-Ej,
człowieku z żelaza[1], co powiesz na wyjście dziś na miasto? – spytał Kagami,
po czym wepchnął sobie łyżkę płatków śniadaniowych do ust.
-Nie
mam ochoty – mruknął Kuroko.
-A może jednak byś poszedł – mruknął
Akashi. – Przyda ci się odrobina świeżego
powietrza.
-Jesteś
tutaj już tydzień i w ogóle się stąd nie ruszasz. Serio, stary, przyda ci się
odrobina rozrywki.
-Nigdy nie sądziłem, że to powiem Kuroko, ale
ten głupkowaty rudzielec ma rację. Powinieneś z nim iść.
Tetsu
rzucił zezłoszczone spojrzenie w stronę ducha, ale Akashi jak zawsze w takich
sytuacjach zignorował go.
-Nie rób min, tylko się zgódź… Nie zgadzaj
się, gdy zaproponuje ci seks, narkotyki i małżeństwo. Spacer nie powinien być
groźny. No, ewentualnie podczas spaceru mógłby cię ktoś zgwałcić, ale będzie
cię bronić ten dryblas, a gdyby sam miał na coś ochotę, to nie musiałby cię
wyciągać z domu.
Czasem
Kuroko chciał kazać mu się zamknąć, ale bał się, że jeżeli to zrobi, to Akashi
go posłucha i zniknie, a drugi raz chyba nie wytrzymałby takiej straty. Bądź co
bądź trzymał się jeszcze tylko dlatego, że miał go przy sobie w takiej formie.
-No,
nie daj się prosić.
Tetsuya
westchnął i kiwnął głową.
-Dobrze
– zgodził się. – Ale niedługo. Nie jestem wielbicielem zabaw na świeżym.
-Mam ochotę zarzucić ci kłamstwo, ale
rzeczywiście – domator z ciebie.
-Jasne.
W zasadzie to dzieciaki z tutejszego liceum mają dziś mecz kosza i pomyślałem,
że moglibyśmy go obejrzeć.
-No tego mu chyba nie odmówisz? Kochasz
koszykówkę!
-Tak…
Lubię kosza, Kagami-kun.
-Super.
A potrafisz w to grać?
-Grywałem
czasem ze znajomymi. W liceum nawet należałem do drużyny, ale potem jakoś tak
wyszło, że dorosłe życie zabrało mi więcej czasu.
-No nareszcie! – odetchnął Akashi. – W końcu wychodzisz z trybu zombie, kochanie.
Jestem z ciebie dumny.
-Ja
i mój kumpel też lubimy sobie czasem pograć. Jestem mistrzem wsadów – pochwalił
się Kagami.
-Mój
przyjaciel, Midorima, dobrze rzuca za trzy punkty. Zawsze zastanawia nas jak to
robi, bo jest ślepy jak kret. [2]
-Pewnie
wrodzony talent.
-Możliwe
– przyznał Kuroko.
-Albo tylko udaje, że ma wadę wzroku, żeby
nas zmylić. Wszyscy uważają, że to taki słaby, ślepy gracz, a potem trafia
piłką do kosza na drugim kontynencie.
Kuroko
nie mógł się powstrzymać i parsknął śmiechem.
-Co?
Mam coś na twarzy? – spytał Kagami.
-Nie,
po prostu… Po prostu Akashi twierdził, że to było takie fortele Midorimy. Udaje
ślepego, żeby zmylić przeciwnika, a potem rzuca piłką na inny kontynent.
Taiga
również się roześmiał.
-Czy
Akashi był fanem teorii spiskowych?
-Nie
wiem, ale brał pod uwagę różne możliwości.
-A
w kosmitów wierzył?
-Twierdził,
że wszechświat jest zbyt duży, żeby nigdzie nie narodziło się życie, ale nie
wierzył osobom porwanym przez kosmitów.
-Gdybym ja był na cudzej planecie to guzik
obchodziłoby mnie, kto tam żyje. Poznanie cudzej kultury wydaje się ciekawsze
niż wsadzanie komuś sond między pośladki… Och, brzmię jak Aomine. Wiedziałem,
żeby nie spędzać z nim tyle czasu.
Kuroko
pokręcił głową.
-Też
wierzę w kosmitów – stwierdził Kagami. – Ale mam nadzieję, że nie kradną krów.
Z czego ja będę jadł hamburgery, gdy zabraknie mięsodajnych krówek?
-No cóż, najważniejsze to priorytety w życiu
– westchnął Akashi.
Kuroko
znów zachichotał. Nie mógł nie zgodzić się ze swoim mężem.
[1]
To gra słów, ponieważ po japońsku tetsu oznacza żelazo
[2]
Nie wiem jaką wadę wzroku ma Midorima, więc na potrzeby opowiadania go
oślepiłam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz