Kuroko
czuł się pusty. Nie mógł ująć tego inaczej – miał wrażenie jakby był tylko
skorupą, z której ktoś wyrwał coś bardzo ważnego.
Przycisnął
prochy Seijuro mocniej do piersi i spojrzał raz jeszcze na Aomine.
-Nie
uważam, aby to było potrzebne, żebym wyjeżdżał – powiedział. Jego głos też
brzmiał inaczej. Przypominał matowy głos dzieci z horrorów aniżeli słodki
tenor, który już znali.
-Kuroko,
chciano cię zaatakować. Nie jesteś tutaj bezpieczny.
-Nie
interesuje mnie to.
-Ale
nas to obchodzi. Nie chcesz dowiedzieć się, kto to zrobił?
-A
czy to coś zmieni, Aomine?
-Nie
wiem, może… Proszę, Kuroko. Jedź. Znam Kagamiego, zajmie się tobą.
-Nie
chcę Kagamiego. Chcę, żeby Akashi tu był.
-Przecież jestem.
Kuroko
spojrzał na postać obok niego. Miał głos Seijuro, jego wygląd, ale wiedział, że
to nie Seijuro. On przecież nie żył.
-Nie
chcę jechać – powtórzył Kuroko.
-Czy
ty myślisz, ze Akashi by tego chciał? Żebyś teraz się narażał?
-Oczywiście, że nie chcę. Kuroko jedź albo
potłukę tutaj wszystkie rzeczy. Masz być bezpieczny, rozumiesz?
Chłopak
pokiwał głową.
-Dobrze
– zgodził. – Pojadę, ale… Aomine musisz mi przysiąc, że dorwiesz tego potwora,
który go skrzywdził.
-Nie
spocznę dopóki ten sukinsyn nie znajdzie się za kratkami – obiecał.
-Naprawdę przekazujesz tę sprawę Aho?
Wspaniele, tak to nigdy się nie dowiesz, kto mnie zamordował – burknął
Akashi. Kuroko rzucił mu szybkie spojrzenie.
-I
niech Kise ci pomoże.
-Ech,
dzięki za wiarę, ale dobra… Kise też będzie pomagał. A ty lecisz do Ameryki.
Kagami cię tam przechowa.
-Oby tylko go nie podrywał.
-Dobrze.
Czy to wszystko, Aomine-kun?
-Tak,
chyba tak…
-W
takim razie chciałbym zostać sam.
-Etto…
Jasne. Później zadzwonię.
Kuroko
kiwnął głową, ale już nie słuchał przyjaciela. Przycisnął urnę mocniej do
siebie i oparł głowę o zagłówek kanapy.
Aomine
spojrzał na Tetsu, kiwnął głową i wyszedł. Zaraz potem Akashi w swej na wpół
materialnej formie opadł na kanapę.
-No, wygląda na to, że nawet śmierć nas nie
rozłączy – stwierdził.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz