.- Ryota powiedział, to w tak delikatnie i z taką wdzięcznością, że aż się zarumieniłem, a język zaczął mi się plątać.
-A-ale o o o co ci chodzi?! Za co ty mi niby dziękujesz?!
-Tak po prostu, za poprawę humoru Kagamicchi.
-A-aha...N-no to w takim bądź razie cieszy mnie to. A wracając do angielskiego, kiedy masz czas, bo jeżeli o mnie chodzi to codziennie?
-Erm... myślę, że na te dwa tygodnie uda mi się odwołać sesje.
-Trening?- Zasugerowałem, chociaż wydawało mi się mało prawdopodobne, żeby Kise o tym zapomniał.
- Kasamatsu- senpai powiedział, że mam nie przychodzić dopóki nie poprawie angielskiego.- Westchnął smutno.
-Aha. No to okey. To co wpadniesz do mnie jutro, tak o, no ja wiem 17/18?- Po chwili namysłu doszedłem do wniosku, że wyszło jakbym zapraszał Kise na randkę. Moja twarz przybrała barwę dorodnego pomidora.
-Woah! Super! To będę o 18! Liczę na owocną współpra-ce...- No teraz to już w ogóle wyszło jak randka i szybki numerek. Bosh o czym ja myślę..." Chooociaż tak z drugiej strony, Ryota jest modelem, więc pewnie było by na co popatrzeć... "... ... ... Stop! ... Mózgu Stop!
- Tak, no to ten, no to do jutra!- Zaśmiałem się nerwowo.
-Ta no racja! Do jutra! Dobranoc Kagamicchi!- Po głosie rozpoznałem, że Kise był równie speszony co ja. Czyżby on też wychwycił tą dwuznaczność?
Blondyn rozłączył się, a ja jeszcze chwilę siedziałem wpatrzony w przestrzeń jak sroka w gnat. W końcu z braku laku doszedłem do wniosku, że położę się spać.
Nie mam pojęcia, czy to był dobry, czy zły pomysł, ale sny o wijącym się pode mną i krzyczącym z rozkoszy Ryocie działają na wyobraźnię...
2~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~
*Kise
Zziajany wpadłem do pociągu, potrącając po drodze jakąś staruszkę z łokcia. Oczywiście grzecznie przeprosiłem i pomogłem jej z ciężkimi torbami- też akurat wybierała się do Tokio. Kiedy już spokojnie usiadłem i uspokoiłem oddech, spróbowałem ogarnąć jak w ogóle doszło do tego, że prawie spóźniłem się na pociąg. Nasunęło mi się jedno pytanie "Czy to był na pewno dobry pomysł?". Podczas wczorajszej rozmowy z Kagamicchim kilka zdań zabrzmiało tak jakbyśmy umawiali się na randkę i (*///*) seks. Ugh... Jeszcze, żeby było ciekawiej, to przed snem zacząłem rozmyślać nad naszym spotkaniem. Złe! Definitywnie i nieodwołalnie stwierdzam, że to było złe. Przez całą noc śnił mi się nie kto inny jak Kagamicchi...ale nie tak po prostu - gra w kosza, czy coś. W moim śnie byliśmy u Taigi w domu (co prawda nigdy nie widziałem jego mieszkania, ale wyobraźnia zrobiła swoje), a konkretnie, to w łóżku. Całowaliśmy się namiętnie, nasze dłonie błądziły po rozgrzanych ciałach. Wymienialiśmy pełne pożądania spojrzenia, ściągając zbędne ubrania. Z chwili na chwilę nieregularne oddechy zamieniały się w przeciągłe jęki i krzyki rozkoszy. W momencie, kiedy Kagamicchi zaczął pieścić mojego, będącego w erekcji członka, zadzwonił budzik. Obudziłem się z przeciągłym krzykiem, dochodząc i spuszczając się na tyle obficie, że sperma ciekła po moich udach (żeby nie było spałem w bokserkach). Poczułem jak na samo wspomnienie krew napływa mi do policzków. Pośpiesznie ukryłem zarumienioną twarz w dłoniach. "Jak ja mu się teraz na oczy pokarzę?" Nie dość, że wyglądałem jak kupka nieszczęścia z wielkimi worami pod oczami, bo sen okazał się równie męczący co przyjemny, to jeszcze cały czas przypominałem sobie wszystko wciąż od nowa i od nowa. Ugh... Pociąg dojechał na miejsce szybciej niż bym sobie tego życzył. Wysiadając, wziąłem głęboki oddech. Zacząłem rozglądać się za czerwoną czupryną. Kagamicchi napisał mi wcześniej sms-a, z wiadomością, że po mnie przyjdzie, co bym się w drodze do niego nie zgubił. Nagle poczułem jak ktoś kładzie mi rękę na ramieniu. Obróciłem się gwałtownie z zamiarem uświadomienia "ktosia", że nie mam czasu na zdjęcia i rozdawanie autografów, ale zamiast tego zamarłem z na w pół otwartymi ustami. - Yo! Jak podróż?- Kagamicchi wyszczerzył się w swój zwyczajowy, przyjazny sposób. Zamrugałem szybko kilka razy, zanim przypomniałem sobie do czego służy język. - O! Ym, cześć Kagamicchi! Straszny tłok i prawie się spóźniłem, ale ogólnie to dobrze.- Taiga tylko skinął głową i zaczął iść w kierunku wyjścia ze stacji. Podążyłem za nim. Okazało się,że Kagamicchi mieszkał nie znowu tak daleko od Liceum Seirin oraz stacji, jak myślałem. Czerwonowłosy otworzył drzwi i przepuścił mnie pierwszego. - Przepraszam za najście.- Mruknąłem, ściągając buty. - Chcesz coś do picia, a może jesteś głodny? - Niee...- Już miałem grzecznie odmówić, gdy z mojego brzucha dobiegło donośne burczenie. Kagamicchi tylko na mnie spojrzał, unosząc w rozbawieniu jedną brew. - Zaraz coś ogarnę. -H-hai.- Powiedziałem niemrawo. - A tak w ogóle, to czuj się jak u siebie.- Kagamicchi posłał mi jeszcze przyjacielski uśmiech i zniknął za drzwiami jednego z pokoi. Przez szparę zauważyłem róg łóżka (więc zapewne była to jego sypialnia) i Taige... bez koszulki... a po chwili to już w ogóle w samych bokserkach, bo się przebierał. Z miejsca przypomniałem sobie o moim śnie. Poczułem jak krew napływa mi do twarzy. Chciałem odwrócić wzrok i przejść do kuchni, z której nie widziałbym Kagamicchiego, ale nie mogłem. Mięśnie Taigi napinały się przy każdym ruchu, przyciągając moją uwagę. Przesunąłem spojrzeniem po całym jego ciele, dochodząc do wniosku, że jest cholernie seksowny. Po chwili Kagamicchi odebrał mi możliwość podziwiania go, zakładając na siebie luźny T- shirt i czarne dresy. Szybko przemieściłem się do kuchni, udając niewiniątko. Usiadłem grzecznie na krześle z miną słodkiego szczeniaczka i podziwiałem pomieszczenie, bo przecież ja niczego innego przez cały ten czas nie robiłem... a przynajmniej Kagamicchi niech tak myśli.
*Kise
Zziajany wpadłem do pociągu, potrącając po drodze jakąś staruszkę z łokcia. Oczywiście grzecznie przeprosiłem i pomogłem jej z ciężkimi torbami- też akurat wybierała się do Tokio. Kiedy już spokojnie usiadłem i uspokoiłem oddech, spróbowałem ogarnąć jak w ogóle doszło do tego, że prawie spóźniłem się na pociąg. Nasunęło mi się jedno pytanie "Czy to był na pewno dobry pomysł?". Podczas wczorajszej rozmowy z Kagamicchim kilka zdań zabrzmiało tak jakbyśmy umawiali się na randkę i (*///*) seks. Ugh... Jeszcze, żeby było ciekawiej, to przed snem zacząłem rozmyślać nad naszym spotkaniem. Złe! Definitywnie i nieodwołalnie stwierdzam, że to było złe. Przez całą noc śnił mi się nie kto inny jak Kagamicchi...ale nie tak po prostu - gra w kosza, czy coś. W moim śnie byliśmy u Taigi w domu (co prawda nigdy nie widziałem jego mieszkania, ale wyobraźnia zrobiła swoje), a konkretnie, to w łóżku. Całowaliśmy się namiętnie, nasze dłonie błądziły po rozgrzanych ciałach. Wymienialiśmy pełne pożądania spojrzenia, ściągając zbędne ubrania. Z chwili na chwilę nieregularne oddechy zamieniały się w przeciągłe jęki i krzyki rozkoszy. W momencie, kiedy Kagamicchi zaczął pieścić mojego, będącego w erekcji członka, zadzwonił budzik. Obudziłem się z przeciągłym krzykiem, dochodząc i spuszczając się na tyle obficie, że sperma ciekła po moich udach (żeby nie było spałem w bokserkach). Poczułem jak na samo wspomnienie krew napływa mi do policzków. Pośpiesznie ukryłem zarumienioną twarz w dłoniach. "Jak ja mu się teraz na oczy pokarzę?" Nie dość, że wyglądałem jak kupka nieszczęścia z wielkimi worami pod oczami, bo sen okazał się równie męczący co przyjemny, to jeszcze cały czas przypominałem sobie wszystko wciąż od nowa i od nowa. Ugh... Pociąg dojechał na miejsce szybciej niż bym sobie tego życzył. Wysiadając, wziąłem głęboki oddech. Zacząłem rozglądać się za czerwoną czupryną. Kagamicchi napisał mi wcześniej sms-a, z wiadomością, że po mnie przyjdzie, co bym się w drodze do niego nie zgubił. Nagle poczułem jak ktoś kładzie mi rękę na ramieniu. Obróciłem się gwałtownie z zamiarem uświadomienia "ktosia", że nie mam czasu na zdjęcia i rozdawanie autografów, ale zamiast tego zamarłem z na w pół otwartymi ustami. - Yo! Jak podróż?- Kagamicchi wyszczerzył się w swój zwyczajowy, przyjazny sposób. Zamrugałem szybko kilka razy, zanim przypomniałem sobie do czego służy język. - O! Ym, cześć Kagamicchi! Straszny tłok i prawie się spóźniłem, ale ogólnie to dobrze.- Taiga tylko skinął głową i zaczął iść w kierunku wyjścia ze stacji. Podążyłem za nim. Okazało się,że Kagamicchi mieszkał nie znowu tak daleko od Liceum Seirin oraz stacji, jak myślałem. Czerwonowłosy otworzył drzwi i przepuścił mnie pierwszego. - Przepraszam za najście.- Mruknąłem, ściągając buty. - Chcesz coś do picia, a może jesteś głodny? - Niee...- Już miałem grzecznie odmówić, gdy z mojego brzucha dobiegło donośne burczenie. Kagamicchi tylko na mnie spojrzał, unosząc w rozbawieniu jedną brew. - Zaraz coś ogarnę. -H-hai.- Powiedziałem niemrawo. - A tak w ogóle, to czuj się jak u siebie.- Kagamicchi posłał mi jeszcze przyjacielski uśmiech i zniknął za drzwiami jednego z pokoi. Przez szparę zauważyłem róg łóżka (więc zapewne była to jego sypialnia) i Taige... bez koszulki... a po chwili to już w ogóle w samych bokserkach, bo się przebierał. Z miejsca przypomniałem sobie o moim śnie. Poczułem jak krew napływa mi do twarzy. Chciałem odwrócić wzrok i przejść do kuchni, z której nie widziałbym Kagamicchiego, ale nie mogłem. Mięśnie Taigi napinały się przy każdym ruchu, przyciągając moją uwagę. Przesunąłem spojrzeniem po całym jego ciele, dochodząc do wniosku, że jest cholernie seksowny. Po chwili Kagamicchi odebrał mi możliwość podziwiania go, zakładając na siebie luźny T- shirt i czarne dresy. Szybko przemieściłem się do kuchni, udając niewiniątko. Usiadłem grzecznie na krześle z miną słodkiego szczeniaczka i podziwiałem pomieszczenie, bo przecież ja niczego innego przez cały ten czas nie robiłem... a przynajmniej Kagamicchi niech tak myśli.
-Co się tak rozglądasz, jakbyś pierwszy raz kuchnię na oczy widział?- "Nie chcesz wiedzieć, co moje oczy widziały..."
-Od tego mam oczy, żeby się rozglądać.
-No jak tam uważasz. To co bierzemy się za angielski?
-Ale...
- Hym What happened? Do you want learn?
- Kagamicchi ja nic nie rozumiem...- Wydałem z siebie cierpiętniczy jęk, kiedy zobaczyłem trochę jakby sadystyczny uśmiech na twarzy asa Seirin.
- Oh sorry, I don't understand. You have to speak English.- Przywaliłem głową w stół, jeżeli tak to ma wyglądać to już rozumiem skąd moje wczorajsze złe przeczucia.
3~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~
*Kagami
-Kagami-kun wszystko w porządku? Wyglądasz jakbyś się czymś stresował.
- Uuuuaa! Kuroko! I co się cieszysz, mały diable?! Zobaczysz jeszcze kiedyś przez ciebie zejdę na zawał. -Nie o to pytałem.- Odpowiedział mi Testu ze swoją zwyczajową miną niewyrażającą żadnych emocji. Chyba nigdy nie ogarnę tego człowieka. -Eh... Zastanawiam się po prostu jak poszła Kise poprawa z angielskiego. - Kise- kun? Jednak posłuchał się Daikiego?
- Eh, Ahomine? Jestem w szoku, że w ogóle o mnie pomyślał.- Na te słowa Kuroko spalił buraka, a jego uszy i kark pokryły się równie intensywną czerwienią.
-Daiki jest osobą o nieskomplikowanym umyśle. Pierwszym co skojarzył z angielskim byłeś ty, ponieważ mieszkałeś w Ameryce.
-Nadal, to dziwne...- Spojrzałem na róg ławki w zamyśleniu.
-By- byliśmy trochę zajęci...- Spoglądam na Kuroko z zaciekawieniem, w końcu rzadko zdarza mu się jąkać. Po chwili dociera do mnie, co niższy miał na myśli po przez "byliśmy zajęci" i drapię się w geście zdenerwowania z tyłu głowy.
-A-aha! N-no ten, jak myślisz, Kise mi powie, czy sam będę musiał go wypytać?
-Nie zdziwiłbym się, gdybyś po powrocie do domu zastał go w swoim mieszkaniu.- Jeszcze przed chwilą, napięta atmosfera, rozluźnia się.
-W sumie to masz rację.- Kuroko odpowiada mi skinięciem głowy i siada do swojej ławki na dźwięk dzwonka obwieszczającego koniec przerwy. Hym... Ciekawe, czy Kise faktycznie wpadnie?
~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~
*Kise
Przez ostatnie dwa tygodnie uczyłem się angielskiego z Kagamicchim i dzisiaj nadszedł czas, na zaliczenie poprawy u Takedy- sensei. Miałem strasznego stresa, ponieważ nie chciałem zawieść Taigi. Naprawdę bardzo mi pomógł. Poświęcił mi swój wolny czas, rozmawiał ze mną po angielsku i tłumaczył wszystko, nawet po kilkadziesiąt razy, bo czasem nie mogłem zrozumieć, o czym mówi (no cóż ten przedmiot to moja pięta Achillesa). A co najważniejsze, nigdy się nie denerwował, nie krzyczał. Miał do mnie więcej cierpliwości niż ja sam do siebie.
Na zajęcia przyszedłem tak zestresowany, że ręce trzęsły mi się jak u jakiegoś alkoholika na odwyku. Jeszcze, żeby było weselej, nauczyciel kazał mi usiąść w pierwszej ławce. Jednak niepotrzebnie aż tak się bałem. Kagamicchi okazał się być świetnym nauczycielem. Kiedy dostałem test do rąk i zacząłem go przeglądać, pomyślałem, że sensei pomylił sprawdziany z poziomem podstawowym z gimnazjum. Zadania wydawały mi się być tak proste, że przez cały czas jak pisałem, siedziałem z szerokim, głupawym uśmiechem. Chociaż i tak najlepsza była mina nauczyciela, gdy sprawdzał mój test. Napisałem wszystko dobrze. Nie mogłem w to uwierzyć, dostałem 100% i pochwałę w postaci klepnięcia w ramię od Takedy- senseia. Świat stanął na głowie. Po wyjściu z klasy od razu pobiegłem na pociąg, po prostu musiałem pochwalić się Kagamicchiemu, a przez telefon to nie to samo.
~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~
*Kagami
Po szkole postanowiłem pójść jeszcze do sklepu po jakieś zakupy, bo w czasie treningu przypomniałem sobie, że lodówka świeci pustkami. Przez cały czas myślałem, o tym czy Kise udało się z tą poprawką. W końcu sam orłem nie byłem. Moje rozmyślania przerwało radosne "Kagamicchi!", gdy tylko dotarłem na piętro, na którym mieszkałem. Uśmiechnąłem się na widok blondyna i od razu domyśliłem, że test dobrze mu poszedł, inaczej byłby taką jedną wielką kupką nieszczęścia. Widząc go podniosłem rękę w geście powitania.
-Yo, Kise!
- Yaaay Kagamicchi, ohayo! Zdałem! Rozumiesz, to? Zdałem i to na 100%!
- A to nie było oczywiste?- Uniosłem jedną brew w rozbawieniu i podszedłem do drzwi, żeby następnie otworzyć je. Wpuściłem Kise pierwszego do środka, wchodząc zaraz za nim. Ściągnęliśmy buty i przeszliśmy do kuchni.
-Myślałem, że się ucieszysz.- Blondyn nieco zmarkotniał, ale mimo to pomógł mi rozpakować zakupy.
-To nie tak, że się nie cieszę. Po prostu dzisiaj jest pierwszy piątek miesiąca i Riko przeprowadziła swój specjalny trening. Jestem zwyczajnie zmęczony.
- Specjalny trening?- Zainteresował się Kise.
-Tsk. Jest z trzy, cztery razy cięższy niż normalnie.
-Aż tak was męczy?- Blondyn był wyraźnie zszokowany, ale jakoś nie dziwię mu się. Mało kto byłby w stanie przebić naszą trenerkę, jeżeli o ciężkość treningów chodziło.
-Był czas przywyknąć.- Uśmiechnąłem się kwaśno.- Będziesz miał coś przeciwko jeżeli pójdę wziąć prysznic?
-Nie, no co ty. Idź się umyć, a ja ogarnę jakiś obiad.
-Okej, dzięki.- Wyszedłem z kuchni, zostawiając tam uśmiechniętego od ucha do ucha Kise. Wziąłem ubrania na zmianę w postaci starych, najwygodniejszych pod słońcem, już nieco przetartych tu i ówdzie, granatowych jeansów i zwykły czarny T-shirt.
Jak tylko wszedłem pod prysznic, a po moim ciele spłynęły pierwsze strumienie ciepłej wody, poczułem jak wszystkie mięśnie rozluźniają się. Przez kilka minut stałem tak po prostu, mocząc głowę i napawając się tym przyjemnym uczuciem zrelaksowania. Jednak musiałem pamiętać, że mam gościa, przez co nie wypada siedzieć tutaj w nieskończoność. Po jakichś 15 minutach wyszedłem z łazienki, z mokrymi włosami ułożonymi w typowy dla mnie "artystyczny nieład". W całym mieszkaniu unosił się zapach dań przyrządzanych przez Kise. Nie zastanawiając się długo, poszedłem do kuchni. Ryota akurat nakładał porcje na talerze, gdy się obrócił, uśmiechnął się do mnie, a po chwili lekko zarumienił. Szybko odwrócił głowę pod pretekstem odłożenia patelnie na kuchenkę.
-Siadaj Kagamicchi, już podaję.
-Mhm. Co wykombinowałeś?
- Szczerze, nie chciało mi się robić niczego wymyślnego, więc po prostu naleśniki.- Usiadłem z westchnięciem na jednym z krzeseł. Riko naprawdę dała nam dzisiaj popalić.
- Najważniejsze, że jedzenie. Itadakimas!- Zaczęliśmy jeść w milczeniu, ale nie było w tym nic krępującego. W sumie to nawet miło tak mieć z kim zjeść obiad, zwłaszcza jak ktoś go dla ciebie przyrządzi. Ech... chyba za bardzo przyzwyczaiłem się do towarzystwa tej blond pierdoły. A tak swoją drogą, to muszę przyznać, że w gotowaniu też jest świetny... ciekawe jak w... STOP! DOBRY OBIADEK!
-Kagamicchi?- Na dźwięk głosu modela podniosłem głowę, żeby móc na niego spojrzeć. Nie rumień się tak uroczo ty słodka cholero...
-Hym?
- Bo myślałem, że pójdziemy zagrać, ale skoro jesteś zmęczony to dzisiaj sobie chyba odpuścimy, co?- I teraz wybieraj człowieku, spanie, czy gra z Kise... spanie, czy gra z Kise... spanie, czy Kise... spanie, czy tyłek Kise... spanie czy spanie z Kise...
-Erm... nie no co ty! Jak chcesz to możemy zagrać, nie ma problemu.- Na te słowa w oczach Ryoty pojawiły się iskierki radości. Jak niewiele trzeba, żeby go uszczęśliwić.
-Łaaaa super! Cz-czekaj, ale na pewno? mówiłeś, że jesteś zmęczony.
-Bo się rozmyślę.- Spojrzałem na Ryote z rozbawieniem. To zadziwiające, jak szybko zmienia mu się nastrój.
~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~
*Kise
Po tym jak skończyliśmy jeść obiad, wziąłem się za zmywanie naczyń i poprosiłem Kagamicchiego, żeby znalazł też jakiś dres dla mnie, bo ja taki roztrzepany i zapomniałem zabrać. Taiga powiedział, że może być trochę luźny, ale skoro mi to nie będzie przeszkadzać, to nie ma problemu... A jednak był problem. Nie mogłem założyć koszulki. To nie tak, że była za mała, wręcz przeciwnie, nieco za luźna. Po prostu nie mogłem się zdecydować, czy się sztachnąć, czy nie. Po jakiś pięciu minutach wyglądałem jak ćpun koszulek. Dosłownie. Kagamicchi tak cudownie pachnie, że nie mogłem się oderwać. Dodatkowo myśl, że będę ją mieć na sobie... AWW! ... ... Pleas, wait! LOADING... Zabrzmiałem jak jakiś rasowy zboczeniec fetyszysta. Eh, co się ze mną dzieje? Gdzie mój mózg?!
W końcu po jakichś 10 minutach złożyłem nieszczęsny T-shirt i poszliśmy na boisko. Na początku szanse były wyrównane, ale po dłuższej chwili zauważyłem, że Taiga rusza się wolniej niż normalnie. Zmęczenie dawało mu się we znaki, a mimo to zgodził się zagrać ze mną.
-Kagamicchi może wracajmy już, co?- Chłopak obrócił się w moją stronę i otarł wierzchem dłoni pot z czoła. Ty seksowna cholero!
-A co, zmęczyłeś się już?- Łobuzerski uśmiech wypłynął na jego wargi. Orgazm, proszę państwa. Sperma na suficie. Chwila... o czym ja myślę w ogóle?! Ryota ogarnij się, ty blondynie ty!
-Nie jakoś specjalnie, ale...- Zagryzłem wargę. Kagami jest strasznie uparty, więc zwykłe "Po prostu wracajmy" nie wystarczy. W takiej sytuacji pozostało mi tylko jedno wyjście... Uśmiechnąłem się w najbardziej niewinny sposób, na jaki tylko stać napalonego nastolatka (tak, napaliłem się na Kagamicchiego) i wymamrotałem- noga... nie chcę odnowić kontuzji...
-A-aha! Nie, no było mówić wcześniej! hehe no to ten tego... wracajmy!- Spojrzałem oszołomiony na Taige. Miał zarumienione policzki, a jego ręce jakoś tak niezidentyfikowanie się poruszały jakby był czymś zawstydzony? zdenerwowany?
W drodze powrotnej nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa. Panowała między nami cisza, ale to była jedna z tych chwil, kiedy słowa są zbędne. Wystarczy świadomość, że obok ktoś jest. Nie wiem jak Kagamicchi, jednak dla mnie było to bardzo uspokajające. Od kilku lat mieszkam sam, ponieważ rodzice uznali, że ich syn nie był, nie jest i nigdy nie będzie, cytując:" totalną ciotą, modelem, który jest pierdolonym gejem", więc pewnie się gdzieś zawieruszył w moim pustym blond łbie, a jak go znajdę to mogę wrócić. Osobiście miałem to gdzieś. Rodziców i tak nigdy nie było w domu, podobnie sióstr, z tą różnicą, że dom mimo wszystko wydawał się cieplejszy niż gdy mieszka się samemu. Odkąd zacząłem chodzić na korepetycje do Kagmicchiego, niechętni z nich wracałem. Po pierwsze Taiga wpadł mi w oko po bliższym poznaniu, a po drugie, powrót oznaczał siedzenie samemu w pustym mieszkaniu.
-Oi, Kise, co jest?- Poderwałem głowę do góry, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, że cały czas była spuszczona. Kagami patrzył się na mnie z troską. Nagle zachciało mi się płakać. Tak po prostu, jak nieszczęśliwie zakochanej, rozchisteryzowanej nastolatce podczas okresu. Pokręciłem tylko głową i dalej szliśmy w milczeniu.
Kiedy doszliśmy do mieszkania Taigi, zdałem sobie sprawę, że muszę się zbierać, bo za niedługo mam ostatni pociąg. A było tak wesoło. Ściągnęliśmy buty i ruszyliśmy do kuchni, żeby czegoś się napić.
-Za ile masz pociąg?- Odezwał się nagle Kagami.
-Za jakieś 20 minut... Przebiorę się będę szedł.
-Mhm...- Znowu to samo. Za każdym razem, gdy musiałem już iść, miałem złudną nadzieję, że stanie się coś, cokolwiek i nie będę musiał wracać do siebie.
Odłożyłem napój na blat i skierowałem się w stronę sypialni, w której zostawiłem mój mundurek. Przez chwilę po prostu stałem w miejscu, oddychając powoli i nasłuchując, co robi Taiga. Co dziwne nie słyszałem nic, ale w jego przypadku to normalne. Kagami faktycznie ma w sobie coś z tygrysa. Niby wielki, niby głośny, ale jak chce to potrafi poruszać się bezszelestnie. Wziąłem głębszy wdech i chwyciłem T-shirt u dołu z zamiarem ściągnięcia go przez głowę. Jednak zatrzymałem się w pół ruchu, czując ciepłe, silne ręce Kagamicchiego oplatające mnie w pasie. Obróciłem głowę z zamiarem spytania, o co chodzi, ale to był błąd. A może jednak nie... Poczułem jak usta Taigi muskają moje własne. Najpierw delikatnie, jakby badał grunt, jednak nie wyczuwając sprzeciwu, z chwili na chwilę pozwalał sobie co raz śmielej. Przymknąłem oczy z rozkoszy, oddając pocałunki. Puściłem materiał i obróciłem się w ramionach Kagamiego, żeby stać przodem do niego. Wsuwając ręce pod koszulkę, którą miałem na sobie, przyciągnął mnie mocniej do siebie. Nasze biodra stykały się ze sobą, co chwila prowokując niekontrolowanymi ruchami. Kagamicchi pociągnął mnie za sobą na łóżko tak, że siedziałem okrakiem na jego udach. Oderwaliśmy się od siebie na chwilę, żeby wzajemnie zedrzeć z siebie koszulki. Poruszyłem zachęcając biodrami, przez co z naszych ust wyrwały się jęki.
-Mmrr... niecierpliwy...- Wymruczał Taiga, dobierając się do mojej szyi, schodząc z pocałunkami co raz niżej, aż do lewego sutka, który przygryzł.
-Ah! Nie moja winaaaa, że tak na mnie działasz! Uhm...-Wydyszałem. Ruchliwym językiem zataczał kółeczka wokół wrażliwego punktu. Wplotłem palce w bordowe włosy, przyciągając Kagamiego najbliżej jak tylko mogłem. Poczułem jak lekko rozchyla uda i wsuwa rękę za gumkę moich bokserek. Domyśliłem się, kto ma robić za uke, ale nie przeszkadzało mi to. W końcu miał się mną zająć Kagamicchi, nic złego mi przy nim nie grozi. Jęknąłem niezadowolony, kiedy oderwał usta od mojego ciała, jednak nie na długo. Taiga obrócił nas tak, że teraz zawisł nade mną. Nasze oczy spotkały się. Odbijało się w nich niewyobrażalne pożądanie i jeszcze coś, czego nie byłem w stanie określić. Nie mogąc się powstrzymać pogłaskałem chłopaka po policzku. Usłyszałem jak z jego ust wyrywa się pomruk godny rasowego tygrysa i poczułem jak wtula się w moją dłoń. Po chwili położył rękę na moi biodrze, mocno dociskając je do materaca oraz wpijając się w moje wargi. Bez zbędnych ceregieli pogłębił pocałunek. Po dłuższej chwili przesunął usta znów na moją szyję. Schodził co raz niżej, przez klatkę piersiową i umięśniony brzuch, aż do gumki od dresu. Wtedy przesunął rękę z mojego biodra pod materiał bokserek, ściskając członka będącego już w erekcji. Zaczerpnąłem głośno powietrza, unosząc odruchowo biodra. Sekundę później nie miałem na sobie ani dresów, ani bielizny. Kagami odrzucił je gdzieś na bok i pozbył się również resztek swojej garderoby. Uniosłem się na łokciach, żeby móc lepiej widzieć Taigę. Przystojna bestia. Po chwili chłopak z powrotem wdrapał się na łóżko. Chwycił mnie na za ugięte kolana, rozsuwając moje nogi. Poczułem jak krew napływa mi do twarzy, gdy zdałem sobie sprawę z tego, w jakiej pozycji siedzę i z tego jak Kagamicchi na mnie patrzy. Jęknąłem krótko, co sprawiło, że Taiga wygiął usta w szelmowskim uśmiechu. Miałem wrażenie, że powinienem się za to obrazić, ale mój zdrowy rozsądek wyjechał na wakacje, gdy tylko zaczęliśmy się całować. Kagami umościł się wygonie między moimi nogami i nachylił do ucha, przygryzając je.
-To twój pierwszy raz?- Spytał cicho. Zarumieniłem się jeszcze mocniej.
-T-tak...- Wystraszyłem się, że w taki bądź razie może jednak rozmyśli się, ale nie. Na te słowa tylko musnął ustami mój policzek.
-Jeżeli coś będzie nie tak, to mi powiedz.- Zbyt zawstydzony, żeby cokolwiek powiedzieć, kiwnąłem lekko głową. Taiga uśmiechnął się ciepło i pocałował zaborczo w usta. Jednak na krótko. Kiedy tylko nasze usta zostały rozdzielone, chłopak zniżył się i chwycił mojego penisa u nasady. Następnie przesunął językiem wzdłuż całej jego długości. Jęknąłem przeciągle, odrzucając głowę w tył. Po dłuższej chwili takiej "zabawy", poczułem jak niesamowite ciepło i wilgoć otula mojego członka. Teraz to już nawet nie był jęk, po prostu krzyknąłem wypychając biodra. Opadłem na poduszki i wplotłem palce we włosy Taigi.
-Kagamicchi! Ah! Jak dobrze!- Chłopak raz mocniej, raz lżej zaciskał usta, to przyspieszał, to zwalniał ruchy głową, doprowadzając mnie na skraj wytrzymałości. Było mi niesłychanie dobrze. Nawet nie zauważyłem, gdy doszedłem. Taiga połknął wszystko i przetarł usta wierchem dłoni. Domyśliłem się, że teraz czas na drugą część. Myślałem, że Kagami każe mi się obrócić, ale nic z tych rzeczy. Widziałem jak sięga po coś do szafki nocnej. Lubrykant. No tak, bez tego pewnie by bolało. Rudzielec wylał odrobinę substancji na palce prawej dłoni. Kiedy już ją rozsmarował, zaczął mnie rozciągać. Najpierw jednym palcem. Przez długi czas nie mogłem przyzwyczaić się do nowego uczucia, ale mimo to Kagamicchi nie pośpieszał mnie. Powoli poruszał palcem w moim wnętrzu, jednocześnie całując moją szyję i dekolt. Drugą ręką badał moje ciało. Dzięki temu byłem wstanie się rozluźnić. Z drugim palcem poszło szybciej, a przy trzecim nawet nie poczułem dyskomfortu. Robiło mi się co raz przyjemniej, nawet zacząłem poruszać biodrami. W końcu Taiga wyciągnął palce i po tym, jak rozprowadził nieco substancji na swoim penisie, wsunął go w mój odbyt. Na początku trochę zabolało, jednak nie na tyle, żebym odczuwał to jakoś konkretnie negatywnie. Po chwili jaką dostałem na przyzwyczajenie się, Kagami zaczął poruszać biodrami, przy dość mocnych, szybkich pchnięciach. Jednocześnie ręką, na której wcześniej rozsmarował lubrykant, chwycił moją męskość i poruszał nią w równym tępię, co jego ruchy. Wiedziałem, że długo nie wytrzymam. Objąłem kochanka nogami w pasie, przyciągając bliżej.
-M-mocniej Kagamicchi! Błagam, mocniej!- Wygiąłem plecy w łuk. Taiga spełnił moją prośbę. Nabijał się we mnie z niezwykłą siłą.- Pocałuj mnie! Ah!- Kagami trafił w jakiś magiczny punkt wewnątrz mnie, sprawiając mi jeszcze więcej przyjemności niż do tej pory, a gdy mnie pocałował już nie potrafiłem dłużej się powstrzymywać. Doszedłem, brudząc nas obu i zaciskając ścianki odbytu na członku Kagamicchiego, przez co on również po chwili doszedł, spuszczając się obficie w moim wnętrzu. Wysunął się zgrabnie i położył obok mnie. Przez następnych kilka minut uspokajaliśmy tętno oraz nierównomierne oddechy.
-Chyba uciekł ci pociąg...- Odezwał się w końcu Taiga. Obróciłem się na bok, żeby móc na niego patrzeć. Uśmiechał się delikatnie, zadowolony i szczęśliwy.
-Chyba tak...- Odwzajemniłem uśmiech.
-No to chyba musisz zostać, co?
-Coś mi się wydaje, że nie mam innego wyjścia.- Parsknąłem śmiechem. No naprawdę, co ten Taiga.
-To świetnie. Przynajmniej nie będziemy siedzieć sami.
-Nom...- Nagle Kagami przyciągnął mnie do siebie, uznałem, że skoro jest okazja, to trzeba ja wykorzystać. Wtuliłem się w bok chłopaka, przymykając oczy. Byłem tak potwornie zmęczony... Leżeliśmy tak przez chwilę, po czym czerwonowłosy sięgnął po koc i przykrył nas.
-Kise?
-Hym...?- Z trudem otworzyłem oczy, żeby spojrzeć na Taige, który wpatrywał się we mnie z czułością.
-Już nic. Śpij. Jutro porozmawiamy.- Pocałował mnie w czoło i ułożył tak, że żadnym sposobem nie mogło być mi niewygodnie.- Dobranoc...
-Yhm... dobranoc Kagamicchi.- Zamknąłem oczy i wsłuchałem się w miarowy oddech Taigi. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem. To był pierwszy raz od bardzo dawna, gdy nie czułem się samotny i porządnie się wyspałem.
~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~ miesiąc później
*Kise
Następnego dnia usiedliśmy razem w salonie i obgadaliśmy wszystko, co leżało nam na wątrobach... i tak wyszło, że już od miesiąca jesteśmy parą. ;3
*Kagami
-Kagami-kun wszystko w porządku? Wyglądasz jakbyś się czymś stresował.
- Uuuuaa! Kuroko! I co się cieszysz, mały diable?! Zobaczysz jeszcze kiedyś przez ciebie zejdę na zawał. -Nie o to pytałem.- Odpowiedział mi Testu ze swoją zwyczajową miną niewyrażającą żadnych emocji. Chyba nigdy nie ogarnę tego człowieka. -Eh... Zastanawiam się po prostu jak poszła Kise poprawa z angielskiego. - Kise- kun? Jednak posłuchał się Daikiego?
- Eh, Ahomine? Jestem w szoku, że w ogóle o mnie pomyślał.- Na te słowa Kuroko spalił buraka, a jego uszy i kark pokryły się równie intensywną czerwienią.
-Daiki jest osobą o nieskomplikowanym umyśle. Pierwszym co skojarzył z angielskim byłeś ty, ponieważ mieszkałeś w Ameryce.
-Nadal, to dziwne...- Spojrzałem na róg ławki w zamyśleniu.
-By- byliśmy trochę zajęci...- Spoglądam na Kuroko z zaciekawieniem, w końcu rzadko zdarza mu się jąkać. Po chwili dociera do mnie, co niższy miał na myśli po przez "byliśmy zajęci" i drapię się w geście zdenerwowania z tyłu głowy.
-A-aha! N-no ten, jak myślisz, Kise mi powie, czy sam będę musiał go wypytać?
-Nie zdziwiłbym się, gdybyś po powrocie do domu zastał go w swoim mieszkaniu.- Jeszcze przed chwilą, napięta atmosfera, rozluźnia się.
-W sumie to masz rację.- Kuroko odpowiada mi skinięciem głowy i siada do swojej ławki na dźwięk dzwonka obwieszczającego koniec przerwy. Hym... Ciekawe, czy Kise faktycznie wpadnie?
~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~
*Kise
Przez ostatnie dwa tygodnie uczyłem się angielskiego z Kagamicchim i dzisiaj nadszedł czas, na zaliczenie poprawy u Takedy- sensei. Miałem strasznego stresa, ponieważ nie chciałem zawieść Taigi. Naprawdę bardzo mi pomógł. Poświęcił mi swój wolny czas, rozmawiał ze mną po angielsku i tłumaczył wszystko, nawet po kilkadziesiąt razy, bo czasem nie mogłem zrozumieć, o czym mówi (no cóż ten przedmiot to moja pięta Achillesa). A co najważniejsze, nigdy się nie denerwował, nie krzyczał. Miał do mnie więcej cierpliwości niż ja sam do siebie.
Na zajęcia przyszedłem tak zestresowany, że ręce trzęsły mi się jak u jakiegoś alkoholika na odwyku. Jeszcze, żeby było weselej, nauczyciel kazał mi usiąść w pierwszej ławce. Jednak niepotrzebnie aż tak się bałem. Kagamicchi okazał się być świetnym nauczycielem. Kiedy dostałem test do rąk i zacząłem go przeglądać, pomyślałem, że sensei pomylił sprawdziany z poziomem podstawowym z gimnazjum. Zadania wydawały mi się być tak proste, że przez cały czas jak pisałem, siedziałem z szerokim, głupawym uśmiechem. Chociaż i tak najlepsza była mina nauczyciela, gdy sprawdzał mój test. Napisałem wszystko dobrze. Nie mogłem w to uwierzyć, dostałem 100% i pochwałę w postaci klepnięcia w ramię od Takedy- senseia. Świat stanął na głowie. Po wyjściu z klasy od razu pobiegłem na pociąg, po prostu musiałem pochwalić się Kagamicchiemu, a przez telefon to nie to samo.
~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~
*Kagami
Po szkole postanowiłem pójść jeszcze do sklepu po jakieś zakupy, bo w czasie treningu przypomniałem sobie, że lodówka świeci pustkami. Przez cały czas myślałem, o tym czy Kise udało się z tą poprawką. W końcu sam orłem nie byłem. Moje rozmyślania przerwało radosne "Kagamicchi!", gdy tylko dotarłem na piętro, na którym mieszkałem. Uśmiechnąłem się na widok blondyna i od razu domyśliłem, że test dobrze mu poszedł, inaczej byłby taką jedną wielką kupką nieszczęścia. Widząc go podniosłem rękę w geście powitania.
-Yo, Kise!
- Yaaay Kagamicchi, ohayo! Zdałem! Rozumiesz, to? Zdałem i to na 100%!
- A to nie było oczywiste?- Uniosłem jedną brew w rozbawieniu i podszedłem do drzwi, żeby następnie otworzyć je. Wpuściłem Kise pierwszego do środka, wchodząc zaraz za nim. Ściągnęliśmy buty i przeszliśmy do kuchni.
-Myślałem, że się ucieszysz.- Blondyn nieco zmarkotniał, ale mimo to pomógł mi rozpakować zakupy.
-To nie tak, że się nie cieszę. Po prostu dzisiaj jest pierwszy piątek miesiąca i Riko przeprowadziła swój specjalny trening. Jestem zwyczajnie zmęczony.
- Specjalny trening?- Zainteresował się Kise.
-Tsk. Jest z trzy, cztery razy cięższy niż normalnie.
-Aż tak was męczy?- Blondyn był wyraźnie zszokowany, ale jakoś nie dziwię mu się. Mało kto byłby w stanie przebić naszą trenerkę, jeżeli o ciężkość treningów chodziło.
-Był czas przywyknąć.- Uśmiechnąłem się kwaśno.- Będziesz miał coś przeciwko jeżeli pójdę wziąć prysznic?
-Nie, no co ty. Idź się umyć, a ja ogarnę jakiś obiad.
-Okej, dzięki.- Wyszedłem z kuchni, zostawiając tam uśmiechniętego od ucha do ucha Kise. Wziąłem ubrania na zmianę w postaci starych, najwygodniejszych pod słońcem, już nieco przetartych tu i ówdzie, granatowych jeansów i zwykły czarny T-shirt.
Jak tylko wszedłem pod prysznic, a po moim ciele spłynęły pierwsze strumienie ciepłej wody, poczułem jak wszystkie mięśnie rozluźniają się. Przez kilka minut stałem tak po prostu, mocząc głowę i napawając się tym przyjemnym uczuciem zrelaksowania. Jednak musiałem pamiętać, że mam gościa, przez co nie wypada siedzieć tutaj w nieskończoność. Po jakichś 15 minutach wyszedłem z łazienki, z mokrymi włosami ułożonymi w typowy dla mnie "artystyczny nieład". W całym mieszkaniu unosił się zapach dań przyrządzanych przez Kise. Nie zastanawiając się długo, poszedłem do kuchni. Ryota akurat nakładał porcje na talerze, gdy się obrócił, uśmiechnął się do mnie, a po chwili lekko zarumienił. Szybko odwrócił głowę pod pretekstem odłożenia patelnie na kuchenkę.
-Siadaj Kagamicchi, już podaję.
-Mhm. Co wykombinowałeś?
- Szczerze, nie chciało mi się robić niczego wymyślnego, więc po prostu naleśniki.- Usiadłem z westchnięciem na jednym z krzeseł. Riko naprawdę dała nam dzisiaj popalić.
- Najważniejsze, że jedzenie. Itadakimas!- Zaczęliśmy jeść w milczeniu, ale nie było w tym nic krępującego. W sumie to nawet miło tak mieć z kim zjeść obiad, zwłaszcza jak ktoś go dla ciebie przyrządzi. Ech... chyba za bardzo przyzwyczaiłem się do towarzystwa tej blond pierdoły. A tak swoją drogą, to muszę przyznać, że w gotowaniu też jest świetny... ciekawe jak w... STOP! DOBRY OBIADEK!
-Kagamicchi?- Na dźwięk głosu modela podniosłem głowę, żeby móc na niego spojrzeć. Nie rumień się tak uroczo ty słodka cholero...
-Hym?
- Bo myślałem, że pójdziemy zagrać, ale skoro jesteś zmęczony to dzisiaj sobie chyba odpuścimy, co?- I teraz wybieraj człowieku, spanie, czy gra z Kise... spanie, czy gra z Kise... spanie, czy Kise... spanie, czy tyłek Kise... spanie czy spanie z Kise...
-Erm... nie no co ty! Jak chcesz to możemy zagrać, nie ma problemu.- Na te słowa w oczach Ryoty pojawiły się iskierki radości. Jak niewiele trzeba, żeby go uszczęśliwić.
-Łaaaa super! Cz-czekaj, ale na pewno? mówiłeś, że jesteś zmęczony.
-Bo się rozmyślę.- Spojrzałem na Ryote z rozbawieniem. To zadziwiające, jak szybko zmienia mu się nastrój.
~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~
*Kise
Po tym jak skończyliśmy jeść obiad, wziąłem się za zmywanie naczyń i poprosiłem Kagamicchiego, żeby znalazł też jakiś dres dla mnie, bo ja taki roztrzepany i zapomniałem zabrać. Taiga powiedział, że może być trochę luźny, ale skoro mi to nie będzie przeszkadzać, to nie ma problemu... A jednak był problem. Nie mogłem założyć koszulki. To nie tak, że była za mała, wręcz przeciwnie, nieco za luźna. Po prostu nie mogłem się zdecydować, czy się sztachnąć, czy nie. Po jakiś pięciu minutach wyglądałem jak ćpun koszulek. Dosłownie. Kagamicchi tak cudownie pachnie, że nie mogłem się oderwać. Dodatkowo myśl, że będę ją mieć na sobie... AWW! ... ... Pleas, wait! LOADING... Zabrzmiałem jak jakiś rasowy zboczeniec fetyszysta. Eh, co się ze mną dzieje? Gdzie mój mózg?!
W końcu po jakichś 10 minutach złożyłem nieszczęsny T-shirt i poszliśmy na boisko. Na początku szanse były wyrównane, ale po dłuższej chwili zauważyłem, że Taiga rusza się wolniej niż normalnie. Zmęczenie dawało mu się we znaki, a mimo to zgodził się zagrać ze mną.
-Kagamicchi może wracajmy już, co?- Chłopak obrócił się w moją stronę i otarł wierzchem dłoni pot z czoła. Ty seksowna cholero!
-A co, zmęczyłeś się już?- Łobuzerski uśmiech wypłynął na jego wargi. Orgazm, proszę państwa. Sperma na suficie. Chwila... o czym ja myślę w ogóle?! Ryota ogarnij się, ty blondynie ty!
-Nie jakoś specjalnie, ale...- Zagryzłem wargę. Kagami jest strasznie uparty, więc zwykłe "Po prostu wracajmy" nie wystarczy. W takiej sytuacji pozostało mi tylko jedno wyjście... Uśmiechnąłem się w najbardziej niewinny sposób, na jaki tylko stać napalonego nastolatka (tak, napaliłem się na Kagamicchiego) i wymamrotałem- noga... nie chcę odnowić kontuzji...
-A-aha! Nie, no było mówić wcześniej! hehe no to ten tego... wracajmy!- Spojrzałem oszołomiony na Taige. Miał zarumienione policzki, a jego ręce jakoś tak niezidentyfikowanie się poruszały jakby był czymś zawstydzony? zdenerwowany?
W drodze powrotnej nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa. Panowała między nami cisza, ale to była jedna z tych chwil, kiedy słowa są zbędne. Wystarczy świadomość, że obok ktoś jest. Nie wiem jak Kagamicchi, jednak dla mnie było to bardzo uspokajające. Od kilku lat mieszkam sam, ponieważ rodzice uznali, że ich syn nie był, nie jest i nigdy nie będzie, cytując:" totalną ciotą, modelem, który jest pierdolonym gejem", więc pewnie się gdzieś zawieruszył w moim pustym blond łbie, a jak go znajdę to mogę wrócić. Osobiście miałem to gdzieś. Rodziców i tak nigdy nie było w domu, podobnie sióstr, z tą różnicą, że dom mimo wszystko wydawał się cieplejszy niż gdy mieszka się samemu. Odkąd zacząłem chodzić na korepetycje do Kagmicchiego, niechętni z nich wracałem. Po pierwsze Taiga wpadł mi w oko po bliższym poznaniu, a po drugie, powrót oznaczał siedzenie samemu w pustym mieszkaniu.
-Oi, Kise, co jest?- Poderwałem głowę do góry, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, że cały czas była spuszczona. Kagami patrzył się na mnie z troską. Nagle zachciało mi się płakać. Tak po prostu, jak nieszczęśliwie zakochanej, rozchisteryzowanej nastolatce podczas okresu. Pokręciłem tylko głową i dalej szliśmy w milczeniu.
Kiedy doszliśmy do mieszkania Taigi, zdałem sobie sprawę, że muszę się zbierać, bo za niedługo mam ostatni pociąg. A było tak wesoło. Ściągnęliśmy buty i ruszyliśmy do kuchni, żeby czegoś się napić.
-Za ile masz pociąg?- Odezwał się nagle Kagami.
-Za jakieś 20 minut... Przebiorę się będę szedł.
-Mhm...- Znowu to samo. Za każdym razem, gdy musiałem już iść, miałem złudną nadzieję, że stanie się coś, cokolwiek i nie będę musiał wracać do siebie.
Odłożyłem napój na blat i skierowałem się w stronę sypialni, w której zostawiłem mój mundurek. Przez chwilę po prostu stałem w miejscu, oddychając powoli i nasłuchując, co robi Taiga. Co dziwne nie słyszałem nic, ale w jego przypadku to normalne. Kagami faktycznie ma w sobie coś z tygrysa. Niby wielki, niby głośny, ale jak chce to potrafi poruszać się bezszelestnie. Wziąłem głębszy wdech i chwyciłem T-shirt u dołu z zamiarem ściągnięcia go przez głowę. Jednak zatrzymałem się w pół ruchu, czując ciepłe, silne ręce Kagamicchiego oplatające mnie w pasie. Obróciłem głowę z zamiarem spytania, o co chodzi, ale to był błąd. A może jednak nie... Poczułem jak usta Taigi muskają moje własne. Najpierw delikatnie, jakby badał grunt, jednak nie wyczuwając sprzeciwu, z chwili na chwilę pozwalał sobie co raz śmielej. Przymknąłem oczy z rozkoszy, oddając pocałunki. Puściłem materiał i obróciłem się w ramionach Kagamiego, żeby stać przodem do niego. Wsuwając ręce pod koszulkę, którą miałem na sobie, przyciągnął mnie mocniej do siebie. Nasze biodra stykały się ze sobą, co chwila prowokując niekontrolowanymi ruchami. Kagamicchi pociągnął mnie za sobą na łóżko tak, że siedziałem okrakiem na jego udach. Oderwaliśmy się od siebie na chwilę, żeby wzajemnie zedrzeć z siebie koszulki. Poruszyłem zachęcając biodrami, przez co z naszych ust wyrwały się jęki.
-Mmrr... niecierpliwy...- Wymruczał Taiga, dobierając się do mojej szyi, schodząc z pocałunkami co raz niżej, aż do lewego sutka, który przygryzł.
-Ah! Nie moja winaaaa, że tak na mnie działasz! Uhm...-Wydyszałem. Ruchliwym językiem zataczał kółeczka wokół wrażliwego punktu. Wplotłem palce w bordowe włosy, przyciągając Kagamiego najbliżej jak tylko mogłem. Poczułem jak lekko rozchyla uda i wsuwa rękę za gumkę moich bokserek. Domyśliłem się, kto ma robić za uke, ale nie przeszkadzało mi to. W końcu miał się mną zająć Kagamicchi, nic złego mi przy nim nie grozi. Jęknąłem niezadowolony, kiedy oderwał usta od mojego ciała, jednak nie na długo. Taiga obrócił nas tak, że teraz zawisł nade mną. Nasze oczy spotkały się. Odbijało się w nich niewyobrażalne pożądanie i jeszcze coś, czego nie byłem w stanie określić. Nie mogąc się powstrzymać pogłaskałem chłopaka po policzku. Usłyszałem jak z jego ust wyrywa się pomruk godny rasowego tygrysa i poczułem jak wtula się w moją dłoń. Po chwili położył rękę na moi biodrze, mocno dociskając je do materaca oraz wpijając się w moje wargi. Bez zbędnych ceregieli pogłębił pocałunek. Po dłuższej chwili przesunął usta znów na moją szyję. Schodził co raz niżej, przez klatkę piersiową i umięśniony brzuch, aż do gumki od dresu. Wtedy przesunął rękę z mojego biodra pod materiał bokserek, ściskając członka będącego już w erekcji. Zaczerpnąłem głośno powietrza, unosząc odruchowo biodra. Sekundę później nie miałem na sobie ani dresów, ani bielizny. Kagami odrzucił je gdzieś na bok i pozbył się również resztek swojej garderoby. Uniosłem się na łokciach, żeby móc lepiej widzieć Taigę. Przystojna bestia. Po chwili chłopak z powrotem wdrapał się na łóżko. Chwycił mnie na za ugięte kolana, rozsuwając moje nogi. Poczułem jak krew napływa mi do twarzy, gdy zdałem sobie sprawę z tego, w jakiej pozycji siedzę i z tego jak Kagamicchi na mnie patrzy. Jęknąłem krótko, co sprawiło, że Taiga wygiął usta w szelmowskim uśmiechu. Miałem wrażenie, że powinienem się za to obrazić, ale mój zdrowy rozsądek wyjechał na wakacje, gdy tylko zaczęliśmy się całować. Kagami umościł się wygonie między moimi nogami i nachylił do ucha, przygryzając je.
-To twój pierwszy raz?- Spytał cicho. Zarumieniłem się jeszcze mocniej.
-T-tak...- Wystraszyłem się, że w taki bądź razie może jednak rozmyśli się, ale nie. Na te słowa tylko musnął ustami mój policzek.
-Jeżeli coś będzie nie tak, to mi powiedz.- Zbyt zawstydzony, żeby cokolwiek powiedzieć, kiwnąłem lekko głową. Taiga uśmiechnął się ciepło i pocałował zaborczo w usta. Jednak na krótko. Kiedy tylko nasze usta zostały rozdzielone, chłopak zniżył się i chwycił mojego penisa u nasady. Następnie przesunął językiem wzdłuż całej jego długości. Jęknąłem przeciągle, odrzucając głowę w tył. Po dłuższej chwili takiej "zabawy", poczułem jak niesamowite ciepło i wilgoć otula mojego członka. Teraz to już nawet nie był jęk, po prostu krzyknąłem wypychając biodra. Opadłem na poduszki i wplotłem palce we włosy Taigi.
-Kagamicchi! Ah! Jak dobrze!- Chłopak raz mocniej, raz lżej zaciskał usta, to przyspieszał, to zwalniał ruchy głową, doprowadzając mnie na skraj wytrzymałości. Było mi niesłychanie dobrze. Nawet nie zauważyłem, gdy doszedłem. Taiga połknął wszystko i przetarł usta wierchem dłoni. Domyśliłem się, że teraz czas na drugą część. Myślałem, że Kagami każe mi się obrócić, ale nic z tych rzeczy. Widziałem jak sięga po coś do szafki nocnej. Lubrykant. No tak, bez tego pewnie by bolało. Rudzielec wylał odrobinę substancji na palce prawej dłoni. Kiedy już ją rozsmarował, zaczął mnie rozciągać. Najpierw jednym palcem. Przez długi czas nie mogłem przyzwyczaić się do nowego uczucia, ale mimo to Kagamicchi nie pośpieszał mnie. Powoli poruszał palcem w moim wnętrzu, jednocześnie całując moją szyję i dekolt. Drugą ręką badał moje ciało. Dzięki temu byłem wstanie się rozluźnić. Z drugim palcem poszło szybciej, a przy trzecim nawet nie poczułem dyskomfortu. Robiło mi się co raz przyjemniej, nawet zacząłem poruszać biodrami. W końcu Taiga wyciągnął palce i po tym, jak rozprowadził nieco substancji na swoim penisie, wsunął go w mój odbyt. Na początku trochę zabolało, jednak nie na tyle, żebym odczuwał to jakoś konkretnie negatywnie. Po chwili jaką dostałem na przyzwyczajenie się, Kagami zaczął poruszać biodrami, przy dość mocnych, szybkich pchnięciach. Jednocześnie ręką, na której wcześniej rozsmarował lubrykant, chwycił moją męskość i poruszał nią w równym tępię, co jego ruchy. Wiedziałem, że długo nie wytrzymam. Objąłem kochanka nogami w pasie, przyciągając bliżej.
-M-mocniej Kagamicchi! Błagam, mocniej!- Wygiąłem plecy w łuk. Taiga spełnił moją prośbę. Nabijał się we mnie z niezwykłą siłą.- Pocałuj mnie! Ah!- Kagami trafił w jakiś magiczny punkt wewnątrz mnie, sprawiając mi jeszcze więcej przyjemności niż do tej pory, a gdy mnie pocałował już nie potrafiłem dłużej się powstrzymywać. Doszedłem, brudząc nas obu i zaciskając ścianki odbytu na członku Kagamicchiego, przez co on również po chwili doszedł, spuszczając się obficie w moim wnętrzu. Wysunął się zgrabnie i położył obok mnie. Przez następnych kilka minut uspokajaliśmy tętno oraz nierównomierne oddechy.
-Chyba uciekł ci pociąg...- Odezwał się w końcu Taiga. Obróciłem się na bok, żeby móc na niego patrzeć. Uśmiechał się delikatnie, zadowolony i szczęśliwy.
-Chyba tak...- Odwzajemniłem uśmiech.
-No to chyba musisz zostać, co?
-Coś mi się wydaje, że nie mam innego wyjścia.- Parsknąłem śmiechem. No naprawdę, co ten Taiga.
-To świetnie. Przynajmniej nie będziemy siedzieć sami.
-Nom...- Nagle Kagami przyciągnął mnie do siebie, uznałem, że skoro jest okazja, to trzeba ja wykorzystać. Wtuliłem się w bok chłopaka, przymykając oczy. Byłem tak potwornie zmęczony... Leżeliśmy tak przez chwilę, po czym czerwonowłosy sięgnął po koc i przykrył nas.
-Kise?
-Hym...?- Z trudem otworzyłem oczy, żeby spojrzeć na Taige, który wpatrywał się we mnie z czułością.
-Już nic. Śpij. Jutro porozmawiamy.- Pocałował mnie w czoło i ułożył tak, że żadnym sposobem nie mogło być mi niewygodnie.- Dobranoc...
-Yhm... dobranoc Kagamicchi.- Zamknąłem oczy i wsłuchałem się w miarowy oddech Taigi. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem. To był pierwszy raz od bardzo dawna, gdy nie czułem się samotny i porządnie się wyspałem.
~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~ miesiąc później
*Kise
Następnego dnia usiedliśmy razem w salonie i obgadaliśmy wszystko, co leżało nam na wątrobach... i tak wyszło, że już od miesiąca jesteśmy parą. ;3
OMG jakie słodkieee !!! Uwielbiam ten paring ! Nwm co bym mogła jeszcze napisać a więc powiem tylko ze było cudowne ! Czekam na KagaKuro :3 ~ Garnidelia
OdpowiedzUsuńTo straszne, że odkryłam ten komentarz dopiero teraz. Jakimś trafem zawędrował do spamu i dopiero go dojrzałam. Przykro mi, że dopiero teraz... No ale cieszę się, że praca Shadow ci się spodobała
Usuń