Siedzę sobie grzecznie w pokoju. Po długim, ciepłym prysznicu i założeniu piżamki (czytaj T-shirt oraz dresy) rozłożyłem się na łóżku jak jakiś samolot i wgapiłem w sufit. Ciekawe co u Nami-chan... Od kilku miesięcy jej nie widziałem, chociaż nie jest tak, że w ogóle nie mam z nią kontaktu. Wymieniamy między sobą listy, które przekazuje między nami Midorimacchi. Tak, właśnie on. Jak się okazało, zielonowłosy ma praktyki w tym samym szpitalu, w którym leży Nanami. Kiedy mi o tym powiedział, nie posiadałem się z radości. Byłem pewien, że po tym jak uciekłem od Satoshiego już nigdy nie będzie mi dane się z nią zobaczyć, porozmawiać, czy chociażby wymienić głupiego listu, bo póki co mogłem tylko tyle. Ale już niedługo... Wkrótce znów się spotkamy, moja mała siostrzyczko! Na samą myśl o tym, że znów będę mógł zobaczyć Nanę, uśmiech wypływa na moje usta. Jeszcze tylko trochę...
Z zamyślenia wyrywa mnie odgłos otwieranych drzwi. Spoglądam w tamtą stronę i widzę jak Daiki wchodzi do pokoju. Ma niemrawą minę. Podnoszę się do siadu, opierając wygodnie o poduszki.
-Coś się stało Aominecchi?- Chłopak zamyka drzwi i podchodzi do łóżka, na którym po chwili siada.
-Nie, skąd. Czemu coś miałoby się dziać?- Nie patrzy im w oczy, więc teraz mam już pewność, że coś musiało się stać.
-Aominecchi nie kłam. Przecież widzę, że coś jest nie tak.
-Wcale, że nie. Ubzdurałeś coś sobie. Jestem po prostu zmęczony.
-Mhm... A ja szaleje za Haizakim jak napalona laska za swoim idolem, który raczył się do niej uśmiechnąć.- Wywracam teatralnie oczami.
-No przecież...- Nie pozwalam mu dokończyć, uderzając go mocno otwartą dłonią w wewnętrzną stronę uda. Daiki natychmiastowo zwija się w kłębek, łapiąc za pulsujące miejsce i jęczy z bólu.- Ała, kurwa! Kise, za co?!- pyta z wyrzutem.
-Bo robisz ze mnie debila.- Chłopak spogląda na mnie zdezorientowany, rozmasowując obolałe miejsce.
-C-co?
-No właśnie to. Aominecchi może i jestem blondynem, ale nie jestem głupi. Jak tylko wszedłeś do pokoju to zauważyłem, że masz niemrawą minę, po za tym, jak teraz ze mną rozmawiasz w ogóle nie patrzysz mi w oczy!- Widzę jak policzki granatowowłosego pokrywa delikatny rumieniec wstydu. Zażenowany drapie się po karku. Kiedy w końcu na mnie spogląda, wzdycha ciężko.
- Cholera, spostrzegawczy jesteś. Nie odpuścisz. - Jest to bardziej stwierdzenie niż pytanie. Po czasie, który ze sobą spędziliśmy Aomine dobrze wiedział, że jak się uprę to nie ma zmiłuj. Nawet dla niego!
-Nie ma bata! No mów w końcu, o co chodzi!- Daiki po raz kolejny ciężko wzdycha, przymykając oczy. W końcu siada po turecku, przodem do mnie. Idę w jego ślady. Chcę, żeby wiedział, że nie olewam sprawy i pytam go ze zwykłej ciekawości, tylko poważnie się martwię i w razie problemu postaram się pomóc.
-Kise, bo... Czy my jesteśmy razem?- Zbił mnie z pantałyku tym pytaniem. Chociaż, jakby się tak zastanowić to nie padła z żadnej ze stron jakaś konkretna deklaracja uczuć. Co prawda od ostatnich dwóch tygodni, czyli od dnia, w którym umówiliśmy się na mecz z Haizakim i jego drużyną, byliśmy wobec siebie bardziej otwarci. Przytulanie, całowanie i te sprawy.- Kise?- Aomine spoglądał na mnie nieśmiało. W życiu bym nie pomyślał, że kiedyś to zobaczę. Onieśmielony, zawstydzony Daiki. Wow, jestem w szoku.
-Przepraszam Aominecchi, zamyśliłem się.- Poczułem jak policzki zaczynają mnie delikatni piec. Nigdy nie miałem specjalnych problemów z wyrażaniem własnych uczuć, ale właśnie teraz jakoś tak... dziwnie się czuję. Z jednej strony jakby stres, a z drugiej radość.- No w sumie to nie wiem.- Odpowiedziałem w końcu Daikiemu, zgodnie z prawdą.
-Aha. To fajnie, bo ja też nie wiem.- Granatowooki spojrzał na mnie i po chwili roześmialiśmy się wesoło, tym samy rozładowując napiętą atmosferę.
-Aominecchi coś jest z nami poważnie nie tak.- Uśmiechnąłem się do niego szczerze.
-I tu się z tobą zgodzę.- Daiki odwzajemnił uśmiech.- Dobra, a wracając do tematu, szanowny panie Kise Ryouta, czy zechcesz zostać MOIM chłopakiem?- Uła, jak oficjalnie i jeszcze ten nacisk na "mój".
-Hym, hym, no nie wiem, nie wiem Aominecchi. Muszę to przemyśleć, rozważyć wszystkie za i przeciw. Po za tym prosiłbym o podanie w trzech egzemplarzach, każde w innym kolorze. - Zachichotałem cicho pod nosem, widząc zbaraniałą minę chłopaka.
-Dobra. Chcesz to dostaniesz.- Co?! - Daję ci 15 minut.- Powiedział wstając z łóżka, kierując się w stronę drzwi.- Zaraz wracam. O matulu, co on znowu wymyślił? Czy on nie załapał, że to był żart? Eh no trudno. Skoro dał mi czas (wow 15 minut), to go wykorzystam. Hym... tak właściwie, to co ja o nim wiem? Na pewno jest przystojny, o tak to mu trzeba oddać. Ale co jeszcze? Myśl Ryouta, myśl! Hym... Daiki, Daiki, Daiki...porywczy jesteś, ale też troskliwy i opiekuńczy, chociaż na takiego nie wyglądasz i tak się na co dzień nie zachowujesz. Zdecydowanie czuję się przy tobie bezpiecznie... i to od naszego pierwszego spotkania... A jakby cię tak teraz zabrakło...- Czuję jak pieką mnie oczy. Podciągam kolana pod brodę i obejmuję je ramionami.- Chyba właśnie do mnie dociera... Daiki ja już nie umiem wyobrazić sobie życia bez ciebie. Bez twoich marudzeń i głupich żartów, bez tego jak się ze mną droczysz, przytulasz, całujesz i uspokajasz zawsze, gdy przeszłość wraca do mnie w koszmarach.
Znów słyszę jak otwierają się drzwi i widzę jak Aomine przekracza ich próg, trzymając w ręce trzy małe, kolorowe karteczki. Zrywam się z miejsca i dopadam do chłopaka w kilku krokach od razu, mocno się do niego przytulając. Zaskoczony Daiki z odruchu zamyka drzwi, po czym odwzajemnia mój gest.
-Coś się tu wydarzyło, jak mnie nie było?- Pyta cicho, spokojnie, z lekkim rozbawieniem w głosie.
-Nawet nie wiesz, jak dużo.- Granatowowłosy odsuwa mnie od siebie na odległość kilku centymetrów, tak żeby mógł spojrzeć mi w oczy.
-No to słucham, bo aż jestem ciekaw.- Czuję gorąco na policzkach i wiem, że zapewne wyglądam jak uroczy burak z blond grzyweczką. Zaciskam palce na koszulce, którą Aomine ma na sobie. Biorę głęboki wdech i mówię cicho, patrząc mu w oczy:
-Kocham cię, Daiki...- Chłopak przenosi ręce z moich barków i mocno oplata mnie ramionami w pasie, przyciągając do siebie. Całuje mnie stanowczo, ale nadal delikatnie. Przymykam oczy, przesuwając dłonie na plecy Aomine, po raz kolejny wczepiając palce w materiał koszulki, gdzieś na wysokości łopatek. Daiki całuje mnie tak, jakby był to nasz pierwszy i zarazem ostatni pocałunek, wkładając w niego wszystkie swoje uczucia oraz emocje. Nie pozostaję mu dłużny. Chcę, żeby miał w tym potwierdzenie moich słów.
Odrywamy się od siebie po dłuższej chwili. Czuję, jak łzy szczęścia spływają po mojej twarzy. Daiki ściera je delikatnie kciukami, uśmiechając się przy tym lekko. Widzę, ze chce mi coś powiedzieć, ale w tym momencie do naszego pokoju wchodzi Akashi.
-No, no, wygląda, że wam w czymś przeszkodziłem.- No teraz to już na pewno wyglądam jak kuzyn buraka...- Może to i lepiej, bo jest godzina 23: 28, a jutro wstajemy o 8:00. Tak Daiki, ty też. Nie wiem, czy pamiętacie gołąbeczki, ale gramy jutro mecz.- Tu następuje wymowne milczenie. Cóż Akashi to wspaniały przyjaciel, jednak trzeba mu oddać, że jak chce to potrafi być przerażający.
-"Gołąbeczki" mogłeś już sobie darować, wiesz?- Mówi z wyrzutem Aomine, nieco się ode mnie odsuwając.
-Mogłem, ale nie chciałem.- Seijuro uśmiecha się złośliwe. Ja naprawdę nie wiem, czy to jakaś szczególna zależność, ale zauważyłem, że Daiki uwielbia droczyć się z każdym kto ma czerwone włosy. Nieważne jaki odcień, po prostu musza być czerwone.
Wzdycham cicho i łapię Aomine za ramię. Chłopak patrzy na mnie lekko zaskoczony.
-Coś...- Przerywam mu, przez co nie dokańcza pytania.
-Nie, w porządku.- Uśmiecham się delikatnie, przenosząc wzrok na Akashiego.- Dziękuję za troskę. Już się kładziemy.
- No ja myślę.- Mówi czerwonowłosy, a po sekundzie dodaje- w przeciwieństwie do niektórych.- Spogląda znacząco na Daikiego, na co ten tylko prycha pod nosem, jednak po chwili uśmiecha się zadziornie.
-Ta, ja też cię kocham Sei-chan. Branoc! Kolorki, czy coś.- Akashicchi kręci tylko głowa, a na jego ustach widnieje uśmiech.
-Tak, tak, ja ciebie też. Dobranoc Daiki, Ryouta.- Chłopak wychodzi z pokoju, zamykając za sobą cicho drzwi.
-Nigdy was nie zrozumiem.- Parskam śmiechem.
-My sami siebie nie rozumiemy.- Granatowowłosy wygina wargi w charakterystycznym dla niego zadziornym uśmiechu.- Dobra, a teraz faktycznie idziemy spać, bo inaczej jutro będziemy zdychać.
-Dobrze, dobrze.- Rzucam radośnie, podchodząc do włącznika światła, aby je zgasić. Kiedy chcę kierować się w stronę łóżka, czuję jak silne ręce Daikiego chwytają mnie pod plecy oraz kolana. Z moich ust wydobywa się cichy, krótki pisk i odruchowo oplatam ramionami szyję chłopaka.- C-co ty?
-A tak sobie.- Odpowiada mi Aomine. W jego głosie słyszę wyraźne rozbawienie. Zadowolony z siebie niesie mnie do łóżka, na którym po chwili ostrożnie mnie kładzie. Obracam się na bok, w stronę, po której zawsze śpi mój ukochany. Jak to pięknie brzmi! Czuję jak materac ugina się pod jego ciężarem, gdy układa się wygodnie obok mnie.- Ryouta...- Wypowiada moje imię, przeciągając nieco samogłoski. Po plecach przebiega mi przyjemny dreszcz. Przysuwam się do chłopaka, który zaraz obejmuje mnie w talii, chowając w swoich ramionach. Mmm tak dobrze... Zaczynam miarowo oddychać i wyciszać się, otoczony ciepłem oraz przyjemnym zapachem skóry Daikiego. Zamykam oczy rozkoszując się tą chwilą. Gdy już prawie odpływam w objęcia Morfeusza, słyszę tuż przy uchu ciche- ja też cię kocham, Ryouta...- Po czym zasypiam.
~~*~~
Powoli otwieram oczy, mrugając kilkukrotnie, żeby przyzwyczaić się do półmroku panującego w pokoju. Czuję na sobie przyjemny ciężar ciała Aomine, który trzyma mnie mocno w objęciach, jak małe dziecko ukochanego misia- pogromcę koszmarów. Przyglądam mu się. Krótkie, granatowe włosy są roztrzepane, na ustach błąka się delikatny uśmiech, a cały Daiki ogólnie wydaje się być spokojny i rozluźniony. Przypomina mi teraz małego urwisa, który zasnął po wielogodzinnym płaczu. Uśmiecham się pod nosem, delikatnie gładząc niesforne kosmyki chłopaka. Odpowiada na to cichym pomrukiem, mocniej (o ile to w ogóle możliwe) mnie do siebie przyciągając. Słodziak.
Spoglądam na telefon, żeby sprawdzić, która godzina. Na wyświetlaczu pokazuje się piękna siódemka i dwa zera obok niej. Brawo Ryouta, jak możesz pospać to budzisz się przed budzikiem. Moje gratulacje. Wzdycham ciężko, znów dokładnie przyglądając się Aomine. Chłopak wydaje się być silnym, dorosłym mężczyzną, po którym głębsze uczucia i emocje spływają jak po kaczce, ale rzeczywistość jest zupełnie inna. To tylko jego tarcza ochronna, żeby nie dać się zranić po raz kolejny. W środku Daiki wciąż jest delikatnym chłopcem, a każde odepchnięcie to jak wbicie mu noża w plecy.
Jakiś miesiąc od mojego przybycia tutaj widziałem ciekawą scenkę. Aominecchi i Kagamicchi strasznie się ze sobą kłócili. Jeden krzyczał na drugiego i prawie się pobili. Jednak to co wydarzyło się chwilę później sprawiło, że oczy to mi prawie z orbit wyleciały. Daiki wciąż mówił o tym jaki to Taiga jest zły i niedobry, a ten go przytulił. Tak po prostu. To był pierwszy raz, gdy widziałem jak granatowooki płacze. Takao wyjaśnił mi później, że oni po prostu mają taki swój dziwny sposób na okazywanie sobie sympatii. Nie mogą porozmawiać jak normalni ludzie, bo by ich to zabiło, ale jak jest jakiś problem, to jeden zaraz leci do drugiego. Ponoć z całej tej wesołej gromadki znają się najdłużej, a po za tym Kagami, podobnie jak Aomine widział śmierć swoich rodziców na własne oczy. To w pewien sposób ich połączyło, bo byli w stanie wzajemnie się zrozumieć.
Z zamyślenia wyrywa mnie niespokojne drgnięcie Daikiego. Widzę jak marszczy brwi i kuli się nieznacznie. Delikatnie szturcham go. Chłopak otwiera szeroko oczy, podnosząc się gwałtownie do siadu. Po chwili podciąga nogi pod brodę, obejmując je ramionami. Jego oddech jest ciężki i szybki. Podpieram się na łokciu i ostrożnie kładę rękę na plecach Aomine.
-Kise?- Jego głos jest cichy, lekko drżący.
-Tak, Aominecchi?
-Przytul mnie.- Ledwo słyszę, co mówi. Musiał mieć naprawdę okropny sen. Nie zastanawiając się ani chwili, podnoszę się, obejmując Daikiego w pasie. Kładę brodę na ramieniu chłopaka, w momencie gdy on odchyla głowę, opierając ją na moim obojczyku. Milczymy przez dłużą chwilę, w czasie której granatowowłosy uspakaja się.
-Znowu rodzice?- Pytam szeptem. Czuję jak mięśnie Aomine napinają się.
-Mhm... Tak jest co roku. Zawsze, gdy zbliża się rocznica ich śmierci, śnią mi się te koszmary i przeżywam wszystko od początku.- Odpowiada mi również szeptem. Wiem, że mój następny ruch będzie miał duże znaczenie.
Kuroko opowiadał mi, że Daiki miał kiedyś dziewczynę, na której bardzo mu zależało, dlatego gdy przyłapał ją z innym facetem, na dokładkę wysłuchując jaką jest ciotą, słabiakiem etc. mocno to przeżył. Zwłaszcza fakt, że jego była miała mu za złe nocne pobudki oraz momenty, gdy naprawdę potrzebował wsparcia, bo według niej tak nie zachowuje się mężczyzna, tylko frajer. Od tego pamiętnego wydarzenia, Aomine stał się wyczulany na punkcie swoich koszmarów oraz zachowań sygnalizujących, że rocznica śmierci jego rodziców już niedługo, a na reakcje partnerów w szczególności.
Całuję Daikigo czule w skroń. Czuję jak jego mięśnie nieco się rozluźniają. Granatowowłosy wzdycha cicho.
-Przepraszam. Pewnie cię obudziłem.- Mówi, a jego głosie daje się wyczuć smutek.
-Nic się nie stało Aominecchi i tak już nie spałem. Po za tym każdy miewa koszmary, a ty już w ogóle masz do tego pełne prawo. Ale spokojnie, teraz masz mnie. Specjalnie dla ciebie nauczę się je odganiać.- Daiki obraca się, żeby móc na mnie spojrzeć. Uśmiecham się do niego czule. Widzę jak z jego oczu ulatuje kilka samotnych łez. Przyciąga mnie do siebie i sadza na swoich kolanach, obejmując mnie zaborczo. Na ten gest oplatam ramionami jego szyję, głaszcząc uspokajająco granatowe kosmyki.
-Nawet nie masz pojęcia jak się cieszę, że cię mam.- Mówi cicho, wdychając mój zapach. Podejrzewam, że cieszę się równie mocno, ponieważ mam ciebie Daiki.
~~*~~
Po niekoniecznie miłych, ale na pewno ważnych dla naszego związku wydarzeniach, wspólnie z Aomine stwierdziliśmy, że nie będziemy próbować z powrotem zasnąć, bo nas później nie dobudzą. Zamiast tego, leżąc w łóżku rozmawialiśmy na różne błahe tematy, ciesząc się swoją obecnością. Daiki opowiedział mi trochę o reszcie wesołej gromadki, a ja jemu o mojej siostrze. Dyskutowaliśmy jeszcze na temat meczu, który niedawno razem oglądaliśmy, o fatalnych zdolnościach kulinarnych granatowowłosego i wielu innych rzeczach. Rozmowę umilaliśmy sobie pocałunkami, przytulankami, ale też drobnymi przepychankami i łaskotkami.
Aominecchi w pewnym momencie zauważył, że bardzo lubię smyranie po brzuchu, czego nie mógł sobie omówić, cały czas miziając i delikatnie drapiąc mnie po nim. Cieszyliśmy się tym wspólnie spędzanym czasem aż do momentu, gdy do naszego pokoju, jak burza wpadł Takaocchi, wskakując na łóżko z głośnym: "Pobudka!".
Teraz wszyscy siedzimy w kuchni, jedząc pyszne śniadanie, które oczywiście przygotował Kagamicchi. Kątem oka zauważam, że Seijuro przegląda jakieś kartki, na których ma narysowane kropki i kreski. Z zainteresowaniem przyglądam się im, co nie uchodzi uwadze Akashiego.
- Coś się stało Ryota?- Pyta Seijuro z lekkim uśmieszkiem. Czasem się zastanawiam, czy ten uśmiech jest bardziej ciepły, czy w jego wykonaniu bardziej psychopatyczny.
-Nie, po prostu... Akashicchi, ale tak szczerze, czy ty cokolwiek rozumiesz z tych szlaczków?- Ruchem głowy wskazuje notatki. Chłopak na początku patrzy na mnie z lekkim szokiem wymalowanym na twarzy, żeby już po chwili roześmiać się radośnie. Co prawda muszę przyznać, że śmiech to on ma ładny, taki naprawdę wesoły, ciepły i szczery, ale to i tak nie zmienia faktu, że teraz czuje się jak największy idiota na świecie, a moje policzki przyozdabiają rumieńce wstydu.
-Przepraszam Ryota, ale nie spodziewałem się takiego pytania z twojej strony. Chociaż w sumie, nie ma co się dziwić, skoro wcześniej nie miałeś do czynienia ze sportem.- Wzdycham cicho, uświadamiając sobie, że mimo wszystko nikt nie wziął mnie za totalnego głupka, a szczególnie Aominecchi, no bo w końcu kto chciałby chodzić z kimś, kogo każda odpowiedź to: "Yyyy głupie to, chodźmy poplotkować o nowym krawacie gwiazdeczek z dużego ekranu!"?- Otóż te, jak je nazwałeś "szlaczki" to taktyki.
-Taktyki?
-Naszych przeciwników.- Wtrąca się Furi.- Sei zawsze rozpisuje sobie różne kombinacje ataków i obrony drużyny przeciwnej, żeby móc opracować kontry na ich zagrania.
-Serio?! O kurczę, Akashicchi nie miałem pojęcia, że jesteś taki mądry!- Patrzę na Seijuro z nieukrywanym uznaniem oraz podziwem.
-Tak naprawdę to mógłby to wymyślić bez rysowania, ale tak jest prościej, a po za tym przy okazji może nam wszystko wytłumaczyć.- Dorzuca Koki, wypinając dumnie pierś. W sumie to ja go rozumiem, przecież nie każdy ma szczęście mieć za chłopaka geniusza!
- A od kiedy ty się tak mną chwalisz?- Pyta rozbawiony Akashi.
-Od zawsze Sei, od zawsze!- Chłopaki nie wytrzymują i wszyscy jak jeden mąż wybuchają radosnym śmiechem. Przez chwilę patrzymy z Furim na siebie zdezorientowani, ale już po chwili dołączamy do nich. Uwielbiam takie momenty. Dzięki tym chwilom czuję, że wszystko może się jeszcze ułożyć.
~~*~~
Na boisko docieramy chwilę przed czasem, którego nie marnujemy, tylko od razu bierzemy się za rozgrzewkę. Trochę się stresuję, bo jak pomyślę sobie, że cała drużyna przeciwna może być pokroju Haizakiego, a ja mam biegać prze cały mecz, to boję się o siebie i resztę.
-Ryo- chan, orientuj się!- Takaocchi krzyczy do mnie z drugiego końca boiska, a ja zauważam, w ostatnim momencie, lecącą w moim kierunku, z zawrotną prędkością, piłkę. Łapię ją, ale siła z jaką przedmiot został rzucony, sprawia, że cofam się dwa kroki.
Omg...nie dam rady*^*
OdpowiedzUsuńJestem taka szczęśliwa, z powodu tej cukrozy <3
I tego, jak pięknie się to czyta...kiedy twoje OTP jest razem takie szczęśliwe i przeżywa ciężkie chwile, wspierając się nawzajem ;^; <3
ssksbkdfjskfbcahedoia <3 KOCHAM.
Dziękuję za rozdział ^^ *ukłon, tul tul*
yaaaaay, czyli jednak wyszło :D tak, też to uwielbiam <3 trochę się bałam, że Aho wyjdzie mi za miękki ja na niego, ale chyba nie jest źle, co? XD
OdpowiedzUsuńDziękuję pięknie za komentarz *teletubis, tuuuulimyyyy*
Nie. Wyszedł po prostu na osobę, która dużo wycierpiała, a taki chyba był zamiar ^^
Usuń*odtula*