Światełko w tunelu

Fandom: Kuroko no basket
Gatunek: romans, okruchy życia, yaoi
Paring: Aomine x Kise

Ostrzeżenia: em... no ten... Kise ma nieco przejebane w życiu... i to chyba tyle... no dobra no trochę seksów ^w^ 



~*~

1.Granat nocy



              Ciemno. Nic nie widzę. Wiem, gdzie jestem. Wiem, co się dzieje. Wiem, że nie stanie mi się krzywda... ale i tak... boję się...
               Czuję jak coś zimnego, mokrego przejeżdża wzdłuż moje ciała. Jak to jest, że jedna rzecz sprawia jednocześnie przyjemność i ból? Nie mówię o bólu fizycznym. On jest do wytrzymania. Najgorszy, to ten psychiczny.
-Ach Kise- chan jakiś ty słodziutki.- Czuję jak członek Sanase- san wbija się w mój ciasny otwór. Krzyczę. Boli. Bardzo boli, gdy się porusza. Robi to brutalnie. Szybko, mocno, bez przygotowania mnie.- Jesteś taki ciasny. Aaa !!! Jak dobrze!- Jęczy, krzyczy, ciężko dyszy, a to wszystko z rozkoszy. Ciekawe jak to jest odczuwać przyjemność z seksu?- No Kise- chan krzycz, wrzeszcz, wiesz, że to uwielbiam!- Słyszę plaśnięcie i czuję pieczenie na udach. Po chili to samo, ale tym razem pośladki. „Pan karze, sługa musi”. Krzyczę, bo on tego chce. Nie robię tego dla przyjemności. Po prostu nie mam wyjścia.- Ach jak dobrze! Jeszcze chwila! Zaraz dojdę!- Przyspiesza, wzmacnia pchnięcia. Boli jeszcze bardziej, ale chwilę później jest po wszystkim. Nagle czuję na sobie ciężar.- Było cudownie.- Sanase- san wstaje. Ciężar znika.- Jednak ze wszystkich dziwek, to ty jesteś najlepszy, Kise- chan.- Mówi, rozwiązując mnie i ściągając opaskę z oczu. Jego słowa bolą. Bardzo bolą. Zwłaszcza, że już od dwunastu lat powtarzam sobie „To koniec! Już nigdy więcej!”, ale zawsze jest tak samo.- Szkoda, że nie chcesz zostać moją prywatną skarbnicą rozkoszy.- Chcę mu odpyskować, wszystko wygarnąć, ale nie mogę. Jeżeli to zrobię, menedżer mnie ukarze. Jednak nie tak normalnie. To dałbym radę znieść. Satoshi- sama, mój menedżer ma na mnie haka, dlatego nie mogę przestać, nie mogę się sprzeciwiać. Jeżeli zrobię coś nie po jego myśli ucierpi na tym moja kochana siostrzyczka. Ona jest ciężko chora. Już prawie z tego wyszła i teraz najbardziej potrzebuje opieki medycznej. Jeżeli się postawie ,Satoshi- sama odbierze jej wszelkie szanse na wyzdrowienie.
                   Wie pan, że nie mogę. Mam dużo klientów. Nie chcę ich rozczarować.- Mówię grzecznie, uśmiechając się uroczo, chociaż tak naprawdę ma ochotę przywalić mu w ten zapity, krzywy ryj.
                   Ano wiem. No nic. Pieniądze przelałem już na twoje konto.- Ubiera się szybko. Patrzę na niego pytająco, nie żeby mnie to jakoś obchodziło.- O co chodzi?
                   Zastanawiam się, gdzie panu tak spieszno, Sanase- san?
                   Jestem umówiony z żoną na uroczystą kolację. Dzisiaj mamy 20 rocznicę ślubu. - Dlatego pieprzy się z dwudziestoletnim chłopakiem po kątach? „ No tak, to ma sens. 20 i 20... Yyy nie. Żadnego.”
                   Uhum. W takim bądź razie, proszę pozdrowić ode mnie małżonkę.
                   Jasne.- Kiwa pospiesznie głową i podchodzi do drzwi.- Do następnego razu.- Sanase- san puszcza do mnie perskie oko i wychodzi. Do następnego... zapewne... Niestety.


 ~~*~~ 
            

                Otwieram powoli oczy. Poraża mnie czerwony kolor z wyświetlacza budzika. Druga w nocy. Musiałem zasnąć zaraz po tym jak klient wyszedł. Przeciągam się. Bolą mnie wszystkie mięśnie. Mam dość. Ja już tak dłużej nie chcę, ale z drugiej strony moja siostrzyczka...
                 Powoli zwlekam się z łóżka i idę pod prysznic. Uwielbiam, gdy strumienie ciepłej wody obmywają moje ciało. Mam wtedy wrażenie, że część tego, co mnie spotyka, tych wszystkich pseudo „spotkań” oraz „zabaw” zostaje ze mnie zmyta. Odkręcam kurki i opieram głowę o ścianę. Nie mam siły na nic. Ledwo stoję. Jestem taki zmęczony. Chyba tylko prysznic i od razu do łóżka, albo nie. Wolę spać na ziemi. Łóżko źle mi się kojarzy. Szybko namydlam całe ciało. Spłukuję pianę. Jeszcze przez pół godziny po prostu stoję pod strumieniem ciepłej wody. To chyba jedyna przyjemność w całym moim życiu, nie licząc rozmów z Nanami, moją siostrzyczką. Zakręcam wodę, wychodzę spod prysznica i wycieram się dokładnie. Nie wziąłem żadnych ciuchów, więc wychodzę z łazienki w samym ręczniku przepasanym w biodrach.
                    Rozglądam się po pomieszczeniu. Apartamentowiec. W końcu otacza mnie elita, poruszam się w wyższych sferach. Te bogate gnidy myślą, że jak wezmą najdroższy pokój, to seks będzie przyjemniejszy, ale tak naprawdę, jakby dać im drewnianą skrzynkę, żeby mieli mnie przez co przewiesić, coby było wygodniej, to nawet wysypisko śmieci byłoby dobre. Wzdycham ciężko. Zakładam bokserki i jakąś koszulkę „grunt, że nie śmierdzi”. Opatulam się kocem z polaru i siadam na parapecie. Lubię obserwować miasto nocą, to mnie uspakaja. Czuję powoli zbliżającą się błogość, która oznacza, że niedługo przyjdzie sen. Kiedy już przymykam oczy, oddając się w rozkoszne objęcia Morfeusza, moich uszu dobiega zgrzyt zamka.
                   Kise, skarbie ty mój, gdzie się podziałeś?- Satoshi- sama zawsze tak do mnie mówi, bo jak kiedyś stwierdził: „Twoja dupa, to największy skarbiec tego świata. Na niczym innym tak nie zarobię.”, tsk... miło nie powiem...
                   Salon. Parapet.- Odpowiadam nieco sennie.
                   Spałeś ty coś w ogóle?- Uśmiecha się zawadiacko.
                   Tak, ale Sanase- san był dzisiaj... dość pobudzony i dał mi niezły wycisk.-Jakbym mówił o ćwiczeniach na siłowni.
                   No cóż, muszę przyznać, że się spisałeś, bo dorzucił jeszcze trochę grosza od tak po prostu. Ale to teraz nieważne. Przyszedłem ci przekazać, że z twoją siostrą jest co raz lepiej i szkoda by było to teraz zaprzepaścić.- Przełykam głośno ślinę. Skoro menedżer mówi o Nami, to znaczy, że plan na następny dzień mi się nie spodoba.
                   Mhm...- Nie jestem w stanie odpowiedzieć nic więcej.
                   Tak więc, pobudka o 10, a potem od 12 do 13 przychodzą państwo Masamune, później od 13 do 14, Sanase- san, od 14 do 20 będziesz miał na głowie tamtą grupkę tancerzy, czekaj... jak to oni się zwali... a tak „Nesemuro”. Dalej od 20 do 22 pani Jicharo i od 22 do 3/4 masz sesje.
                   Chcesz mnie wykończyć?! Przecież wszyscy, których mi na jutro zapisałeś to powaleni sadyści!
                   Nie unoś się. Denerwujesz mnie.
                   No i dobrze! Ja tu muszę dupy dawać, bo tobie miliony na miesiąc, to mało, a ty mi jeszcze coś takiego robisz!!!
                   Oj! Nie zmuszaj mnie...- Dość! Mam dość! Dlaczego mnie to spotkało?! Czy ja komuś zrobiłem coś w poprzednim wcieleniu?! Tak się przecież nawet menela spod śmietnika, za wysypiskiem nie traktuje! Odkąd skończyłem 8 lat robię za niewolnika! i to jakiego! Za co?! Dlaczego?! Robię to już od 12 lat... Mam dość!!! Ja nie chcę! ...ale Namiś, gdyby nie moja siostrzyczka...gdyby nie to, że Satoshi- sama może jej odciąć dostęp do pomocy medycznej... już dawno... już dawno bym się zabił... ale moja siostrzyczka... Dla niej przecież zrobię wszystko! Tylko, że już mam dość... Dość tych wszystkich upokorzeń, dość traktowania gorzej niż śmiecia, mam dość siebie i tego wszystkiego! Ludzkie życie jest takie kruche, wystarczy przecież tak niewiele. A gdybym jednak zginął? Ja dla rodziców nic nie znaczę, ale moja Nanami... Ona jest dla nich całym światem. Menedżer jest przecież zależny od nich... Więc może w końcu, może w końcu powinienem to skończyć? Tyle upokorzeń, tyle cierpień, tyle bólu... hahahahha... Dlaczego doszedłem do tego wszystkiego tak późno? Dlaczego dopiero teraz zauważyłem, że moja siostrzyczka wcale mnie nie potrzebuje, by żyć, przecież rodzice nie pozwolą, żeby włos jej z głowy spadł. Hym... Pewnie Nana będzie za mną tęsknić. Bądź, co bądź jestem jej bratem, ale... za każdym razem powtarza mi, że chce, żebym był szczęśliwy... Ale ja... mam dość, ja już nie umiem, nie mógłbym być szczęśliwy. Chyba czas powiedzieć „Do zobaczenia po drugiej stronie!”. Mam dość! Wybacz Namiś, ale podjąłem decyzje. Przepraszam cię. Chwytam pierwsze, lepsze spodnie jakie mam pod ręką i zakładam je szybko.
                   Do czego?! Do szantażu?! To już codzienność?! Grozisz mi cały czas!
                   Kise!- Podchodzę do drzwi i zakładam szybko buty.
                   A co jak już nie będziesz miał kogo wyzyskiwać?!- Wybiegam z pokoju. Kieruję się w stronę schodów. Winda jest za wolna. Mam dość! Koniec! Dzisiaj na pewno! Już podjąłem decyzję! Dość! Jak wariat zbiegam po schodach. Czuję jak po policzkach ciekną mi łzy. Przepraszam siostrzyczko! Mam nadzieję, że mi wybaczysz Namiś... Wpadam do holu jak burza, a przynajmniej tak mi się wydaje. Przez łzy mam rozmazany obraz.
                 Słyszę dzwoneczek recepcyjny. Tak, to z pewnością hol. Namierzam drzwi i biegnę w ich kierunku. Nagle czuję na twarzy coś miękkiego, a jednocześnie twardego.
                   O kurwa!- Dobiega mnie czyjś krzyk. Ląduję na ziemi. Chociaż... nie. Czuję, że spadłem na kogoś. Szybko się podnoszę i wybiegam z budynku dostrzegając jeszcze granatowe włosy chłopaka, na którym wylądowałem. Łapię szybki oddech. Pieką mnie płuca, to strasznie boli, ale co z tego, skoro za chwilę i tak zrobię efektowne „Sayonara!”?
                   … blondyn...dokładnie...- Moich uszu dobiegają urywki wykrzyczanych przez  Satoshiego- sama zdań. Znów zrywam się do szaleńczego biegu na oślep. Ostatnie, co słyszę to:
                   Nie na mojej zmianie do kurwy nędzy!!!- Kogoś porządnie coś wkurzyło, ale mam to gdzieś. Wbiegam na ulicę. Dostrzegam dwa zbliżające się światła tira. Staję jak wryty. Nie ma szans, żeby kierowca mnie zauważył. Upragniony koniec nadchodzi. Trochę szkoda, że nie zobaczę jak Nanami wychodzi ze szpitala, ale co mi tam... Teraz i tak już pozamiatane. Przymykam oczy. Słyszę jak tir się zbliża. Jestem gotowy.
             Nagle czuję uderzenie, ale to na pewno nie żaden samochód, tym bardziej ciężarówka. Asfalt ucieka mi spod nóg. Czuję, że moje ciało „podskakuje” lekko do góry. Ktoś chwyta mnie pod kolanami i pod plecy, sposób na tak zwaną „pannę młodą”. Odruchowo oplatam szyję swojego „wybawcy” nadal, mając zamknięte oczy. Czuję wstrząs. Wydaje mi się, że to od skoku. Otwieram powoli oczy.
                   Cały jesteś?- Osobą, która mnie uratowała okazuje się być granatowowłosy chłopak, na którego wpadłem w holu. Rozglądam się dookoła. Stoimy na chodniku, całkiem spory kawałek od miejsca, gdzie znajdowałem się przed chwilą. Dostrzegam znajomego tira. Właśnie w ty momencie powinno być po mnie, co oznacza, ze chłopak bardzo szybko biegł, w dodatku niósł mnie na rękach, a nawet nie dostał zadyszki.- Słuchasz mnie? Wszystko w porządku?- Granatowowłosy przygląda mi się uważnie i jakby z troską... W odpowiedzi na jego pytanie tylko kiwam głową. Chłopak powoli, ostrożnie stawia mnie na ziemi. Bierze głęboki wdech i wypuszcza powietrze z płuc.- Co ci kurna do tego blond łba strzeliło!- Wkurzyłem go.
                   Ja... ym... e- etto...- Nie jestem w stanie nic powiedzieć. Dopiero teraz dociera do mnie, co tak właściwie chciałem zrobić, co tu się przed chwilą wydarzyło. Od tego wszystkiego zakręciło mi się w głowie. Czuję jak ręka chłopaka, stojącego obok oplata mnie, żebym nie upadł. Podnoszę głowę. Przenikliwość granatowych oczu przewierca mnie na wylot. Jego spojrzenie mnie hipnotyzuje. Nie jestem w stanie oderwać wzroku.
                   Na pewno wszystko w porządku?- Nie jestem w stanie nic zrobić. Kompletnie nic. Te oczy... Ten elektryzujący granat... Jego oczy są jak niebo nocą... Nie mogę oderwać wzroku.
                   Oi! KISE!!!- Z hipnozy wyrywa mnie wrzask menedżera. Jeszcze przez chwilę patrzę w oczy nieznajomego, który przed chwilą uratował mi życie, po czym spoglądam w stronę Satoshiego- sama. Granatowowłosy patrzy to na mnie, to na mojego menedżera. Nie mam pojęcia, jaki mam wyraz twarzy, ale zapewne coś w rodzaju „zbity szczeniak”, bo po chwili czuję jak nieznajomy przyciska mnie do siebie.
                   Już dobrze... Już jesteś bezpieczny...- Z hotelu wybiegłem na krótki rękawek, dopiero teraz, czując przyjemne ciepło tego chłopaka, to sobie uświadomiłem. Jego ręka powędrowała na moje plecy, gładząc je  uspokajająco. Pierwszy raz... to jest pierwszy raz, kiedy dotyk drugiego człowieka sprawia mi przyjemność. Wtulam twarz w zagłębienie szyi nieznajomego, wczepiając palce w jego bluzę, jakbym bał się, że zaraz zniknie. Chłonę zapach skóry mojego wybawcy. Jest bardzo przyjemny, delikatny, ale ma w sobie jakąś taką drapieżną nutę. Przymykam oczy. Jak przyjemnie...
             Z tej nocy już niczego więcej nie pamiętam. Urwał mi się film... Nie wiem, co teraz będzie... Niczego nie mogę być pewny... Jedyną rzeczą, która trzyma mnie teraz przy resztkach chęci do życia jest tamten elektryzujący granat... jak nocne niebo...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz