piątek, 2 czerwca 2017

Zapach Wanilii - Rozdział 10




-Ej, człowieku z żelaza[1], co powiesz na wyjście dziś na miasto? – spytał Kagami, po czym wepchnął sobie łyżkę płatków śniadaniowych do ust.
-Nie mam ochoty – mruknął Kuroko.
-A może jednak byś poszedł – mruknął Akashi. – Przyda ci się odrobina świeżego powietrza.
-Jesteś tutaj już tydzień i w ogóle się stąd nie ruszasz. Serio, stary, przyda ci się odrobina rozrywki.
-Nigdy nie sądziłem, że to powiem Kuroko, ale ten głupkowaty rudzielec ma rację. Powinieneś z nim iść.
Tetsu rzucił zezłoszczone spojrzenie w stronę ducha, ale Akashi jak zawsze w takich sytuacjach zignorował go.
-Nie rób min, tylko się zgódź… Nie zgadzaj się, gdy zaproponuje ci seks, narkotyki i małżeństwo. Spacer nie powinien być groźny. No, ewentualnie podczas spaceru mógłby cię ktoś zgwałcić, ale będzie cię bronić ten dryblas, a gdyby sam miał na coś ochotę, to nie musiałby cię wyciągać z domu.
Czasem Kuroko chciał kazać mu się zamknąć, ale bał się, że jeżeli to zrobi, to Akashi go posłucha i zniknie, a drugi raz chyba nie wytrzymałby takiej straty. Bądź co bądź trzymał się jeszcze tylko dlatego, że miał go przy sobie w takiej formie.
-No, nie daj się prosić.
Tetsuya westchnął i kiwnął głową.
-Dobrze – zgodził się. – Ale niedługo. Nie jestem wielbicielem zabaw na świeżym.
-Mam ochotę zarzucić ci kłamstwo, ale rzeczywiście – domator z ciebie.
-Jasne. W zasadzie to dzieciaki z tutejszego liceum mają dziś mecz kosza i pomyślałem, że moglibyśmy go obejrzeć.
-No tego mu chyba nie odmówisz? Kochasz koszykówkę!
-Tak… Lubię kosza, Kagami-kun.
-Super. A potrafisz w to grać?
-Grywałem czasem ze znajomymi. W liceum nawet należałem do drużyny, ale potem jakoś tak wyszło, że dorosłe życie zabrało mi więcej czasu.
-No nareszcie! – odetchnął Akashi. – W końcu wychodzisz z trybu zombie, kochanie. Jestem z ciebie dumny.
-Ja i mój kumpel też lubimy sobie czasem pograć. Jestem mistrzem wsadów – pochwalił się Kagami.
-Mój przyjaciel, Midorima, dobrze rzuca za trzy punkty. Zawsze zastanawia nas jak to robi, bo jest ślepy jak kret. [2]
-Pewnie wrodzony talent.
-Możliwe – przyznał Kuroko.
-Albo tylko udaje, że ma wadę wzroku, żeby nas zmylić. Wszyscy uważają, że to taki słaby, ślepy gracz, a potem trafia piłką do kosza na drugim kontynencie.
Kuroko nie mógł się powstrzymać i parsknął śmiechem.
-Co? Mam coś na twarzy? – spytał Kagami.
-Nie, po prostu… Po prostu Akashi twierdził, że to było takie fortele Midorimy. Udaje ślepego, żeby zmylić przeciwnika, a potem rzuca piłką na inny kontynent.
Taiga również się roześmiał.
-Czy Akashi był fanem teorii spiskowych?
-Nie wiem, ale brał pod uwagę różne możliwości.
-A w kosmitów wierzył?
-Twierdził, że wszechświat jest zbyt duży, żeby nigdzie nie narodziło się życie, ale nie wierzył osobom porwanym przez kosmitów.
-Gdybym ja był na cudzej planecie to guzik obchodziłoby mnie, kto tam żyje. Poznanie cudzej kultury wydaje się ciekawsze niż wsadzanie komuś sond między pośladki… Och, brzmię jak Aomine. Wiedziałem, żeby nie spędzać z nim tyle czasu.
Kuroko pokręcił głową.
-Też wierzę w kosmitów – stwierdził Kagami. – Ale mam nadzieję, że nie kradną krów. Z czego ja będę jadł hamburgery, gdy zabraknie mięsodajnych krówek?
-No cóż, najważniejsze to priorytety w życiu – westchnął Akashi.
Kuroko znów zachichotał. Nie mógł nie zgodzić się ze swoim mężem.




[1] To gra słów, ponieważ po japońsku tetsu oznacza żelazo

[2] Nie wiem jaką wadę wzroku ma Midorima, więc na potrzeby opowiadania go oślepiłam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz