Rozdział 8




Kuroko czuł się pusty. Nie mógł ująć tego inaczej – miał wrażenie jakby był tylko skorupą, z której ktoś wyrwał coś bardzo ważnego.
Przycisnął prochy Seijuro mocniej do piersi i spojrzał raz jeszcze na Aomine.
-Nie uważam, aby to było potrzebne, żebym wyjeżdżał – powiedział. Jego głos też brzmiał inaczej. Przypominał matowy głos dzieci z horrorów aniżeli słodki tenor, który już znali.
-Kuroko, chciano cię zaatakować. Nie jesteś tutaj bezpieczny.
-Nie interesuje mnie to.
-Ale nas to obchodzi. Nie chcesz dowiedzieć się, kto to zrobił?
-A czy to coś zmieni, Aomine?
-Nie wiem, może… Proszę, Kuroko. Jedź. Znam Kagamiego, zajmie się tobą.
-Nie chcę Kagamiego. Chcę, żeby Akashi tu był.
-Przecież jestem.
Kuroko spojrzał na postać obok niego. Miał głos Seijuro, jego wygląd, ale wiedział, że to nie Seijuro. On przecież nie żył.
-Nie chcę jechać – powtórzył Kuroko.
-Czy ty myślisz, ze Akashi by tego chciał? Żebyś teraz się narażał?
-Oczywiście, że nie chcę. Kuroko jedź albo potłukę tutaj wszystkie rzeczy. Masz być bezpieczny, rozumiesz?
Chłopak pokiwał głową.
-Dobrze – zgodził. – Pojadę, ale… Aomine musisz mi przysiąc, że dorwiesz tego potwora, który go skrzywdził.
-Nie spocznę dopóki ten sukinsyn nie znajdzie się za kratkami – obiecał.
-Naprawdę przekazujesz tę sprawę Aho? Wspaniele, tak to nigdy się nie dowiesz, kto mnie zamordował – burknął Akashi. Kuroko rzucił mu szybkie spojrzenie.
-I niech Kise ci pomoże.
-Ech, dzięki za wiarę, ale dobra… Kise też będzie pomagał. A ty lecisz do Ameryki. Kagami cię tam przechowa.
-Oby tylko go nie podrywał.
-Dobrze. Czy to wszystko, Aomine-kun?
-Tak, chyba tak…
-W takim razie chciałbym zostać sam.
-Etto… Jasne. Później zadzwonię.
Kuroko kiwnął głową, ale już nie słuchał przyjaciela. Przycisnął urnę mocniej do siebie i oparł głowę o zagłówek kanapy.
Aomine spojrzał na Tetsu, kiwnął głową i wyszedł. Zaraz potem Akashi w swej na wpół materialnej formie opadł na kanapę.

-No, wygląda na to, że nawet śmierć nas nie rozłączy – stwierdził.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz