- Tęcza przeszłości
Gdzie
jestem? Co się dzieje? Co się właściwie wydarzyło? Dlaczego
wszystko mnie tak strasznie boli?
-
Sei-chan, zostaw go!
-
Koki, spokojnie. Przecież nie zrobię mu krzywdy. Na razie...
-
Akashi Seijuro, odsuń się od niego, bo...
-
… bo co Koki?
-
Właśnie to!
-
Tego mi nie zrobisz!
-
A złożymy się?!
Kto
to? Nie znam ich. Nigdy nie słyszałem ich głosów...
Powoli
otwieram oczy i mrugam kilka razy, żeby przyzwyczaić je do
światła. Zauważam dwóch chłopaków, na oko w moim wieku, którzy
jeszcze przed chwilą gorączkowo się kłócili, a teraz przyglądają
mi się z zaciekawieniem. Jeden ma włosy koloru fuksji,
różnokolorowe tęczówki i wzrok mówiący „tknij tego po lewej,
a wypruje z ciebie flaki nożyczkami” - trzyma je akurat w ręce, a
drugi ma brązowe włosy i orzechowe oczy o przyjaznym spojrzeniu.
-
Najlepiej obaj wyjdźcie. Chłopak musi odpoczywać.- Dopiero teraz
zauważam trzecią osobę... Nie, chwila! Ile ich wszystkich tu
jest?!
-
Neee Shin-chan, spokojnie. Przecież wiesz, że Sei-chan ma obsesje
na punkcie bezpieczeństwa Ko- chana!- Odwracam głowę w stronę
osoby, która właśnie się wypowiedziała, a jest nią czarnowłosy
chłopak, który z radosnym uśmiechem dosłownie uwiesza się na ramieniu stojącego obok niego wyższego mężczyzny w okularach.
-
Kazunari, ja jestem spokojny.- Okularnik przyciąga do siebie
czarnowłosego i uśmiecha się do niego delikatnie, na co drugi
reaguje cichym chichotem. Nie umiem tego zrozumieć. Przecież... To
tak można?!
-
Taiga kazał zawołać was na śniadanie.
-
WOAH!!!! Tetsuya!!! Nie rób tak!- Wszyscy obecni w pokoju, łącznie
ze mną, chyba właśnie przeżyli zawał, który spowodowało nagłe
pojawienie się niskiego chłopaka o błękitnych włosach i tego
samego koloru, dużych oczach. Zjawił się dosłownie znikąd.
-
Przyszedłem tutaj jakieś 5 minut temu. Myślałem, że już ktoś
mnie może zauważył - skomentował nowo przybyły. Co tu się w
ogóle dzieje?! Najpierw ten chłopak z nożyczkami, później tamte
dwa miśki i teraz jeszcze człowiek- widmo!
-
Wiesz przecież, że to tak nie działa!
-
Hym? Nasz gość już się obudził.- Stwierdził błękitno-włosy, ignorując swojego rozmówcę i spojrzał w moją stronę,
stwierdzając aktualny stan rzeczy.
-
E-etto...- Chcę coś powiedzieć, ale nie mam bladego pojęcia co!-
J- ja...
-
Do pracy się pospóźniacie!!! Po jaką cholerę wstaję o 5 nad
ranem?!- Do pokoju wparował jak burza wysoki, umięśniony mężczyzna z
widocznym zdenerwowaniem wymalowanym na twarzy.
-
E... he- he no ten...- Zająknął się chłopak z emo grzywką,
który do tej pory... Chwila, on tu od początku był? Mrugam szybko
zdezorientowany i rozglądam się po pomieszczeniu. (Który to już
raz dzisiaj...)
-
Nie denerwuj się tak, Tygrysku. Złość piękności szkodzi.-
Odwracam głowę w stronę, z której dobiegł mnie niski, nieco
zachrypnięty głos. Mam wrażenie, że oczy to mi zaraz z orbit
wylecą. W progu, oparty o framugę stoi wysoki, umięśniony
mężczyzna o ciemnej karnacji, granatowych włosach i tego samego
koloru oczach.
-
Ile razy mam ci powtarzać, żebyś tak do mnie nie mówił?!!
-
Wiesz przecież, że nie ważne ile razy to powtórzysz i tak nie
przestanę.- Na ustach granatowowłosego wykwita lekceważący
uśmiech.- Z resztą, to już dawno ustaliliśmy. No a teraz won
wszyscy z pokoju, bo nie ręczę za Tygryska z SNP.
-
Daiki!!! Zamorduję cię kiedyś i to w najbardziej bolesny
sposób, jaki możesz sobie wyobrazić!!!
-
Już to robisz, skarbie. Wystarczy samo patrzenie na ciebie.
Nie
mam pojęcia, co się dzieje, o co chodzi, ale wszyscy dookoła
wybuchają gromkim śmiechem, szybko wymykając się z pomieszczenia
pod wpływem spojrzenia chłopaka nazwanego „Tygryskiem”.
-
Daiki- kun...
-
Ułaa Tetsu!!! Nie strasz tak z samego rana!
-
Cały czas stałem obok ciebie, powinieneś mnie zauważyć. To tak
na marginesie.- Błękitnowłosy przymknął na chwilę oczy i
wziął oddech.- Masz gościa Daiki- kun. Zajmij się nim.- Niższy
chłopak obraca się i podchodzi do „Tygryska”, który uśmiecha
się do niego, czochrając jasne, niesforne kosmyki. Znowu mnie
zamurowało. Kiedy opuszczają pokój zostaję w nim sam na sam z
granatowowłosym. „Widmo” mówił, żeby się mną zajął, więc
przez głowę automatycznie przelatuje mi 150 najgorszych
scenariuszy, jakie jestem w stanie sobie wyobrazić.
W
momencie, gdy mężczyzna siada na krawędzi łóżka, na którym
leżę spinam się cały i zaciskam mocno oczy, przygotowując się
na to, co za chwilę nastąpi. Moje zdziwienie jest wręcz niemożliwe
do opisania, kiedy granatowowłosy głaszcze mnie delikatnie po
głowie.
-
Coś się tak spiął?
-
J-ja...
-
No ty. Już się tak nie bój. Tutaj nikt ci nie zrobi krzywdy.
Seijuro może i lata wszędzie z tymi swoimi nożyczkami, ale dopóki
nie dotkniesz Kokiego, to nic ci nie zrobi, a Taiga jest
niebezpieczny tylko, jak musi przejść na dietę.- Granatowowłosy
uśmiecha się pod nosem. Nie rozumiem w ogóle samego siebie, ale
przy tym obcym mi mężczyźnie, chyba po raz pierwszy w życiu nie
boję się. Od zawsze w pobliżu mnie kręcił się Satoshi. Już od
najmłodszych lat, samą swoją obecnością, napawając mnie
lękiem. Drżę nieznacznie na samą myśl o tym, nazwijmy to,
„człowieku”, ale chłopak siedzący obok i tak to wyczuwa.
Przygląda mi się teraz uważnie.- Boisz
się mnie?
-
Uhm... N-nie... J-ja p-po prostu coś sobie przypomniałem.- Mulat
otwiera szerzej oczy i unosi jedną brew do góry, jego usta
rozciągają się w nikłym uśmiechu.
-
O w mordę, to ty jednak umiesz mówić.
-
C-co proszę?
-
A proś o co chcesz, tylko nie o jedzenie, a przynajmniej nie mnie,
bo to się skończy w najlepszym przypadku zjaraną patelnią.
-
Co?- Nie rozumiem, o co mu chodzi. Najpierw rozprawia o
tym, że ja umiem mówić, a potem wyskakuje z tekstem o patelni, jak
Filip z konopi. Co tu się w ogóle wydarzyło?!
-
Hahahah... Żałuj, że nie widzisz swojej miny! Większe oczy, to
już chyba może mieć tylko kot, który naćpał się kocimiętki.-
No teraz to już kompletnie gościa nie ogarniam. Obracam
się na bok i chowam twarz w poduszkę z zażenowania. Słyszę, jak
śmiech granatowowłosego nasila się, po chwili jednak cichnie
zupełnie.
Czuję
jak wplątuje dłoń w moje włosy, następnie czochrając je.
Podnoszę głowę, żeby móc spojrzeć na niego. Na jego ustach
błąka się leniwy uśmiech, który na myśl przywodzi dzikie
zwierzę. Oczy ma lekko zmrużone. Patrzy na mnie jakby z sympatią.
Do tej pory, tylko jedna osoba tak na nie patrzyła - moja kochana siostrzyczka. Czyżbyś mnie lubił?
Nie
mogę powstrzymać uśmiechu, który wręcz ciśnie mi się na usta.
Ku mojemu zdziwieniu, granatowooki odwzajemnia ten gest.
-
A tak w ogóle, to się chyba nawet nie przedstawiłem. Nazywam się
Aomine Daiki, a ty księżniczko?
-
Kise Ryota i... nie nazywaj mnie księżniczką, proszę!
-
Ależ oczywiście, księżniczko.- Spoglądam na niego karcąco, ale
on nic sobie z tego nie robi. No może ma tylko więcej radochy niż
jeszcze pół minuty temu.- Dobra, dobra, nie patrz na mnie, jakbym
ci ulubionego pluszaka do spania rozszarpał. Przecież żartuję!-
Czuję jak krew napływa mi do policzków. No jak on może
tak żartować?!
-
Aomine- san!
-
Tylko mi bez tego -san. Nie mam pięćdziesiątki na karku, żeby
tak się do mnie zwracać. Zwykłe "Aomine" naprawdę wystarczy. A
teraz idziemy na śniadanie, bo Tygrysek się wkurzy, a zły
Tygrysek, to tygodniowa głodówka.- Aomine podnosi się z łóżka
i ściąga ze mnie kołdrę. Skąd te ubrania?! Za Chiny nie
pamiętam, żebym się przebierał! No właśnie, ja nie pamiętam
nic od tej feralnej akcji z tirem!
- Co tak patrzysz? Pierwszy
raz w życiu dresy na oczy widzisz?- Daiki parska śmiechem. Muszę
wyglądać naprawdę zabawnie z poczochranymi włosami i
skonsternowaną miną. W dodatku T-shirt, który mam na sobie jest
nieco za luźny, przez co zwisa, odkrywając lewy obojczyk pokryty ugryzieniami i malinkami.
-
Nie, ale po prostu nie kojarzę, żebym...
-
Aaa, o to ci się rozchodzi. Nic dziwnego, że nie kojarzysz. Jak cię tu przytargałem w ogóle nie kontaktowałeś. Z Taigą, chyba z
godzinę próbowaliśmy cię jakoś dobudzić. Potem przyszedł Shintaro i powiedział, że to na nic, bo jesteś wykończony, zarówno psychicznie jak i fizycznie, więc równie dobrze
moglibyśmy, budzić kamień.- Natychmiast tracę cały dobry humor,
a mina mi markotnieje. Oni wiedzą! On wie! Na pewno nie jest na
tyle głupi, żeby nie skojarzyć tak oczywistych faktów! Teraz to
już mogę być pewny, że ta sympatia w jego oczach, że to mi się
tylko wydawało.
- Ej, co jest? Gdzie się podział uśmiech?-
Podnoszę wzrok na Aomine. Chyba domyśla się o co mi chodzi, bo
wzdycha głęboko, z powrotem opadając obok mnie na łóżko.-
Chodzi ci o to „wykończenie fizyczne”, tak?
Kiwam głową,
dając mu tym samym znak, że ma rację.
- Nie przejmuj się. Nie ty
pierwszy i nie ostatni. Widziałeś w końcu, ilu nas tutaj mieszka,
co nie.
Powtórnie kiwam głową.
-No właśnie. Powiem ci tylko,
że wszyscy, którzy tu trafili są teraz rodziną, bez względu na
przeszłość, a nie była ona zbyt radosna. Wierz mi, wiem co
mówię.
-
Na prawdę?
-
Mhm... Mamy tu swoistą tęczę pod względem koloru włosów, oczu,
charakterów i przeszłości. Kilku chłopaków nawet miało podobny
problem, jak ty, więc spokojnie. Tutaj nikt nie ocenia na podstawie
tego, do czego życie cię zmusiło. W końcu liczy się to, co
robisz, gdy masz wybór.- Aomine uśmiecha się do mnie ciepło,
zakładając mi jeden z niesfornych blond kosmyków za ucho. Moje
ciało reaguje samo, nie mam na nie żadnego wpływu, gdy po raz
kolejny wtula się w Daikiego. Czyżbym w końcu odnalazł
spokój?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz