Kise szczerzył zęby tak mocno, że bolała go szczęka. Osobiście nie miał najmniejszej ochoty na to, żeby okazywać szczęście – a to oznaczało, że jest źle, bo on przecież był niepoprawnym optymistą.
Ten
jeden raz w życiu uśmiechał się, żeby dodać otuchy Kuroko, który wydawał się
być cieniem samego siebie. Młody wdowiec był jeszcze bledszy niż zwykle, a normalnie
też charakteryzował się anemiczną cerą. Na pewno też nie spał od dłuższego
czasu, biorąc pod uwagę głębokie cienie pod oczami i niewiele jadł, bo
wcześniej dopasowany sweter teraz z niego zwisał.
-Wszystko
będzie dobrze – zapewnił blondyn.
-Um[1],
na pewno – odparł Kuroko.
-Kagamicchi
to miły facet – kontynuował Kise, chcąc zmusić przyjaciela do rozmowy. –
Uwielbia sport i pracuje jako strażak. Świetnie, prawda?
-Um.
-Może
mógłby cię przewieźć wozem strażackim.
-Może
– westchnął bez przekonania. – Kise-kun chyba powinienem już iść. Zaraz samolot
mi ucieknie
-A
tak… Dzwoń do nas codziennie – nakazał mu na odchodne blondyn. – A ja i
Aominecchi będziemy cię odwiedzać.
-Dobrze.
Do widzenia, Kise-kun.
Blondyn
zarzucił Kuroko ramiona na szyję i mocno go przytulił.
-Będę
strasznie tęsknił Kurokocchi!
-Tak,
wiem. – Tetsuya sprawnie wyplątał się z ramion blondyna, a potem szybko oddalił
się w stronę sali odlotów.
*
Aomine
gwizdnął cicho, patrząc na okazały budynek firmy, która należała do Akashiego.
Wieżowiec był tak wielki, że śmiało można by podejrzewać, że jego stary
przyjaciel zatrudnił pół Japonii.
Daiki
poczuł nieprzyjemny uścisk w piersi na myśl o niedawno zmarłym przyjacielu.
Czuł się strasznie z tym, że ten rudy gamoń więcej nie nazwie go idiotą. Dziś
rano chciał nawet do niego zadzwonić, żeby zapytać o to, czy przypilnował
Kuroko przed wyjazdem, a potem zdał sobie sprawę, że Ajashi Seijuro nie żył.
Aomine
zamrugał szybko kilka razy, żeby pozbyć się łez, a potem wszedł do budynku. Już
przy wejściu przywitała go długonoga blondynka o europejskiej urodzie.
-Dzień
dobry, czy był pan umówiony? – spytała z silnym brytyjskim akcentem.
-Tak,
Aomine Daiki. Miałem się dziś spotkać z Arato-san.
-Ach,
proszę dać mi chwilkę, zaraz sprawdzę. – Uśmiechnęła się do niego zalotnie, a
potem zaczęła coś klikać na klawiaturze. Jej wzrok skupił się na ekranie
komputera. Kilkakrotnie zmarszczyła brwi – jakby coś ją zastanowiło – a potem
znów obdarzyła Aomine uśmiechem. – Tak, rzeczywiście jest pan na liście.
Gabinet Arato-san jest na trzydziestym piętrze. Widzę pan znajdzie, jeśli
pójdzie pan końcem tego korytarza, a potem skręci w prawo.
-Jasne
– odparł detektyw, a potem odszedł, kierując się wskazówkami kobiety. Potem
windą dotarł na odpowiednie piętro. Gdy się tam znalazł, zdał sobie sprawę z
tego, że nie wie, gdzie dokładnie znajduje się ów gabinet.
-Hej
– powiedział, chwytając przechodzącego obok niego chłopaczka w białej koszuli. –
Gdzie znajdę gabinet Arato-san?
-Akurat
tam idę. Jest pan umówiony?
-Tak.
Powinienem być za kwadrans u niego.
-W
takim razie proszę za mną. Zaprowadzę pana.
-Jasne,
dzięki.
Aomine
podążył za chłopakiem. Detektyw w swoim prochowcu (który oczywiście kupił mu
Kise, bo to pasuje do detektywów) mocno wyróżniał się wśród tych wszystkich
ulizanych i eleganckich ludzi. W zasadzie nawet sobie nie wyobrażał takiej
pracy – siedzieć od ośmiu do dziesięciu godzin w biurze, bez marudzącego Kise,
bez przerwy na batonika, gdy mu się zechce i oczywiście pod pantoflem szefa… Z
drugiej strony on był pod pantoflem Kise, ale nie miał zamiaru się do tego
przyznać. Jeszcze blondyn pomyśli, że mu zależy.
Chłopak
zatrzymał się, wyrywając Aomine z jego rozmyślań. Detektyw prawie walnął w
swojego przewodnika.
-Kouki,
ten pan jest umówiony z Arato-san – powiedział chłopak i zaraz potem położył
plik papierów na biurku rozmówcy. – A i jakbyś mógł przekaż te dokumenty.
-Jasne
– odpowiedział mężczyzna nazwany Koukim. Wydawał się być miły. – Pan Aomine,
tak?
-Uhm,
tak. Aomine Daiki.
-Pan
Arato już czeka. Zapraszam. – Wstał od swojego biurka, a potem podszedł do
ogromnych, dwuskrzydłowych drzwi i otworzył przed nim jedno ze skrzydeł.
-Dziękuję
– mruknął.
Arato
okazał się być Japończykiem po pięćdziesiątce z burzą siwych włosów i
kilkudniowym zarostem. Ubiorem w żaden sposób nie wyróżniał się wśród jego
pracowników i miał na sobie dopasowany garnitur i krawat.
-Dzień
dobry – przywitał go Arato. Mężczyzna wstał od swojego biurka, a potem wyszedł
mu na przywitanie. – Jestem Arato Ayamu.
-Aomine
Daiki. Jestem detektywem wynajętym przez Kuroko Tetsuyę.
-Tak,
chciałby pan zapewne dowiedzieć się czegoś o Akashim?
-O
jego życiu zawodowym. Czy w firmie działo się coś niepokojącego? Może dotarły
do was jakieś niepokojące plotki?
-Nie,
nie… Znaczy tylko z wyjątkiem zwolnienia jednego z księgowych. Okazało się, że
okradał od dłuższego czasu firmę. Strasznie się wściekł i wygrażał Akashiemu.
-Mhm…
Mógłby dostać jego adres?
-Oczywiście,
zapisze go panu. Myśli pan, że to on zabił Akashiego?
-Nie
wiem. Na pewno miał motyw. A pan? Dobrze się z nim dogadywał?
-Nie.
Był moim wspólnikiem, ale większość czasu spędzaliśmy na pięciu się w górę
kariery, nie na przyjaźni. Niewiele się pan ode mnie dowie, ale Kouki był też
jego sekretarzem, więc sporo mu towarzyszył. On mógłby wiedzieć coś więcej.
-No
cóż, w takim razie dziękuję. Gdyby jednak coś pan sobie przypomniał, proszę do
mnie zadzwonić. To moja wizytówka. – Aomine położył na biurku biały kartonik z
wydrukowanymi danymi jego osoby.
-Oczywiście.
Proszę, to adres. – Arato podał detektywowi zieloną karteczkę, na której zapisał
dane byłego pracownika.
-Dziękuję
i do widzenia, Arato-san.
-Do
zobaczenia, Aomine-san.
Detektyw
skinął głową, a potem wyszedł z gabinetu. Zamknął za sobą drzwi i podszedł do
sekretarza.
-Kouki,
prawda? – powiedział.
-Ach,
tak. W czym mogę pomóc?
-Wcześniej
byłeś też sekretarzem Akashiego, tak?
-Tak.
-Może
ty wiesz coś więcej? Czy działo się coś niepokojącego przed jego śmiercią?
-Tak.
Już mówiłem o tym policji. Z wyjątkiem tego, że nasz księgowy Aihara-san
wygrażał Akashiemu podczas zwolnienia, to niedługo przed jego śmiercią do firmy
przyszło paru facetów… Wyglądali trochę jak gangsterzy. Jeden z nich miał
tatuaż na policzku, pająka.
-Pająka?
-Tak.
Do tej pory mi się śni po nocach.
-A
coś poza tym?
-Nie.
Poza tym wszystko było po staremu.
-Mhm…
No cóż, dzięki. Jakby coś ci się przypomniał to dzwoń na ten numer. – Położył wizytówkę,
a potem uśmiechnął się krzywo. – Na razie, Kouki.
-Do
widzenia.
*
Kise
zerknął na wyświetlacz, a zaraz potem odebrał.
-I
co, Aominecchi?
-Mam
numer do księgowego złodzieja i chyba będziemy musieli odwiedzić starych kumpli
Akashiego?
-Aominecchi…
Ja tam nie idę.
-Co?
-Będą
się ze mnie śmiać i pewnie potną mi twarz.
-Nikt
nie będzie się śmiał. Obiecuję.
-Na
pewno?
-Tak.
Jeżeli ktokolwiek na ciebie krzywo spojrzy, to przywalę mu w mordę.
-Och,
Aominecchi!
-Dobra,
dobra, spokojnie moja białowłosa. Powiedz lepiej jak z Kuroko?
-Dobrze.
Małomówny, ale grzecznie wsiadł na pokład. Mam nadzieję, że ten twój kumpel mu
pomoże.
-Ja
też, Kise, ja też… Dobra, na razie. Zobaczymy się w domu.
-Pa,
Aominecchi. – Kise rozłączył się, a potem ukrył komórkę w kieszeni spodni.
Ruszył powoli w stronę mieszkania, nie mogąc się doczekać spotkania z Daikim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz