Urodzinowa niespodzianka

Shocik dodany bez żadnej okazji. Nik nie ma urodzin, no chyba, że ktoś z odwiedzających, to wtedy z dedykiem dla takiej osoby. Kto bogatemu zabroni? xD Jeżeli ktoś tu zagląda to moje serce się raduje, dookoła biegają jednorożce i te sprawy... chyba... chociaż ja wolę jak nie mają głów :D ale pomijając moją miłość do jednorożców bez głów, to chciałbym was zachęcić do komentowania, bo fajnie jest wiedzieć, co do poprawy, a co jest git.
     Poniższy obrazek ma z shotem mało wspólnego xD
     Miłego czytanka :3
Fandom: Kuroko no basket
Gatunek: Yaoi
Paring: Aomine x Kise
Ostrzeżenia: 18+, żalący się aomine, beznadziejny początek xD ale końcówka ^^





Urodzinowa niespodzianka


Uwielbiam korki na mieście, kiedy wieczorkiem wracam do domu z pracy po 13 godzinach, żeby mieć wolny weekend... Kogo ja oszukuję?! Chyba zaraz jebnę! Stoję w tym pierdolonym korku od co najminej 2 godzin i przejechałem zajebiste 15 metrów. Nawet w dzień urodzin nikt nie ma dla mnie litości.
Na dzień dobry Kise zrzucił mnie z łóżka i wyszedł bez chociażby głupiego „Do widzenia!”, czy „Pocałuj mnie w dupę!”... tak swoją drogą to bardzo chętnie. Jeszcze blond Primadonna zapomniał mi życzeń złożyć. Nie wcale mi na urodzinach nie zależy... No może tak troszkę. Potem Midorima dorwał mnie jak poszedłem na przerwie po żarełko i zaczął robić wyrzuty, że co ja jem, ale jaką mendą by nie był, to życzenia mi złożył... Dobra lecim dlalej! Kagami i Tetsu. „Za co pytam się”?! Jak wracałem na posterunek to mi się napatoczyli. Oczywiście tygryska musiałem po wkurzać, ale cholera ma co raz bardziej cięty jęzor. No a Tetsu jak to Tetsu walnął kilka ciętych ripost, przewiercił mnie tym swoim wzrokiem na wylot i się uśmiechnął... szeroko... Kurwa! Myślałem, że zawału dostanę jak to zobaczyłem! Bakgami zaczął rechotać jak głupi. Kurwa, to że on się przyzwyczai, bo od 3 lat są parą i mieszkają razem (oddajmy hołd tyłkowi Tetsu) nie znaczy, że dla innych to też normalny widok. Koniec, końców życzonka były na do widzenia i git majonez, papatki, krzyż na drogę, czy coś.
W pracy zasypali mnie papierami. „Do 15:00 mają leżeć na biurku szefa”! No to trzeba było ostro zapierdalać, ale jak kiedy to jest kurewsko nudne?! Ale zajebisty ja poradzę sobie ze wszystkim, więc o 14:59 dosłownie rzuciłem papiery na szefa, aż podskoczył. „Uwielbiam wkurzać ludzi”! Szefcio wydarł jape, popatrzył spode łba, pochwalił, kurwa nawet on złożył życzenia i powiedział, że mogę sobie jechać do domciu. Tak znalazłem się w tym jebanym korku... który magicznie zniknął... kiedy ja się żaliłem... kierownicy... Kurwa mać! Kise, co ze mną zrobiłeś?! Okej, koniec tego dobrego. Czas do domu! Mijam jedno skrzyżowanie, drugie... dziesiąte.. pierdole i tego jeszcze?! Ouu, jest! Mój domek! i tego idioty, który zapomniał o moich urodzinach!
Wspinam się po schodach i wchodzę do domu. Rozglądam się, ale nigdzie nic nie widać ani nie słychać.
-Wróciłem!
-Miau!
-Co jest do …?!- Szybko zapalam światło i patrzę w stronę, z której usłyszałem miauknięcie. „Mamo jest w niebie”!
-Miau! Mrrr!- Kise z kocimi uszkami oraz ogonem, przewiązany granatową wstążką wokół bioder i granatową obrożą z przymocowanym do niej łańcuchem ociera się o mnie jak rasowy kot. „ A ja myślałem, że zapomniał”.-Maiu!- Ryota podwija moją koszulę do góry i zaczyna całować mój brzuch. „Alarm! Chętny Kise! Nie można tego zmarnować!”
-No chodź do pana.- Blondyn wskakuje mi na ręce, kierujemy się do sypialni. Od razu dobiera się do mojego ucha, a następnie szyi, odpinając guziki munduru.
-Mrrr! Aominecchi... Zerżnij mnie dzisiaj jak jeszcze nigdy...- Wymruczał mi prosto do ucha, drażniąc je swoim ciepłym oddechem i przygryzł.
-Mówisz, masz!- Rzucam Kise na łóżko, ściągając z siebie koszulę. Chłopak przygląda mi się uważnie z pożądaniem w oczach i lubieżnym uśmiechem na twarzy.
Wchodzę na łóżko od razu przylegając do Ryoty i wpijając się władczo w jego usta. Jego ręce wędrują do mojego paska, sprawnie sobie z nim radząc. Sięgam do szyi Kise, żeby odczepić łańcuch od obroży. Następnie okręcam go wokół nadgarstków blondyna i przywiązuję do ramy łóżka tak, że Ryota jest przykuty. Ściągam z siebie pozostałe ubrania. Znów przylegam do niego. Nie marnując czasu dobieram się do jego sutków. Kise wygina kręgosłup w łuk. Schodzę co raz niżej, znacząc drogę dosyć mocnymi ugryzieniami i malinkami, ale Ryota nie protestuje. Wręcz przeciwnie zachęcająco wygina się w moją stronę, jęcząc i krzycząc z rozkoszy. Ponownie wpijam się w jego usta, przygryzam mu wargę tak mocno, że zaczyna z niej lecieć krew. Kise tylko rozchyla usta, na znak, żebym pogłębił pocałunek. Tak też robię. Zachłannie wędruję językiem po wnętrzu jego ust. Jedną ręką zaczynam maltretować jego sutki, ciągnąc je i podszczypując. Nie przerywam pocałunku nawet na chwilę. Zjeżdżam dłonią niżej, co wywołuje u Kise dreszcze. W końcu odrywam się od niego, żeby zaczerpnąć powietrza. Blondyn ma zarumienione policzki, dyszy ciężko wciąż wyginając kręgosłup. „Uroczy”. Zniżam się i bez żadnych ceregieli biorę członka Kise do ust, wkładając go tak głęboko do gardła, że nosem dotykam jego podbrzusza.
-Aaa!... Ha... Ha... Ha... Aominecchi... Uh... Jak dobrze!- Ryota wygina się jeszcze mocniej i zaczyn odruchowo szarpać łańcuchy, żeby wyswobodzić chociaż jedną rękę i wpleść ja w moje włosy. „Powodzenia! Po to się jeździło na kolonie, żeby znać najbardziej upierdliwe sposoby wiązania przeciwnika”. Zaczyna najszybciej jak potrafię poruszać głową, zaciskając przy tym bardzo mocno usta.- O cholera! Aominecchi! Umngh...! Jak dobrze! Błagam, nie przestawaj! O bogowie!- Ryota wygina się w każdą stronę, szamocze łańcuchami, nerwowo poruszając nogami, co chwila zaciskając palce u stóp. Ochoczo wypycha biodra. Stracił całą kontrolę nad samym sobą, podobnie jak ja. W pewnym momencie przerywam pieszczenie Kise. Nakręcony jego reakcjami, jękami i krzykami, nie wytrzymuję. Unoszę jego biodra. Kiedy chcę zacząć go przygotowywać Ryota dosłownie wysapuje:
-Wejdź we mnie od razu. Wcześniej się przygotowałem.- Bez namysłu wbijam swoją męskość w ciasną, ciepłą, wilgotną dziurkę Kise. Jest mi tak dobrze, że nie potrafię powstrzymać jęku rozkoszy. Zaczynam się w nim poruszać. Kilka pierwszych pchnięć można nawet uznać za spokojne i delikatne, jednak po chwili puszczają mi wszystkie hamulce. Wypycham biodra najmocniej i najszybciej jak tylko mogę, w dodatku już znalazłem czuły punkt blondyna, więc poruszam się tylko w tamtym kierunku. Dodatkowo Kise sam też się na mnie nabija, co potęguje przyjemność. Obaj głośno jęczymy i krzyczymy z rozkoszy. Ryota oplata mnie nogami wokół bioder, przyciągając bliżej do siebie. Zachłannie wpijamy się w swoje usta, dochodząc z jękiem stłumionym przez pocałunek. Poruszam biodrami jeszcze kilka razy, po czym wycofuję się zgrabnie. Odrywam się od Kise, żeby uwolnić jego ręce. Opadamy zmęczeni na poduszki. Blondyn natychmiast przytula się do mnie. Przykrywam nas kołdrą, która w pewnym momencie spadła na podłogę i obejmuję Kise, wtulając twarz w jego miękkie, roztrzepane włosy. Opaska z uszkami już dawno spadła mu z głowy i wylądowała... nie mam pojęcia gdzie. W pewnym momencie czuję jak Kise próbuje unieść głowę. Opieram się na łokciu i patrzę na niego z ciekawością.
-Wszystkiego najlepszego Aominecchi!-Blondyn uśmiecha się do mnie radośnie. „No tak przecież wcześniej nie składał mi życzeń. Jak ja mogłem pomyśleć, że zapomniał”? Chwytam Kise za podbródek i przyciągam delikatnie jego twarz tak, że stykamy się nosami.
-Już mam to co najlepsze.- Mówiąc to całuję go namiętnie.
-Aww! Słodziak z ciebie Aominecchi!
-Jasne, jasne.- Znów go całuję.- Kocham cię Ryota.
-... Ja ciebie też kocham Daiki!- Kise wtula się we mnie tak mocno, ze w pierwszym momencie nie mogę złapać oddechu. Po chwili jednak obejmuję go i zasypiamy razem w swoich objęciach.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz